Słynnego „Kuriera z Warszawy” wydrukowali... byli członkowie UPA i dywizji SS Galizien
Znany londyński wydawca Jerzy Kulczycki jako pierwszy wydał na emigracji słynne, wojenne wspomnienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego „Kurier z Warszawy”. O pomoc zwrócił się do Ukraińców, ponieważ Polacy nie posiadali wówczas odpowiednio nowoczesnej drukarni. Efekt był taki, że szlagierowe wspomnienia oficera Armii Krajowej wydali pracujący w ukraińskiej drukarni... byli członkowie UPA i dywizji SS Galizien.
O tym i innych niezwykłych wydarzeniach możemy przeczytać w barwnych wspomnieniach rodowitego lwowiaka Jerzego Kulczyckiego „Atakować książką” wydanych i znakomicie opracowanych przez IPN. Ich autor to jeden z najbardziej znanych londyńskich emigrantów: właściciel wydawnictwa „Odnowa” i księgarni „Orbis”, która w czasach PRL - oprócz Księgarni Polskiej w Paryżu - była najważniejszą taką placówką w Europie Zachodniej.
Jego ojcem był sędzia śledczy Zdzisław Kulczycki. To właśnie on prowadził dochodzenie w sprawie słynnej afery kryminalnej II RP. Jej bohaterką była Rita Gorgonowa, którą sąd w Lwowie skazał na karę śmierci za zabójstwo córki swego kochanka - inżyniera Henryka Zaremby. W wyniku apelacji sąd w Krakowie obniżył wyrok do ośmiu lat więzienia. Na kanwie tej historii reżyser Janusz Majewski nakręcił głośny film „Sprawa Gorgonowej”, w którym ojca wydawcy z Londynu zagrał Andrzej Łapicki.
Cenił Nowaka, ale nie był w chórze jego wielbicieli
Po tragicznym wrześniu 1939 NKWD aresztowało we Lwowie Zdzisława Kulczyckiego, wywiozło do Kijowa i zamordowało w ramach tzw. zbrodni katyńskiej. Na tym represje nie skończyły się, bowiem 9-letni Jurek z matką został wywieziony do Kazachstanu. Uratował się dzięki armii generała Andersa, z którą opuścił „inny świat”. Po wojnie wylądował w Londynie, skończył studia i został inżynierem. I wiódł żywot emigranta poczciwego. Wszystko zmieniło się w 1963 roku, kiedy uruchomił wydawnictwo „Odnowa”. Zaczął od mocnego uderzenia. Wydał „Jedność czy konflikty” Zbigniewa Brzezińskiego - syna przedwojennego konsula RP w Kanadzie i późniejszego doradcę ds. bezpieczeństwa prezydenta USA Jimmy’ego Cartera.
Książka wzbudziła duże zainteresowanie i zapoczątkowała całą serię klasycznych pozycji, na które czekali Polacy w kraju i na emigracji. Wymieńmy niektóre z nich: „Powstanie warszawskie” Jana Ciechanowskiego, „Oświęcim walczący” Józefa Garlińskiego, „Droga do Ostrej Bramy” Jana Erdmana czy „Narodowe Siły Zbrojne” Zbigniewa Siemaszki, których do dziś nie wydano oficjalnie w Polsce. I wspomniany „Kurier z Warszawy”. Z jego autorem, szefem Radia Wolna Europa, Jerzy Kulczycki nie miał - i nie tylko on - łatwego życia. Nic więc dziwnego, że wspominał: „Mnie nie podobał się stosunek Nowaka do ludzi spoza radia i nie należałem do chóru jego wielbicieli. Bywało, że ludzie, na których psy wieszał, okazywali się przyzwoici”.
Książki z PRL przysyłała mu mama Beaty Tyszkiewicz
Wydawca poszedł za ciosem i wydrukował kolejne wspomnienia Jeziorańskiego: „Wojnę w eterze” i „Polskę z oddali”. Doszło przy tym do ostrego spięcia, bowiem Nowak chciał pominąć jeden fragment, zaś Kulczycki nie chciał o tym słyszeć i zagroził, że nie wydrukuje książki, jeśli autor nie ustąpi. Chodziło o dość nikczemne posunięcie Stanisława Stommy z postępowego środowiska „Tygodnika Powszechnego”, który podczas pobytu w Rzymie specjalnie „zgubił” teczkę z materiałami krytykującymi Stefana Wyszyńskiego, aby te wypłynęły na Zachodzie i podważyły pozycję Prymasa Tysiąclecia w Kościele katolickim. Nowak ustąpił i książka wyszła.
Kolejnym posunięciem Jerzego Kulczyckiego był zakup polskiej księgarni „Orbis”, która stała się dopełnieniem „Odnowy”. Dzięki temu mógł atakować książką. Chodzi oczywiście o walkę z tzw. władzą ludową w Polsce, do której słał liczne książki: oficjalnie do bibliotek i nieoficjalnie do prywatnych odbiorców. Sprowadzał też książki wydane w PRL, w czym wielką pomoc okazała mu mająca doskonałe znajomości wśród księgarzy Barbara Tyszkiewicz, mama znanej aktorki Beaty. Interesy naszego wydawcy nie były dochodowe. W „Odnowie” wychodził na zero, zaś do „Orbisu” przez całą jego działalność w latach 1972-2008 dołożył 250 tys. funtów szterlingów. Dlatego należy podkreślić, że działał pro publico bono, zaś rodzinę utrzymywał dzięki posadzie inżyniera drogowego.