Śnieg, nerwy i zapasy w błocie
Ekantor.pl Falubaz pokonał ROW Rybnik 46:43. Wynik był sprawą otwartą do ostatniego biegu, który w dodatku ruszał dwa razy. Dreszczowiec!
Jeśli już mowa o dreszczowcu to wielu z nas przeżyło go dosłownie trzęsąc się z powodu przejmującego chłodu, który towarzyszył inauguracji sezonu w Zielonej Górze. Zawodnicy mieli gorzej. Dwie śnieżyce spowodowały, że na torze zalegała warstwa śliskiej mazi, która przyklejała się do kombinezonów i motocykli. Trudno powiedzieć, że Ekantor.pl Falubaz jechał w niedzielę na swoim obiekcie.
- Deszcz, śnieg właściwie, zmieniał nam ten tor i wszystko robiło się loteryjne. Kto poszedł ze startu ten... Na początku porobiliśmy też trochę błędów i Grigorij Łaguta to wykorzystał. Damian Baliński także. Przewieźli nas dwa razy z wyjścia. Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz dlatego, że w Rybniku są klasowi zawodnicy. Nie można mówić o ROW-ie, że to beniaminek, bo ma skład otrzaskany w ekstralidze - ocenił trener Marek Cieślak. - Nie szło nam, ale potrafiliśmy odrobić i wygrać. Piotr Protasiewicz nie narobił nam punktów (7 i bonus), bo przystopowały go defekty.
- Można powiedzieć, że jechaliśmy dziś na wyjeździe - dodał Patryk Dudek (13 i bonus). - Po drugim śniegu zrobiła się istna loteria.
Szkoleniowiec naszej drużyny przyznał, że trenowali zupełnie na innej nawierzchni niż ta, którą zafundowały opady. - Na czymś takim nie ma konkretnej walki. Kiedy wygraliśmy 5:1 (w VII wyścigu - dop. red.), nawierzchnia się trochę przesuszyła i gdyby nie przyszły kolejne opady ten mecz mógł być dużo fajniejszy. A tak znów zrobiło się bajoro i było tak, jak było.
Cieślak dodał, że w rewanżu może być tylko lepiej oraz to, co słyszeliśmy już w Toruniu - Falubaz ma rezerwy. - Piotr Protasiewicz to nie jest zawodnik robiący sześć punktów w sześciu startach na swym torze.
Jechać, jechać, w ogóle nie patrzymy na zdrowie zawodników
Nie obeszło się bez pytań o emocjonującą końcówkę, a zwłaszcza o XIV bieg, w którym dobrze dysponowanego Andrieja Karpowa (7 i bonus) zastąpił Krystian Pieszczek (4 i bonus). - Są jeszcze sprawy przyszłości. Liczyłem, że Piotr pojedzie ten ostatni wyścig. Pytałem go czy jest pewny, że jego sprzęt dojedzie. Mówił, że tak. Powinienem postawić na Karpowa, ale chciałem kapitana pociągnąć w górę. To trochę tak, jak z Vaculikiem w Tarnowie, który przez cały mecz słabo, słabo, a w biegach nominowanych wygrał i następny mecz już jechał dobrze. Tym razem nie wyszło. A nerwy? Nie było spokojnie.
Kibice zwracali uwagę na starty, które najczęściej decydowały o kolejności na mecie. W tym elemencie znów Ekantor.pl nie był najmocniejszy. - Z tamtej strony też są goście, którzy dobrze startują. Poza tym, kiedy woda się leje są nieustanne dylematy czy stawać w koleinie czy na równym. Dużo zaszkodziła nam maszyna startowa. Zawodnicy podjeżdżali i nie wiedzieli czy ona pójdzie, czy nie pójdzie. Jestem na sto procent przekonany, że ta maszyna zabrała nam kilka punktów. Bo to nie było normalne startowanie.
Bohaterem meczu był Dudek, który nie tylko świetnie zapunktował, ale jeszcze wykazał się refleksem w ostatnim decydującym biegu.
- Chciałem wygrać. Najlepiej 5:1 i nie kalkulowałem. Cieszę się, ze pokazałem, że umiem jechać pod presją. Martwi mnie tylko, że wygrywam dopiero po wypadkach. Znów jestem poobdzierany i poobijany. Najważniejsze było zwycięstwo - powiedział „Duzers”. - Nie wiem czy to presja telewizji, czy nie, ale po tych drugich opadach mogliśmy odczekać pięć, dziesięć minut, wyszło słońce i spróbować coś zrobić traktorem. Jechać, jechać, w ogóle nie patrzymy na zdrowie zawodników. Kiedy jest ślisko stawia motocykl, pod kołem nie jest równie przyczepnie. Przez pogodę, mokrą szprycę są takie defekty jak ten Krystiana Pieszczka czy Piotr Protasiewicza.
A jeśli mowa o kapitanie...
- Dwa razy do układu zapłonowego dostała się woda. Jechałem szeroko i zbierałem wszystko, co mogłem zebrać. To były dwa różne motory, wiec nie ma mowy o kwestii mechanicznej, ale to elektronika, na którą nie mamy wpływu. W podobnych warunkach rzadko się jeździ, ale będziemy musieli poszukać jakiegoś zabezpieczenia - wytłumaczył „PePe”. - Gorzej to już nie mogło się poukładać, ale jest już historią i trzeba się skoncentrować na przygotowaniach do następnego meczu.