Śmierć wie lepiej. Tragiczne skutki zderzenia Polaka-szaraka z sojuszem „mędrców” i politycznych kalkulacji mistrzów nicnierobienia
Kraków zrobił w walce ze smogiem najwięcej w Polsce – a mimo to w kolejnym sezonie grzewczym mieszkańcy zmuszeni są wdychać gigantyczne ilości pyłów i rakotwórczego benzo(a)pirenu. Czyja to wina? Andrzej Guła z Alarmu Smogowego naprawdę się wkurzył i chce pozwać włodarzy sąsiednich gmin – za nicnierobienie. Z powodu złej jakości powietrza CODZIENNIE umiera przedwcześnie kilkanaścioro krakowian, w tym dzieci. Mamy więc do czynienia – podobnie jak w przypadku pandemii – z nieumyślnym powodowaniem śmierci przez zaniechanie. A ja zapytam brutalnie: czy naprawdę nieumyślnym?
Pytanie to przestało być od czapki, odkąd Oliwer Palarz z Rybnika wygrał ze Skarbem Państwa proces o prawo do życia w czystym powietrzu. Sąd potwierdził odpowiedzialność władzy za szkody spowodowane przez smog. Wspierający Palarza rzecznik praw obywatelskich podkreśla, że katastrofalny stan powietrza, przez który mężczyzna stał się więźniem we własnym domu (wdychanie tego, co na zewnątrz zagraża jego życiu i zdrowiu), wynika z wieloletnich, świadomych zaniechań władzy.
Oczywiście, zaraz znajdą się – zanurzeni w czeluściach bzduronetu - „mędrcy” rzekomo znający temat lepiej niż lekarze przyjmujący w sezonie grzewczym sto razy więcej pacjentów z zaostrzeniem chorób gardła, oskrzeli i płuc oraz grabarze układający do trumien zamordowane smogiem dzieci w kurortach na Podhalu. Owi „mędrcy” przy każdej okazji przekonują, że smog to wina wyłącznie samochodów. No, chyba że „mędrzec” ma akurat 15-letniego diesla – stan „igła bez filtra”. Wtedy winne są… przelatujące nad Krakowem odrzutowce. Naukowcy odpowiadają, że to absurd na miarę twierdzeń o płaskiej ziemi taszczonej przez mamuty, ale „mędrców” to nie zraża. Przeciwnie: uważają, że naukowcy są w zmowie z ekoświrami, wrogami polskiego węgla. Ergo: nie są patriotami. I jesteśmy w domu: te wszystkie zgony - a mamy ich w samej Małopolsce ok. 5 tys. rocznie - nie są spowodowane ogrzewaniem domów kopciuchami, tylko… wszystkim innym.
„Mędrcy”, którzy wiedzą wszystko lepiej od naukowców, ekspertów – byli, są i będą. Oscar Wilde odniósł kiedyś wrażenie, że „tworząc człowieka Bóg przecenił swoje możliwości”. Ja dodałbym równie śmiało – cytując innego klasyka - że kiedy Stwórca rozdawał swym niedoskonałym stworom mózgi, to pewna grupa stała dopiero w kolejce po nos. Co gorsza, równie liczna ekipa nie załapała się na sumienia. Pierwsi stanowią dziś hałaśliwą część elektoratu, drudzy stali się wpływowym składnikiem polskiej polityki. Turpistyczny kontredans obu tych grup ma realne konsekwencje dla naszego życia. I śmierci.
Ponad 500 zgonów dziennie na covid i około 200 zgonów dziennie od smogu to najbardziej brutalny efekt sojuszu ludzi przekonanych, że wiedzą lepiej z tymi, dla których polityczne kalkulacje są ważniejsze od dojmująco bezlitosnych realiów. Im bardziej kalkulacje rozjeżdżają się z realiami, tym krwawszy rachunek jest wystawiany – nie, nie „mędrcom” i nie politykom (choć i oni umierają od covidu i od smogu), ale nam wszystkim. Głównie najsłabszym, najbardziej wrażliwym na kontakt z wirusem – i złej jakości powietrzem.
Sprawcy tej tragedii nie skupiają się na rozwiązywaniu problemów, lecz na – mającej ich chronić – propagandzie. Nie chcą odpowiedzieć na pytanie, jak to jest, że mamy w Polsce tak niski poziom zaszczepienia i tak wysoką śmiertelność, ani dlaczego w jednych gminach okalających Kraków mieszkańcy wymienili większość kopciuchów, a w innych tylko kilka procent – i trują na potęgę nie tylko sąsiadów z wioski, ale i krakowian.
A przecież są to skutki tego samego zjawiska: oderwanego od rzeczywistości oglądu świata i cynicznego nicnierobienia.