Smecz towarzyski. Lotnisko Balice. Park and flight
Swego czasu furorę zrobiło w Krakowie określenie „placemaking”, rozumiane - w pewnym uproszczeniu - jako poprawianie wspólnymi obywatelsko-urzędniczymi siłami miejskiej przestrzeni. Wzorcowym przykładem tegoż miała być tzw. Superścieżka. Reklamowany jako unikalny w skali kraju projekt okazał się jednak humbugiem, a z wizjonerskiego rzekomo pomysłu ostał się jedynie uporządkowany - tyle że na bogato - skwer pod Sądem Rejonowym. Z fontanną, w której w gorące dni moczą się dzieci, być może w zamyśle rodziców uodparniając się na superbakterię.
Placemaking pod Wawelem nie przyjął się więc jako obowiązujące pojęcie i strategia, nawet pomimo że była to świetna okazja do stworzenia Wydziału ds. Placemakingu i pomnożenia etatów w magistracie. Okazało się jednak, że dzięki oddolnemu ruchowi przedsiębiorczych mieszkańców idea wcale nie została zarzucona i mieszkańcy sami sobie wszystko poplacemakingowali. Teraz możemy pochwalić się rozwiązaniami wyjątkowymi nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Nikt w każdym razie nie wybudował tylu prywatnych parkingów w pobliżu lotniska, ile my w Balicach. Różne lotniska w życiu widziałem, ale otoczenie naszego jest naprawdę niespotykane. Każda wolna piędź ziemi w okolicy została przerobiona na miejsca postojowe, a wypełnione samochodami klepiska i trawniki ciągną się po horyzont („5 zł za dobę z dowozem!”). I nie jest to widok, od którego chce się pisać wiersze.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień