Słowo „gawiedź” brzmi w moich uszach pejoratywnie
Szanowni Państwo, zaskoczyła mnie wypowiedź znanego i cenionego aktora, w której użył sformułowania, że coś tam jest „nie dla gawiedzi”. Chyba jestem przewrażliwiona, ale słowo „gawiedź” brzmi w moich uszach pejoratywnie. A cała ta wypowiedź zatrąciła - w mojej opinii - tonem pogardy.
Nie pierwszy to raz słyszę taki ton w ustach osoby, którą nazwać można człowiekiem kultury. A przecież na takich ludziach ciąży większa odpowiedzialność za słowo niż na tzw. normalnych obywatelach. Więcej się od nich wymaga, ponieważ ich opinie mają wielki wpływ na nasze sądy.
Gdy ktoś jest np. ulubionym aktorem, chętnie czytanym pisarzem, znanym artystą, wówczas uważnie słuchamy jego zdania na dany temat, wydaje nam się bowiem, że on musi wiedzieć lepiej. Tymczasem często są to „mądrości” bardzo mierne, niewarte wysłuchania czy przeczytania. Podane jednakże bywają w wielce atrakcyjnej formie - no cóż, aktorzy (choć nie tylko oni) potrafią przekonująco przedstawiać prawdy, w które sami nie wierzą. Grają, udają współodczuwanie z nami, a nam się wydaje, że mówią „właśnie do mnie”, że szanują nas jako rozmówców.
Oczywiście, nie wszyscy i nie zawsze! Sama jestem pod wrażeniem wielu ogromnie wartościowych osobowości wśród ludzi teatru, filmu, sztuki. Mówię więc tutaj tylko o nielicznych niechlubnych wyjątkach. Przede wszystkim o zjawisku.
Wymknie się czasem jednemu czy drugiemu takie pełne poczucia wyższości sformułowanie, nazwanie prostych ludzi „januszami” czy „grażynami” lub właśnie „gawiedzią”, a nawet motłochem, który nie zasługuje na prawdziwą kulturę, lecz powinien poprzestać na słuchaniu disco polo i oglądaniu - pożal się Boże! - kabaretów.
Pomijam, że jest to przykre, że powinniśmy się czuć obrażani, ale ważne jest co innego: otóż uważam to za wręcz niebezpieczne. Ktoś napisał, że tak jak istnieje społeczna odpowiedzialność biznesu, tak też jest „społeczna odpowiedzialność kultury”. A więc te niemądre, nieprzemyślane, lecz ogromnie emocjonalne wypowiedzi, w dodatku głoszone jako jedyne prawdy, odgrywają niemałą rolę w toczącym się obecnie sporze. Bynajmniej nie pomagają w jego załagodzeniu.
A gdyby tak ludzie kultury potrafili czasem przyznać, że wielu rzeczy nie rozumieją, że mają sporo wątpliwości, że nie wszystko wiedzą „na pewno”, że chętnie wysłuchaliby głosu kogoś mądrzejszego lub bardziej od nich w danej kwestii doświadczonego, to może i my przestalibyśmy kierować się emocjami, a zaczęlibyśmy po prostu myśleć.