Służba więzienna to ciężki i niewdzięczny kawałek chleba
Pod względem liczebności są trzecią formacją mundurową w kraju. Nie gaszą pożarów i nie łapią bandytów, ale wykonują trudną pracę. To służba więzienna.
30 czerwca był wyjątkowym dniem dla Michała Kołodziejskiego i Adama Zielińskiego, pracowników Aresztu Śledczego w Toruniu. Po raz pierwszy na Placu Piłsudskiego w Warszawie, a nie jak dotychczas w Centralnym Ośrodku Szkoleniowym w Kaliszu, w obecności prezydenta Andrzeja Dudy odbyła się promocja na pierwszy stopień oficerski.
Najwięcej złodziei
Dwaj funkcjonariusze z Torunia, a na co dzień wychowawcy, zostali podporucznikami. Piątek był centralnym świętem Służby Więziennej.
Toruńska „beczka” to areszt z 153-letnią tradycją. W czterokondygnacyjnym gmachu w kształcie rotundy czekają na procesy bądź odsiadują kary przestępcy mniejszego i większego kalibru. Dominują sprawcy kradzieży, oszustw i włamań. Zdarzają się też handlarze narkotykami, członkowie zorganizowanych grup przestępczych, gwałciciele i zabójcy. W jednej z cel okrąglaka siedzi Dawid W., 25-letni dziś chłopak oskarżony o głośne zabójstwo w nocy 26 grudnia 2015 roku przy ul. Gagarina w Toruniu. Bywają tam osadzeni z 25-letnimi wyrokami, a nawet z dożywociem. Zwykle przywozi się ich tu z innych zakładów karnych, gdy są potrzebni sądowi jako świadkowie.
W 2011 roku na terenie aresztu doszło do zabójstwa w celi. 27-letni osadzony powiesił swojego 62-letniego sąsiada. Stało się tak na wyraźną prośbę tego drugiego (potwierdziły to jego listy). Co więcej, 27-latek miał wcześniej postawione zarzuty podwójnego zabójstwa, więc mogło mu być wszystko jedno. W efekcie sąd skazał go na dożywocie. Tej kary nie odbywa już w Toruniu.
Bywa, że nie wracają
Kiedy za zwykłym człowiekiem zatrzaskuje się ciężka więzienna brama, wrażenie jest bardzo nieprzyjemne. Tego samego uczucia doznają niektórzy osadzeni, bo trzeba wiedzieć, że w okrąglaku trafiają się nie tylko pospolici przestępcy, ale też prawnicy, lekarze, ekonomiści, a nawet księża.
Są też tacy osadzeni, dla których pozbawienie wolności nie jest niczym niezwykłym. W ich rodzinach to norma - siedział dziadek, siedział ojciec, teraz siedzi syn. Zakład karny czy areszt to jak drugi dom.
- Odczuwam satysfakcję, gdy na ulicy czy w sklepie spotykam byłego osadzonego z rodziną - mówi ppor. Agnieszka Szatkowska, rzeczniczka prasowa toruńskiego aresztu. - To samo czuję, kiedy nazwiska kolejnych osadzonych się nie powtarzają. Rozumiem to jako znak, że jakoś poukładali sobie życie.
I to właśnie w pracy służby więziennej jest kluczowe: przywrócić do społeczeństwa.
Piętro bez blend
Na czwartym piętrze aresztu, jedynej kondygnacji bez blend (zasłon na okna) przebywają osadzeni, którzy jedną nogą są już na wolności. Mają zgodę na pracę nie tylko w więziennej kuchni czy pralni, ale mogą wychodzić na zewnątrz. Zatrudniają ich domy dziecka, camping Tramp, izba wytrzeźwień czy Fundacja Ducha. Wkrótce na tej liście znajdzie się UMK.
- Prawda jest taka, że dla wielu z nich to pierwszy kontakt z normalną pracą. Nigdy wcześniej nie dotknął ich codzienny rytm zawodowych zajęć - mówi ppłk Tomasz Sitkiewicz. - To ich powolne otwieranie się na wolność i normy społeczne. W końcu zaczynają rozumieć, że na życie można zapracować własnymi rękami, a nie przestępstwem.
Problemem wśród osadzonych są uzależnienia od alkoholu i narkotyków. I paradoksalnie wielu z nich dopiero za kratami trzeźwieje.
Dodatkowego kolorytu beczce dodają osadzeni obcokrajowcy. W Toruniu zdarzyła się grupa Wietnamczyków oraz obywatele Nigerii. W obu przypadkach chodziło o przestępstwa narkotykowe.