Słodko-gorzki Kolejorz. Na więcej niż trzecie miejsce nie było mocy
Nenad Bjelica sprawił, że Lech stał się dobrze funkcjonującą maszyną do wygrywania. Ale w najważniejszym momencie w tryby dostał się piasek.
- Mamy najlepszego strzelca, najlepszą obronę, najwięcej meczów wygranych różnicą co najmniej trzech bramek oraz dwóch najlepszych młodych zawodników w lidze. Zagraliśmy dwadzieścia cztery mecze, w których zachowaliśmy czyste konto. Było wiele pozytywnych rzeczy. W 2017 roku zdobyliśmy tylko jeden punkt mniej niż Legia. Zdobyliśmy najwięcej bramek, najmniej straciliśmy. Było wiele pozytywnych, ale na końcu Lech i jego kibice chcą mieć tytuły, a tych niestety nie ma
- skomentował zakończone w niedzielę rozgrywki trener Kolejorza Nenad Bjelica.
Nie ulega wątpliwości, że przegrany finał Pucharu Polski z Arką Gdynia to największe rozczarowanie tego sezonu. Przed kwietniowym meczem z Legią Warszawa przy Bułgarskiej wydawało się nawet, że „Poznańska Lokomotywa” ma szanse na dublet. Ostatecznie Kolejorz zrealizował tylko plan minimum. Zajął trzecie miejsce, co oznacza, że zakwalifikował się do eliminacji Ligi Europy.
Lekarz Bjelica wyciąga Lecha z dna tabeli
Początek Kolejorz miał fatalny. Zespół prowadzony przez Jana Urbana po czterech kolejkach miał na koncie tylko jeden punkt. Kolejorz grał zachowawczo, asekuracyjnie, szkoleniowiec nie reagował na to, co się dzieje na boisku. Desperacka próba ratowania posady ostatecznie się nie udała. Kibice mieli dość grającej bez polotu i determinacji drużyny, czego dowodem była spadająca na łeb na szyję frekwencja przy Bułgarskiej. Lech nie wyciągnął żadnych wniosków z katastrof, jakie zdarzały się w przeszłości. Słaby start stał się tradycją. Przed Urbanem pracę w podobnym okresie tracili przecież Mariusz Rumak i Maciej Skorża. Poprzedni trenerzy mieli jednak trudniejsze zadanie, bo Kolejorz grał na trzech frontach. Teraz nie trzeba było wypruwać sobie żył w europejskich pucharach, więc sytuacja była wręcz komfortowa, by dobrze punktować w lidze. Lechici powinni być więc w ścisłej czołówce, a nie odbijać się od dna tabeli. Kiedy zwalniano Urbana, poznaniacy zajmowali dopiero 13. miejsce z bilansem dwóch zwycięstw, dwóch remisów i trzech porażek.
Zarząd po długich poszukiwaniach zdecydował się zatrudnić Nenada Bjelicę. Obiecał on zmienić styl gry i przywrócić normalność na treningach i w szatni. Pod wodzą Chorwata lechici nie tylko zaczęli punktować, ale też mogło podobać się ofensywne ustawienie. Bjelica szybko zobaczył, że siłą Kolejorza jest druga linia. W tej formacji poznański klub posiadał najwięcej klasowych piłkarzy i trener to wykorzystał. Objawieniem stał się Aziz Tetteh. Poznaniacy złapali wiatr w żagle. Mimo zadyszki (remisy z Arką i Wisłą) po rundzie jesiennej poznaniacy byli na 5. pozycji, mając siedem punktów straty do lidera.
Fantastyczny początek wiosny
Pierwszy etap wiosny był w wykonaniu Lecha znakomity.
Chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się, że ekipa Nenada Bjelicy będzie grała tak efektownie w ataku i skutecznie w obronie. Kolejorz nie tylko bardzo szybko stał się jednym z faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski, ale też świetnie poradził sobie w Pucharze Polski. Przed przerwą na mecz reprezentacji z Czarnogórą, który odbył się 26 marca, lechici wygrali sześć meczów, jeden zremisowali i nie ponieśli żadnej porażki (17:1)! Gdyby nie potknięcie z Górnikiem Łęczna Kolejorz byłby liderem ekstraklasy.
Kolejorz nie tylko świetnie prezentował się jako zespół, ale wykreował też kilku swoich piłkarzy na gwiazdy ekstraklasy. Błyszczał skuteczny Dawid Kownacki, który zdobył 5 goli, najlepszym bramkarzem ekstraklasy był Matus Putnocky, który dał się zaskoczyć tylko Rafałowi Siemaszce z Arki. Pochwalić można było cały blok defensywny, który przecież zimą uległ całkowitej przebudowie, po odejściu Tamasa Kadara i Paulusa Arajuuriego. Udanym okazał się transfer Wowy Kostewycza, ale na miano wiosennych odkryć zasłużyli też Lasse Nielsen oraz Maciej Wilusz. Miłą niespodziankę była też postawa Radosława Majewskiego, który strzelił trzy gole i dodał dwie asysty. Darko Jevtić zdobył dwie bramki, a superrezerwowy Marcin Robak strzelił trzy bramki i dwukrotnie asystował.
Rozmowa z Bartoszem Bosackim:
Choroba znów powraca na Bułgarską
Porażki z Legią przy Bułgarskiej, zwłaszcza w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym z Arką, a potem znów z Legią przy Łazienkowskiej sprawiły, że pojawiły się znów się symptomy choroby, która od wielu lat dręczyła Lecha.
Piłkarze nie radzili sobie z emocjami i presją w meczach o wysoką stawkę. Tracili pewność siebie, okazali się słabi mentalnie. Potrafili wygrywać po 3:0 ze słabeuszami, ale w pojedynkach, kiedy następowała prawdziwa weryfikacja ich umiejętności, byli często bezradni tak jak w Warszawie, kiedy poznaniakom wystarczył remis, aby być w tabeli przed Legią. Oddali właściwie ten mecz bez walki. Gdzieś zniknął styl, który podziwialiśmy wiosną. Kolejorz nie imponował już intensywnością gry, wysokim pressingiem i szybkim przechodzeniem do ataku. Podopieczni Nenada Bjelicy sprawiali wrażenie, jakby nie wytrzymywali tempa kondycyjnie.
Zmienił się też trener. Zaczął nerwowo reagować na krytykę, stracił zaufanie do doświadczonych zawodników. Szymonowi Pawłowskiemu zarzucił brak zaangażowania i wysłał na trybuny. Odebrał kapitańską opaskę Łukaszowi Trałce. Skonfliktował się z Marcinem Robakiem. Choć Lech w ostatniej kolejce mógł sięgnąć po mistrzostwo Polski, cud się jednak nie zdarzył. Bjelica wydobył Lecha z dna tabeli, ale żadnego tytułu nie zdobył.
- Wykonaliśmy ogromną pracę i tej drużynie należy się szacunek za to, czego dokonała przez ostatnie miesiące
- podsumował sezon Bjelica i dodaje, że o braku mistrzostwa zadecydowały dwa przegrane mecze z Legią. Liczby jednak nie kłamią. Na 27 punktów do zdobycia z najlepszą czwórką ekstraklasy Lech zdobył tylko pięć. To wystarczyło tylko do brązu, którego zresztą Kolejorz musiał bronić desperacko do ostatnich sekund w Białymstoku. Tak jak niewiele brakowało do sukcesu, tak blisko było do totalnej klęski, czyli miejsca poza podium.
Budowa drużyny znów rozpoczyna się od nowa
Nietrudno po tym sezonie wskazać plusy.
- Kiedy przyszedłem dziewięć miesięcy temu, Kolejorz był chory. Był bardzo chory - podkreślał trener. - Napastnicy nie strzelali goli, obrona była dziurawa, z Maciejem Wiluszem w składzie Lech nie wygrywał, Darko Jevtić był bez formy. Właściwie wszystko było nie tak - stwierdził Bjelica.
Strzałem w dziesiątkę okazały się też transfery Putnocky’ego i Kostewycza. Tylko że kilka dni po zakończeniu rozgrywek okazało się, że Kolejorz znów jest w rozsypce. Wilusz, którego cudownie ozdrowił Bjelica, odchodzi do Rosji, więc znów jest to piłkarz dla Lecha stracony. Odkryciem sezonu jest bez wątpienia Jan Bednarek, ale wkrótce też opuści Poznań, bo trudno sobie wyobrazić, by władze klubu odrzuciły ofertę w wysokości 5 mln, którą złożył angielski Southampton. Do wyjazdu szykuje się też Tomasz Kędziora. Trener znów będzie musiał zbudować nową obronę.
Pod koniec rozgrywek okazało się też, że szatnią Lecha od dawna targają konflikty. Sam trener przyznał, że do wiadomości mediów dotarły tylko te ostatnie.
Trudno przewidzieć, jak długo w Kolejorzu będzie grał Marcin Robak. Zgodę na transfer ma też Dawid Kownacki. Wygwizdany przez kibiców w ostatnim meczu przy Bułgarskiej młodzieżowy reprezentant Polski ma już dość krytyki, a że nadal interesują się nim dobre kluby, trzeba się liczyć z tym, że przestanie istnieć też atak. Klubu szuka Szymon Pawłowski, który okazał się największym rozczarowaniem sezonu (Nicky Billego nawet trudno sklasyfikować w tej kategorii). Nie wiadomo, czy trener będzie chciał mieć w nowej drużynie Łukasza Trałkę i czy Lech porozumie się z Lechią w sprawie wykupienia Makuszewskiego. Znak zapytania można postawić też przy Radosławie Majewskim, choć ma on jeszcze ważny kontrakt.
Bjelica ma więc mnóstwo problemów i bardzo mało czasu, by je rozwiązać. Przygotowania do nowego sezonu muszą rozpocząć się już 19 czerwca i choć na pierwszym treningu pojawią się wracający z wypożyczeń Formella, Drewniak, Serafin, Jóźwiak i Gumny, z nich klasowej drużyny się nie zbuduje. Trener mówił o 6-7 nowych zawodnikach (dwóch ma już dotrzeć w przyszłym tygodniu), ale choć zdajemy sobie sprawę, że zmiany są niezbędne, obawiamy się, czy do klubu przyjdą piłkarze, którzy będą mieli odpowiednie umiejętności, by znów nie zawieść oczekiwań kibiców.