Smecz towarzyski. Kuchnia polskiej promocji. Jean Reno lepi pierogi
W Krakowie trwa „Boska Komedia”, ale najważniejszym - przynajmniej w mediach - kulturalnym wydarzeniem tygodnia była wizyta pod Wawelem Jeana Reno. Wbrew pozorom francuski gwiazdor nie przyjechał tu na teatralny festiwal, lecz lepić i konsumować pierogi. Z wielką satysfakcją w naszej ojczyźnie odnotowano, że mu smakowało, być może w staropolskiej nadziei, że przez żołądek do serca. Europy i świata.
Reno nie zjawił się tu bowiem tak sam z siebie, pierogów też nie jadł na własne lub swojej polskiej żony - już drugiej - życzenie, zapłaciła mu za to Polska Fundacja Narodowa. Taki miły gest, zrealizowany w ramach akcji „100x100”, polegającej na zaproszeniu stu osobistości na stulecie odzyskania niepodległości.
Przyznaję, że nie do końca rozumiem ideę tego przedsięwzięcia, bo ustawowym zadaniem PFN, której działania po zmianie zarządu i tak nieco się uporządkowały i stały mniej infantylne, jest promowanie Polski na zewnątrz, a nie wśród rodaków. A nie ma przecież innego widocznego efektu wizyty Reno poza takim, że aktorskim autorytetem potwierdzono nam unikalne walory smakowe ruskich, z czego gremialnie cieszymy się jak głupi do miski pierogów. Przy okazji warto spytać, dlaczego to zawsze muszą być pierogi? Czy lokalna sztuka kulinarna trwale zatrzymała się na kuchni chłopskiej? Smalcu i skwarkach? Na gęsinę fundacji już nie stać, czy co?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień