Śmierć w Termach Maltańskich: dlaczego ratownicy nie widzieli zwłok?
Zwłoki 38-latka, który 16 lipca zmarł w Termach Maltańskich, dwie godziny leżały w basenie. Dopiero około godziny 1 w nocy zostały odnalezione przez ochronę. Prokuratura chce, by postawę ratowników i ich przełożonych ocenił biegły z dziedziny ratownictwa wodnego.
Udało nam się ustalić kolejne fakty związane ze śmiercią 38-latka w poznańskich Termach Maltańskich. Ojciec pięciorga dzieci zmarł krótko przed godziną 23, co ma potwierdzać nagranie z kamery. Zapisała obraz z basenu z wodą geotermalną.
Od osób znających szczegóły sprawy usłyszeliśmy, że ciało znaleziono dopiero po około dwóch godzinach od zamknięcie term. Zwłoki znalazł jeden z ochroniarzy około godziny 1 w nocy. Wcześniej obsługę obiektu zawiadomiła żona mężczyzny, która była zaniepokojona, że mąż nie odbiera telefonu. O godzinie 1.11 pogotowie ratunkowe otrzymało z term wezwanie do „nieprzytomnego mężczyzny wyciągniętego z basenu”. Ale 38-latek już nie żył. Gdy na miejsce przyjechali ratownicy z pogotowia stwierdzili jego zgon.
Dlaczego nikt nie zauważył ciała mężczyzny?
Pracownicy term nie chcą teraz odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że zwłoki przed 2 godziny leżały w basenie oraz czy ratownicy nie zauważyli umierającego klienta. Ze strony term padają za to sugestie, że sprawa jest bardziej złożona, a wiele wątpliwości ma rozwiewać nagranie z monitoringu. Zostało przekazane prokuraturze.
Śledczy szukają odpowiedzi na kilka pytań. To znaczy, który ratownik odpowiadał za nieckę basenową, gdzie znaleziono zmarłego klienta. Poza tym, czy właściwie wykonywał obowiązki i obserwował basen z wodą geotermalną do momentu zamknięcia obiektu.
- Zamierzamy powołać biegłego z dziedziny ratownictwa wodnego, którego opinia ma ocenić pracę ratowników i ich przełożonych
- mówi prowadzący śledztwo prokurator Sławomir Szymański z Prokuratury Rejonowej Poznań Nowe Miasto.
Z informacji, które do tej pory uzyskał „Głos Wielkopolski”, wynika, że ratownicy przed pójściem do domu rzekomo nie sprawdzili dokładnie wszystkich basenów. - Gdyby to zrobili, odkryliby zwłoki. Być może wcześniej zdążyliby pomóc umierającemu mężczyźnie - mówi jeden z naszych rozmówców.
Ratownicy pracujący w termach są zatrudniani przez stowarzyszenie Delphinus Sport Promotion z Wrocławia. Jego pracownik nie chciał komentować sprawy. Odesłał, jak ich określił, do trzech prezesów stowarzyszenia (czyli do prezesa i dwóch członków zarządu). Numeru nie chciał podać, stwierdził, że sami go znajdziemy. Jednak numer znaleziony przez nas w internecie nie odpowiadał. Z kolei strona internetowa stowarzyszenia nie działa.
Do tej pory nieznane są dokładne przyczyny śmierci 38-lata.
- Konieczne są szczegółowe badania histopatologiczne. Ich wyniki mają być znane za około 3 tygodnie
- mówi prokurator Sławomir Szymański.
Jakie były przyczyny śmierci?
Opinia z Zakładu Medycyny Sądowej będzie miała kluczowe znaczenie dla dalszych losów śledztwa. Zanim prokuratura ewentualnie komukolwiek postawi zarzuty, musi znać przyczyny śmierci. Jeśli na przykład okazałoby się, że mężczyzna zasnął w basenie, zachłysnął się wodą i utonął, wtedy w grę wchodzi nieumyślne spowodowanie jego śmierci poprzez brak udzielenia pomocy.
Druga wersja zakłada, że mężczyzna miał na przykład zawał lub udar. W tej sytuacji nie byłoby jasne, czy szybka akcja ratownicza byłaby skuteczna. Wówczas ewentualne zarzuty byłyby lżejsze i dotyczyłyby narażanie na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia.
W trakcie śledztwa zabezpieczono nagrania z monitoringu. Śledczych interesuje nie tylko postawa obsługi term, ale również zachowanie klientów. Chodzi o sprawdzenie, czy przed zamknięciem obiektu któryś z klientów widział, że w basenie umiera człowiek.
W sądzie wciąż trwa proces trzech ratowników w związku ze zdarzeniem z 2012 roku. Wtedy w basenie w termach topił się chłopiec ze Śremu. Przez kilka minut ratownicy nie zauważyli, że znalazł się pod wodą. Chłopiec trafił do szpitala. Zmarł po tygodniu.