Jeżeli użyjesz ponad 70 znaków, wyślesz dwie lub więcej wiadomości SMS. Jeżeli nie chcesz płacić niespodziewanie wysokich rachunków, zwróć na to uwagę.
„Kochani! Dotarliśmy bezpiecznie do Lizbony. Miasto jest zachwycające!!” – ta hipotetyczna wiadomość SMS, wysłana z Portugalii do Polski, składa się z dokładnie 70 znaków. Przykładowo jej koszt w ofercie standardowej sieci Plus to 29 groszy brutto, jeżeli klient przekroczy limit bezpłatnych SMS-ów przysługujący mu w abonamencie. Po tym, jak opłaty za roaming zostały zniesione w połowie czerwca, taka sama stawka obowiązuje w Polsce i w krajach Unii Europejskiej oraz w krajach Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Ale za SMS do państw spoza UE i EOG abonenci zapłacą więcej. W Plusie – 62 grosze z VAT (według oferty ważnej od 15 czerwca 2017 roku).
Ale jest jeden haczyk. Wiadomość z Lizbony zawiera polskie znaki diakrytyczne. W takim przypadku nadawca jest ograniczony właśnie do 70 znaków. Jeżeli przykładowa wiadomość zawierałaby chociaż jeden znak więcej, telefon podzieliłby ją na dwie wiadomości, co oznacza że koszt wzrósłby dwukrotnie – do 58 groszy. Gdyby nadawca nie używał polskich znaków, czyli literę „ś” zastąpiłby literą „s” oraz „ą” zastąpiłby „a”, to mógłby pozwolić sobie na wiadomość składającą się ze 160 znaków, czyli ponaddwukrotnie dłuższą. Taki jest standard obowiązujący we wszystkich sieciach komórkowych.
– Jest on zgodny z normami technologicznymi Europejskiego Instytutu Norm Telekomunikacyjnych – potwierdza Wojciech Gunia, starszy specjalista w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej. Dodaje, że długość wiadomości SMS na poziomie 160 znaków została określona w dobie tworzenia standardów komunikacji mobilnej i od tego czasu nie została zmieniona.
Ale nie wszyscy o tym wiedzą. Pani Helena, klientka Orange, była zaskoczona wysokością rachunków. Wydawało jej się, że powinna zapłacić za mniejszą liczbę SMS-ów, niż naliczył jej operator. Pani Helena nie zdawała sobie sprawy, że istnieją ograniczenia liczby znaków. A te informacje są w niektórych cennikach (np. sieci Orange) oraz instrukcjach obsługi telefonów.
Należy więc uważnie sprawdzać stawki zapisane w umowach. Szczególnie przed wyjazdami za granicę – choć esemesy pisane po polsku są dzielone na kilka krótszych także w Polsce.
Pani Helena, abonentka sieci Orange, była przez kilka miesięcy dostawała wysokie rachunki za telefon komórkowy, choć nie używała go nadmiernie.
- Dlaczego płaciłam tak dużo? Nie wysłałam tylu esemesów, ile widnieje na fakturach - zastanawiała się.
Napisała więc do operatora reklamację. Sądziła, że wkradł się jakiś błąd w naliczaniu wiadomości tekstowych i opłat za nie. Otrzymała odpowiedź, że to nie był błąd sieci.
„Prawidłowo funkcjonujący aparat podzieli wiadomość tekstową, gdy wysyła się wiadomości o dużej liczbie znaków. Taka wiadomość jest dzielona na kilka mniejszych, liczących maksymalnie po 160 znaków. Sytuacja nieco zmienia się, jeśli wpisuje Pani w SMS-ie polskie znaki diakrytyczne. W takiej sytuacji telefon dzieli wiadomości po wpisaniu 70 znaków. (...) W rachunku szczegółowym jest to przedstawione jako np. 2, 3 lub 4 wiadomości tekstowe wysłane w krótkim odstępie czasu” - czytamy w odpowiedzi wysłanej przez doradcę klienta sieci Orange.
Doradca dopisał, że dzielenie wiadomości dokonywane jest przez aparat telefoniczny, a nie przez operatora. Potwierdza to Wojciech Gunia, starszy specjalista z Urzędu Komunikacji Elektronicznej: - Liczba znaków w esemesie nie jest zależna od operatora, jest natomiast ustalona standardem Europejskiego Instytutu Norm Telekomunikacyjnych, do którego operatorzy muszą się stosować. Maksymalna długość SMS-a została wyznaczona na podstawie badań statystycznych, dotyczących liczby znaków używanych na kartkach pocztowych. Zwykle nadawcy używali 150 znaków - wyjaśnia Gunia.
Mniejszy limit polskich znaków to już czysta matematyka. W bitach (jednostka informacji cyfrowej) ważą więcej, więc trzeba użyć ich mniej.
Takie same zasady obowiązują przy wysyłaniu esemesów z zagranicy. Od 15 czerwca dodatkowe opłaty za wysyłanie wiadomości (SMS i MMS) i za rozmowy telefoniczne zostały zniesione w krajach Unii Europejskiej oraz w Norwegii, Islandii i Lichtensteinie. Oznacza to, że te usługi są za darmo w ramach limitów lub kosztują tyle samo co w Polsce, jeżeli abonent limit przekroczy. Trzeba jedynie uważać przy korzystaniu z in-ternetu.
- Operatorzy mogą wprowadzić w ramach tego samego pakietu odmienne limity - zaznacza Wojciech Gunia.
W krajach UE nie zapłacimy jednak więcej niż 50 euro miesięcznie, bo operatorzy mają obowiązek ustawienia limitu kwotowego na transmisję danych w roamingu. - Zaznaczam i apeluję, aby abonenci zwracali szczególną uwagę na ceny usług w roamingu poza UE - przestrzega Gunia.
Minuta połączenia na Ukrainę kosztuje w sieci Plus około 2 zł brutto, do Brazylii - prawie 8 zł.