Śmieciowy biznes pod lupą prokuratora
Zarzuty organów ścigania dotyczą składowania odpadów w sposób zagrażający życiu i zdrowiu mieszkańców Moczynia
- Tematyka prowadzonego postępowania jest bardzo rozległa, dlatego też śledztwo raczej nie zostanie zakończone w najbliższym czasie - zapowiada rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, Zbigniew Fąfera, podkreślając jednocześnie, że póki co, badania próbek pobranych ze zdelegalizowanego niedawno składowiska przy Tartakowej wykazały, że gromadzona tam była głównie zużyta odzież i wyroby z tworzyw sztucznych. Nie stwierdzono występowania na wysypisku odpadów chemicznych, pochodzenia zwierzęcego i innych zagrażających bezpośrednio życiu i zdrowiu mieszkańców.
- W tej chwili trwają przesłuchania świadków, głównie osób związanych bezpośrednio z udostępnianiem terenu na potrzeby wysypiska, osób przewożących odpady, a także osób, które wcześniej zarządzały terenem wysypiska - przyznaje rzecznik.
Tymczasem szef Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Mirosław Ganecki, mówi wprost o mafii śmieciowej, która korzysta z łatwowierności urzędników, sprowadzając pod pozorem recykling tony zagranicznych śmieci, których nikt nie zamierza później w żaden sposób przetwarzać. To złamanie przepisów unijnych.
- „Laritech” zwodził także nas obiecując szybkie wysprzątanie terenu - mówi Janusz Hołowiński, prezes spółki, która nabyła teren dawnej fabryki kontenerów. - Jeszcze w kwietniu wypowiedzieliśmy im umowę dzierżawy. Tymczasem w lipcu pod naszą bramę podjechał tir z odpadami! Chcę podkreślić, że byliśmy równie zaskoczeni co mieszkańcy dzielnicy.
Jak relacjonują nowi właściciele, śmieci z Tartakowej powoli są wywożone. Nikt jednak nie wie dokąd. Nie jest tego pewien nawet sam WIOŚ, który przyznaje, że bazuje jedynie na dokumentach i kontaktach z inspektoratami z innych regionów.
- My swoje zrobiliśmy. Cofnęliśmy decyzję o zgodzie na składowanie. Wkrótce przeprowadzimy kolejną kontrolę. Resztą powinien się zająć inspektorat, albo urząd miasta - mówi starosta Henryk Janowicz.