Śmiesznie, strasznie, z nadzieją
Ten tydzień miał dla mnie trzech bohaterów.
Wiadomo, że od lobbysty córki leśniczego nie ucieknę. Oto minister środowiska Jan Szyszko pędzi przez rządową salę tuż przed rozpoczęciem posiedzenia Rady Ministrów z kopertą do ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka. - To jest taka córka leśniczego... - mówi Szyszko. - A to jest kamera Polsatu - mówi Błaszczak, próbując powstrzymać brata z partii przed zabrnięciem w ślepy zaułek, ale ten prze do przodu jak taran. - Nie szkodzi - odpowiada i ciągnie dalej: - Ona prosiła, żebym panu to przekazał, dobra? Błaszczak jakby zakłopotany, ale bierze kopertę, odkłada na rządowy stół i odpowiada „listonoszowi”: - Dobrze. Wieczorem Błaszczak zmienia zdanie. Pewnie po jakiejś burzy mózgów w gabinetach ministerstwo spraw wewnętrznych podało, że jego zwierzchnik zwrócił kopertę Szyszce, bo „nie zwykł zapoznawać się z korespondencją przekazywaną z pominięciem drogi służbowej”. Dotarło to do Błaszczaka po wielu godzinach? Przecież od razu mógł pogonić Szyszkę. Od córki leśniczego próbuje się też odciąć ojciec zamieszania: „Biuro poselskie profesora Jana Szyszko zwraca korespondencję do nadawcy z prośbą o skierowanie jej do właściwego organu”.
Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że podkomisja smoleńska zaprasza naukowców na seminarium, na merytoryczną dyskusję dotyczącą rozstrzygnięć na temat przyczyn katastrofy i przypomniało, że podkomisja 10 kwietnia „podała podstawowe dane dotyczące awarii TU-154”. Nie zamachu, nie wybuchu, ale „awarii”. Biegnie więc dziennikarz za wpływowym posłem partii rządzącej i pyta o oficjalną wersję wydarzeń w Smoleńsku sprzed siedmiu lat, skoro ministerstwo obrony pisze o awarii. A Marek Suski odpowiada: - Nie wiem, przecież nie byłem w tym samolocie, to nie wiem.
Łodzianin, ksiądz zaczynający swoją posługę jako wikary w podbełchatowskim Ruścu, później w parafii w Łodzi, a obecnie papieski jałmużnik, arcybiskup Konrad Krajewski oddał swoje służbowe mieszkanie w Watykanie rodzinie uchodźców z Syrii. - To nic nadzwyczajnego - usłyszał dziennikarz „La Repubblica”. - Nie mam rodziny, jestem prostym kapłanem, zaoferowanie mojego mieszkania nic mnie nie kosztuje - mówił włoskiej gazecie. Podkreślił jednocześnie, że dzielenie się należy do „DNA Kościoła”. Arcybiskup mieszka w pomieszczeniach swojego urzędu. Kilka dni temu, jak donosi „La Repubblica”, w rodzinie uchodźców urodziło się dziecko.
Są zachowania, które paraliżują, są słowa, które przerażają, są gesty, które niweczą paraliż i przerażenie, przywracają wiarę w to, że człowiek to jednak istota rozumna.