Smecz towarzyski. W poszukiwaniu świętego spokoju
Tragiczny bilans majówki: Polacy są po niej jeszcze bardziej sterani niż przed długim weekendem. Na nic kreatywna urlopowa księgowość, na nic porady „weź trzy dni wolnego, wypoczywaj dziesięć”. Urlopu nie podpisali nam politycy. Próby oderwania się od maszerowania, paradowania i przemówień wyjątkowo aktywnego - nic dziwnego, sezon narciarski już się skończył -prezydenta Andrzeja Dudy też były daremne. W najlepszym razie kończyły się na utknięciu w kolejce do muzeum albo na Kasprowy Wierch. Tak czy inaczej - ciało i umysł cierpiały.
Zaczęło się już w sobotę od marszu ONR, z na glanc wyszykowanymi chłopcami i dziewczętami, widok których wymusił we mnie refleksję, że gimnazja były jednak błędem; inaczej ma się wciąż sprawa z gotowością do pójścia w sukurs minister Zalewskiej i jej reformie, bo - niestety - charakter zmian w programie nauczania będzie teraz jeszcze mocniej wspierał produkcję faszyzującej młodzieży z mieczykami Chrobrego w klapach i falangą na sztandarach, nie rozumiejącej nic z historii i historycznych procesów.
Niedziela dawała nadzieję na złapanie oddechu, nawet stojąc przy grillu, bo to 30 kwietnia był, neutralna data, żadnej rocznicy, żadnego pretekstu. Jednak podpałkę w ogień pod polskim kotłem ni stąd ni zowąd wrzucił prezydent, bez żadnych konkretów dywagujący w telewizyjnym wywiadzie o „zajmujących wysokie stanowiska potomkach zdrajców”. Ot, taka luźna publicystyka, trochę genetyki, trochę teorii spiskowych, krótko mówiąc paliwo spijane z prezydenckich ust przez elektorat PiS. Oraz - czy się to podoba na Nowogrodzkiej czy nie - narodowców. Było więc o co się kłócić już przed 1 maja, a w poniedziałek wiadomo: przez samą Warszawę przeszło osiem demonstracji. Była nawet taka - na własne oczy widziałem - która niosła flagi z sierpem i młotem (KPP?). Toż to poziom aberracji równy paradom ONR. Wniosek ogólny jest taki: demokracja w Polsce działa, rozum niekoniecznie.
Wtorek, święto flagi, państwowe uroczystości, temperatura szkolnego apelu. Prezydent znów, siłą rzeczy, w roli głównej, tym razem bez kontrowersji, choć wciąż kipiało pod narodową pokrywką. Wykipiało dzień później. 3 maja, wiadomo, tradycyjne święto polemiki, kto dziś Targowicą, a kto obozem reform, kto dzierży prawa właścicielskie do biało-czerwonej, a tu na dokładkę głowa państwa rzuca pomysł referendum w sprawie zmiany konstytucji. Szczegółów nie ma, one nie są przecież istotne.
Koniec? A gdzieżby, dopiero początek. Kołomyja zaczęła się na dobre, a na sobotę PO zaplanowała sobie jeszcze Marsz Wolności. Litości, boga urlopu w sobie nie macie? Na szczęście za chwilę zaczyna się normalny tydzień pracy. W końcu będzie można odsapnąć.