Smogowa panika? Mocno... uzasadniona
Wilgotne powietrze i brak wiatru wystarczyły, aby cały kraj, w tym Poznań, ogarnęła smogowa panika. Okazało się, że była ona mocno uzasadniona. Normy pyłów w powietrzu zostały przekroczone nawet pięciokrotnie.
Jest cichy, prawie niewidoczny, bo bezbarwny, przenika na wskroś i dociera tam, gdzie może wyrządzić najwięcej szkód - do płuc. Smog pochodzi z języka angielskiego i łączy dwa inne: „smoke” - dym i „fog” - mgłę, zwany jest też cichym zabójcą. Powstaje w wyniku zanieczyszczenia powietrza. Sprzyjają mu warunki atmosferyczne: wysoka wilgotność i brak wiatru. Problem smogu występuje na całym świecie, także w Polsce i to od lat. W ostatnich dniach Główny Inspektorat Ochrony Środowiska ostrzega przed smogiem praktycznie całą Polskę. Mamy się czego bać?
- Układ oddechowy jest szczególnie narażony na wpływ zanieczyszczonego powietrza - wyjaśnia doktor Dorota Kaczmarek, pulmonolog z Wielkopolskiego Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii w Poznaniu. - To, w jaki sposób taka ekspozycja zaszkodzi, zależy od wielu czynników. Przede wszystkim, należy rozgraniczyć osoby zdrowe i przewlekle chore, szczególnie cierpiące na astmę lub przewlekłą obstrukcyjną chorobę płuc.
Mechanizm dostawania się drobinek pyłu do organizmu jest zawsze taki sam. W pierwszej kolejności zanieczyszczenie wpływa na błony śluzowe nosa i gardła. Wtedy może pojawić się kaszel. To naturalny mechanizm obronny organizmu. Osobie zdrowej łatwiej pozbyć się w ten sposób zanieczyszczeń. W przypadku osób cierpiących na choroby układu oddechowego szybciej dojdzie do infekcji czy ataku astmy.
- Kiedy w smogu występuje duże nasilenie szkodliwych substancji i do tego długo przebywamy w zanieczyszczonym powietrzu, pozwalamy, aby drobne pyły docierały do oskrzeli, płuc, potem oskrzelików i pęcherzyków płucnych, w których dochodzi do wymiany gazowej - tłumaczy doktor Kaczmarek. - Wtedy te szkodliwe substancje przedostają się do krwiobiegu i mają wpływ na inne układy.
W ten sposób może dojść do pojawienia się alergii, astmy, chorób układu krążenia, a nawet nowotworów.
- W ostatnich dniach, kiedy pojawiły się doniesienia o smogu, nie zaobserwowałam ani większej liczby pacjentów, ani pogorszenia stanu zdrowia u chorych, którymi się opiekuję - przyznaje doktor Kaczmarek. - Na przestrzeni ostatnich lat, widzę jednak wyraźnie więcej przypadków alergii, astmy, czy POChP. Badania pokazują również, że złe powietrze, którymi oddychają matki w czasie ciąży, może mieć wpływ na masę urodzeniową dzieci.
Pulmonolog radzi, aby przede wszystkim unikać przebywania w zanieczyszczonym powietrzu. W dniach, kiedy alarm smogowy informuje nas o przekroczeniu norm stężenia pyłu, po powrocie do domu warto przemyć twarz wodą, przepłukać gardło, oczyścić nos solą fizjologiczną lub wodą morską. Gdy pojawi się kaszel, dobrze jest przyjąć leki wyksztuśne, które pomogą szybciej oczyścić drogi oddechowe. - Jeśli kaszel jest suchy, nieproduktywny, należy przyjmować więcej płynów - radzi doktor Kaczmarek.
Na lekceważenie czystości powietrza nie pomoże jednak syrop na kaszel. Tutaj potrzebne są rozwiązania systemowe, które należy wprowadzić odpowiednimi przepisami.
Smok wawelski a smog poznański
W XXI wieku nie poradziliśmy sobie wciąż z tym problemem, który staje się coraz bardziej poważny dla znacznej części społeczności. Ogólna panika, która wybuchła na początku tego tygodnia, to wynik zwiększonej świadomości Polaków. Chcemy wiedzieć, czym oddychamy i jak zminimalizować, a najlepiej całkowicie wyeliminować problem zanieczyszczonego powietrza i ryzyko następstw, jakie może za sobą nieść. Nie jest to też tylko problem śląskich miast, jak się wielu wydaje. Mleczna zawiesina utrzymuje się od kilku dni nad Krakowem, Rybnikiem, Żywcem, ale też Warszawą, Łodzią i Poznaniem. Tak naprawdę łatwiej można by wymienić miejsca, gdzie czyste powietrze jest, niż te, w których nie ma czym oddychać. Najwięcej szczęścia mają mieszkańcy nadmorskich miejscowości, które są często przewietrzane.
Czy w ciągu kilku ostatnich dni tak gwałtownie wzrosło zanieczyszczenie powietrza? Eksperci zarzekają się, że nie. Że jest to, niestety, sytuacja powtarzająca się cyklicznie o tej porze roku.
- Trudno powiedzieć, czego wynikiem jest takie nagłe zainteresowanie wywołane smogiem, który, mówiąc szczerze, od lat towarzyszy nam o tej porze roku - mówi Danuta Krysiak z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu. - Od lat faktem jest, że sezon grzewczy sprzyja zanieczyszczeniu powietrza. Naszym wrogiem jest niska emisja - dodaje.
Mimo to, na portalach społecznościowych mieszkańcy różnych miast, w tym także Poznania, wymieniają się informacjami dotyczącymi tego, jak w ich regionie jest zanieczyszczone powietrze. Eksperymentują i badają je sami. Wystarczy płatek kosmetyczny i odkurzacz. Urządzenie pracuje przez pięć minut. Przez ten czas płatek u większości osób zrobił się czarny.
Przerażenie to nie jest jednak bezzasadne. Bo dane stacji pomiarowych, także w Poznaniu wskazują, że przekroczenia są. I to całkiem znaczne, bo aż czterokrotnie wyższe od dopuszczalnych norm. W Polsce normą dobową dla pyłu PM10 jest 50 mikrogramów na metr sześcienny. Wartość ta może (zgodnie z prawem) być przekroczona 35 razy w ciągu całego roku. Niestety, chociaż z roku na rok jest coraz lepiej, przekroczenia dobowe, jak i roczne wciąż są odnotowywane. Zdarzało się, że przez prawie miesiąc oddychaliśmy niezdrowym powietrzem.
Dlaczego w ostatnich dniach szczególnie, także w Poznaniu, ale i innych wielkopolskich miastach przekroczona została dopuszczalna norma, a nawet poziom informowania niebezpiecznej dla zdrowia substancji - pyłu zawieszonego PM10?
- Wpływ na sytuację z ostatnich dni ma z pewnością spadek temperatury, niski pułap chmur, bezwietrzne dni, wysokie stężenie pyłów związane z ogrzewaniem pomieszczeń. Dlatego też normy dobowe rosną - opowiada Danuta Krysiak. - Na początku grudnia sytuacja w Poznaniu wyglądała dużo lepiej. Stężenie pyłów PM10 średnio plasowało się na poziomie 20 mikrogramów na metr sześcienny. Sytuacja zmieniła się 6 stycznia, gdy spadła prędkość wiatru. Tego dnia stężenie pyłów wzrosło do 63 mikrogramów. W kolejnych dniach stopniowo wzrastało, najpierw do 76 mikrogramów, by w końcu osiągnąć wynik ponad 140 mikrogramów na m3.
Najgorzej sytuacja w ostatnich dniach wyglądała w Kaliszu i Koninie. W poniedziałek średnia wartość dobowa stężenia pyłu zawieszonego PM10 wyniosła 230 mikrogramów w Koninie. Przekroczyła jednocześnie poziom informowania, który wynosi 200 mikrogramów i była prawie pięciokrotnie większa od dopuszczalnej normy dobowej. Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego alarmowało mieszkańców miasta, by zrezygnowali z palenia paliw stałych, unikali spacerów oraz aktywności fizycznej. Zwłaszcza osoby starsze i dzieci, które najbardziej narażone są na działanie pyłu PM10, miały w te dni unikać wychodzenia na dwór.
- Wśród Polskich miast, gdzie zbyt często zdarzają się takie przekroczenia jest, niestety, Kalisz, gdzie znacznie przekraczane są dopuszczalne normy dobowe dla pyłu PM10. Przekroczenia dobowe występują też w Poznaniu iw Koninie - dodaje Danuta Krysiak.
Na Wildzie lepiej wstrzymać oddech. Piątkowo najczystsze
W Poznaniu działają cztery stacje pomiarowe. Dwie wykonują pomiary manualne i dwie prowadzą pomiar automatyczny. Na Polance prowadzony jest pomiar automatyczny tlenku węgla, dwutlenku azotu i dwutlenku siarki, pyłu zawieszonego PM10 i pył zawieszonego PM2,5. Na Dąbrowskiego, dodatkowo w sposób automatyczny sprawdza się w powietrzu stężenia benzenu i ozonu. Dwie pozostałe stacje - na Szymanowskiego i Chwiałkowskiego wykonują pomiary manualne. Reprezentatywność pomiarowa (czyli zasięg działania) wszystkich stacji pozwala uzyskać informację o stężeniach pyłu PM10 praktycznie dla całego obszaru miasta Poznania.
- W poniedziałek i we wtorek na wszystkich stacjach w województwie wielkopolskim przekroczona została norma dobowa dla pyłu PM10 - mówi Danuta Krysiak.
Nie każdego dnia i nie na każdej stacji były przekroczenia w ciągu ostatniego tygodnia. Najgorzej sytuacja wyglądała na Dąbrowskiego i Polance 9 stycznia, gdy stacje wskazywały prawie trzykrotne przekroczenia.
- Ten stan wcale nie jest nadzwyczajny - komentuje Leszek Kurek, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Poznań. - Zgadzam się ze stwierdzeniami kolegów po fachu z Warszawy, którzy powiedzieli wprost, że nie możemy mówić nawet o sytuacji smogowej, ponieważ składa się na nią wiele czynników, których dziś nie obserwujemy: dodatkowe zanieczyszczenie gazowe, niskie ciśnienie, duża wilgotność. Takie przekroczenia były, są i, niestety, będą - dodaje. - Dziś obowiązują nas normy europejskie. Jeszcze 10, 20 lat temu sytuacja dużo gorzej wyglądała. Przekraczane były stężenia tlenku azotu, siarki. Dziś na szczęście uporaliśmy się z tym problemem.
Zdaniem Kurka z roku na rok jest jednak coraz lepiej. - W porównaniu do 2015 roku, w 2016 zanotowaliśmy spadek rocznych przekroczeń o osiem dni. Natomiast stężenia średnioroczne nie są przekraczane od lat - mówi.
Jednak dopuszczalna norma w Polsce to 35 dni przekroczeń dobowych. Tych wciąż mamy zbyt wiele. Od początku roku na Dąbrowskiego i Polance odnotowano 4 i 3 dni przekroczeń 24 godzinnych. A to dopiero początek roku.
- Największe zatrucie powietrza jest na Wildzie, która znajduje się w dolinie, jest najbardziej obciążona starą, gęstą zabudową kamienic, gdzie mieszkania ogrzewane są za pomocą kotłów, w których pali się paliwa stałe. Jakość powietrza na Polance i Dąbrowskiego jest bardzo podobna do siebie. Z kolei od lat nie odnotowujemy przekroczeń na Szymanowskiego - zdradza Kurek.
A to na wskutek położenia stacji, a także tego, że większość budynków mieszkalnych na Piątkowie podłączona jest do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Zakażą palić węglem?
Zakaz palenia śmieci, przyłączenie się do miejskiego cieplika, budowa kolei metropolitalnej, dofinansowanie na wymianę pieców, a przede wszystkim edukacja mieszkańców - to główne tezy płynące z debaty, która odbyła się w listopadzie w redakcji „Głosu Wielkopolskiego”, dotyczące tego jak możemy przeciwdziałać zatruwaniu powietrza.
Zdaniem ekologów największe zanieczyszczenia powietrza są na tych terenach, gdzie zlokalizowane są stare osiedla domków jednorodzinnych, głównie na obrzeżach miasta, gdzie często pali się węglem, a nawet wbrew przepisom - śmieciami. Zanieczyszczone jest także centrum, gdzie znajduje się wiele kamienic, w których ludzie mają jeszcze piece węglowe, i gdzie ruch samochodowy jest większy.
- Przyłączenie do miejskiej sieci ciepłowniczej to najprostszy i najlepszy sposób na pozbycie się zanieczyszczeń z miasta - potwierdza Leszek Kurek. - Jednak to nie wszystko. Państwo powinno wprowadzić więcej instrumentów prawnych, które ograniczą raz na zawsze emisje groźnych pyłów.
I jako przykład państwa, które 60 lat temu uporało się z problemem smogu podaje Londyn. - W Polsce do dzisiaj nie ma norm, które by dbały o jakość paliw stałych a także kotłów, w których palimy. Londyn już 60 lat temu wprowadził takie zapisy.
Czy rozwiązaniem problemu byłoby wprowadzenie całkowitego zakazu palenia węglem lub drewnem?
- Nim takie zapisy weszłyby w życie trzeba wcześniej stopniowo wyposażyć miasto w odpowiednią infrastrukturę - mam przede wszystkim na myśli możliwość podłączenia do cieplika, ale też obniżenie chociażby cen gazu. Na to wpływu nie ma już, niestety, prezydent miasta, a państwo. Zresztą zakaz palenia w piecach wprowadzić może tylko i wyłącznie sejmik wojewódzki na wniosek marszałka. Od dziewięciu lat apelują o to, by chociaż wprowadzić stopniowo ograniczenia związanie z paleniem w piecach. Ponieważ ten zakaz może być wprowadzony w sposób miękki i logiczny, by nie zaszkodzić tym, których już dziś nie stać na opłaty za ogrzewanie. Nie musi on też obowiązywać wszystkich obywateli przez cały rok. W Poznaniu tylko 14 procent mieszkańców ogrzewa lokale za pomocą węgla czy drewna. Aż 86 procent ma możliwość zaopatrzenia w inne źródła ciepła, a skala opalania węglem jest dużo większa. W takie dni, jak teraz mieliśmy, gdzie przekroczenia były znaczne, powinni oni mieć zakaz palenia w piecach - uważa Kurek. - Na razie tylko są zapowiedzi, że ma być takie uwarunkowanie wprowadzone jeśli chodzi o kontrole jakości paliw stałych.
W Poznaniu na stan jakości powietrza, oprócz niskiej emisji, znaczący wpływ ma również komunikacja miejska, ilość samochodów na ulicach miasta. Jednym z głównych zagrożeń, związanych ze smogiem, są tlenki azotu, emitowane przez samochody z wadliwymi silnikami, po prostu stare.
- To jest co prawda oddzielna kwestia, ale także wpływa na zanieczyszczenie powietrza. W 2016 roku sprowadzono do Polski milion starych aut z zagranicy, które liczyły średnio po 12 lat. Sto razy więcej drobnego pyłu znajduje wydalanych jest przez takie auta, niż przez samochody z katalizatorem. Kraje UE wycofują takie samochody z rynku. My natomiast je do siebie sprowadzamy - zauważa Kurek.
Stowarzyszenie STOPVW.PL rozpoczęło akcję „Alarm dla Polski - niebezpieczne tlenki azotu w smogu”, skierowaną do władz centralnych i samorządów. - W pismach wysyłanych między innymi do premiera, wojewodów i prezydentów miast, wzywamy do podjęcia zdecydowanych działań na rzecz poprawy jakości powietrza w Polsce. Uświadamiamy jak wielką część zanieczyszczeń stanowią tlenki azotu, emitowane przez wadliwe silniki - mówi Jędrzej Chmielewski, prezes stowarzyszenia STOPVW.PL.
Dla ekologów największym problemem są zaniżone normy alarmowania o zanieczyszczeniu powietrza. Ich zdaniem, gdyby były wyższe mieszkańcy mogliby szybciej reagować i przeciwdziałać zanieczyszczeniom.
- Polskie normy, które są bardzo liberalne w porównaniu do ich zagranicznych odpowiedników oraz wytycznych WHO, a wielu zjawisk nie regulują w ogóle. Przykładem jest brak dobowych i godzinowych poziomów stężenia pyłów PM2,5. Innym przykładem niedoskonałości polskich norm jest poziom alarmowy PM10 ustanowiony w Polsce na poziomie 300 jednostek, gdy w innych krajach UE jest to zazwyczaj poziom 100 lub nawet 80 - tłumaczy Wojciech Augustyniak z Poznańskiego Alarmu Smogowego.
Organizacje medyczne i fundacja Greenpeace Polska w listopadzie 2016 roku zaapelowały do ministra środowiska Jana Szyszki o ułatwienie dostępu do informacji o niebezpiecznym dla zdrowia stężeniu smogu. We wspólnym stanowisku organizacje postulowały obniżenie obowiązujących obecnie poziomów informowania i alarmowania o zanieczyszczeniu powietrza szkodliwym pyłem zawieszonym PM10 z obecnych 300 μg/m3 do 100 μg/m3 w ciągu doby. Wśród sygnatariuszy apelu znalazły się Polskie Towarzystwo Chorób Płuc, Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, Polskie Towarzystwo Neonatologiczne, Polskie Towarzystwo Neurologiczne, Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Polska Liga Walki z Rakiem i Polska Federacja Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP. W odpowiedzi dostali informacje o tym, że to niemożliwe, bo wprowadzać stan alarmowy trzeba by... zbyt często.
- Pięć lat temu Minister Środowiska zmienił poziom alarmowy. Wcześniej był on uruchamiany, gdy przekroczenia dobowe wynosiły 100 mikrogramów na metr sześcienny, ale ta wysokość musiała utrzymywać się minimum przez trzy dni. Teraz ten poziom jest wyższy, owszem, ale możemy reagować codziennie - tłumaczy Kurek.
Biznes na maseczkach
Zła sytuacja smogowa w Polsce to jednak Eldorado dla... producentów maseczek antysmogowych. Także mieszkańcy Poznania coraz chętniej zaopatrują się w taką ochroną, podpatrując mieszkańców Pekinu, dla których noszenie maski ochronnej to norma. Maseczki można kupić już od złotówki w każdej aptece. Te jednak nie uchronią przed smogiem, zdaniem specjalistów. Te najlepsze to już koszt 200-300 złotych. Takie posiadają wymienne filtry. - Maska jest niezbędna, jeśli ktoś pracuje w warunkach szkodliwych dla dróg oddechowych - mówi doktor Dorota Kaczmarek. - Widziałam też osoby biegające w chustkach na twarzy. Taka ochrona na pewno zatrzyma większe zanieczyszczenia, ale w dniach, gdy powietrze jest naprawdę złe, lepszym rozwiązaniem jest zostanie w domu.