Słodko-gorzka historia Magdy. Blogerki, podróżniczki, pacjentki
Magda zwiedziła cztery kontynenty i 44 kraje świata. Ze stwardnieniem rozsianym.
Magda Reizer to kobieta-petarda. Jej cięte poczucie humoru i lekkość, z jaką opowiada każdą historię, sprawiają, że chce się jej słuchać więcej i więcej.
A ma dużo do powiedzenia. Ba! Buzia jej się nie zamyka - Magda wciąż snuje opowieści z podróży. Podróży często zorganizowanych na wariackich papierach i mimo wielkich przeciwności. Podróży osobliwych: tu spotkała przypadkowo papieża, na tym lotnisku umierała ze strachu, a wtedy w godzinę odwiedziła trzy kraje.
Świat zwiedza sama, tak jest jej po prostu łatwiej. Mimo to zawsze znajdzie kogoś, kto przewiezie ją motocyklem wzdłuż wybrzeża, zaprosi na domówkę, przenocuje, choćby i na wyświechtanej kanapie.
Jej mieszkanie to prawdziwa ambasada obieżyświata: flagi rozwieszone na ścianach, mnóstwo zdjęć, pamiątek mniejszych i większych, o magnesach zasłaniających niemal całe drzwi lodówki nie wspominając. Na półce podwieszonej nad łóżkiem stoi obrazek, który tata ułożył dla niej z puzzli. Opera w Sydney. Tam jeszcze nie była, marzy o wojaży do Australii.
Zdroworozsądkowa „ja” często krzyczy w jej głowie: Daj już sobie spokój, dziewczyno! Magda słyszy te słowa od 11 lat, od kiedy postawiono u niej diagnozę.
Czy kiedykolwiek posłuchała? Nigdy.
Czy żałuje? A skąd!
Wagabundy w polonezie
W pierwszą podróż wyruszyła z rodzicami i siostrą. To były lata dziewięćdziesiąte. Trzy dni zajęło im pokonanie trasy z Podkarpacia na Costa del Sol, starym polonezem bez klimatyzacji. Z rozbawieniem wspomina szyby odsunięte na ful, piekielne upały i zimny łokieć taty.
- Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że tata trochę się opalił. Od łokcia w dół - śmieje się. Później była Portugalia, Włochy, Chorwacja. Ale pasja zakiełkowała w niej dużo wcześniej.
- To dziadziu jako pierwszy zaciekawił mnie światem - podkreśla. - Biegałam za nim i prosiłam go: Dziadziu, opowiedz o Ułan Bator. I dziadziu opowiadał wciąż i wciąż tę samą historię z pobytu w stolicy Mongolii, a kilkuletnia Magda za każdym razem słuchała jej z zapartym tchem.
Międzyczas
Jej życie nabrało tempa, kiedy wyprowadziła się z rodzinnego Łańcuta i zawitała do Krakowa. Studiowała stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Ekonomicznym i, jak sama to nazywa, wycieczki odbywały się w tak zwanym międzyczasie.
Żeby zmieścić się w niezbyt pokaźnym jeszcze studenckim budżecie, osiągnęła mistrzostwo w wynajdywaniu tanich lotów. Sypiała na lotniskach, mieszkała kątem u lokalsów, a w jej plecaku szeleściły opakowania zupek chińskich. - Dobrze, że przynajmniej żołądek mam jak koń - żartuje.
Zaczęła delikatnie: Czechy, bo blisko, Egipt, bo chciała poznać tamtejszą kulturę. Z czasem lista doświadczeń była coraz dłuższa: zimne drinki w Grecji, kawa we Wiedniu, dotyk przepychu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Smakując świata jeszcze jako studentka, nie zdawała sobie sprawy, że choruje. Z czasem zaczęły doskwierać jej objawy; klasyka, jak sama podkreśla - problemy ze wzrokiem i motoryką. Obraz w jej oczach rozdwajał się, bywało, że przez zaburzenia koordynacji obijała się o ściany.
Mijały lata, ale wciąż nikt nie był w stanie powiedzieć jej, z czym się boryka. Norwegia była ostatnim miejscem, które odwiedziła przed usłyszeniem diagnozy. - Oslo zwiedzałam jak Quasimodo - mówi. Bolała ją noga, myślała, że kontuzja kostki, której nabawiła się lata temu, daje o sobie znać.
Jeszcze wtedy nie wiedziała, jak bardzo się myli.
Ja wam wszystkim pokażę
Po pięciu latach od pojawienia się pierwszych objawów, Magda słyszy diagnozę: stwardnienie rozsiane. Jest wdzięczna neurologowi - nareszcie ktoś uwolnił ją od wątpliwości. Kilka lat później śle do niego pozdrowienia z Azji.
- Co czułaś? Złość? Żal? Smutek? - pytam jej.
- To na pewno - odpowiada. - Ale ja z natury jestem buntowniczką. I wiesz, co sobie wtedy powiedziałam? Ja wam wszystkim pokażę!
Kiedy Magda dowiedziała się, że choruje na SM, miała 25 lat, głowę pełną planów i marzeń.
- Wszystko musiałam sobie przewartościować. Wiem, że spotkała mnie tragedia, ale wiem też, że nie tylko mnie. Nie chcę kreować się na bohaterkę. Nie chcę udawać, że SM mnie nie dotyka. Chcę pokazać, że można z tym żyć - opowiada.
W 2013 roku przeżyła tak zwany rzut (rzut to pojawienie się nowych lub nawrót wcześniejszych objawów, które później ustępują częściowo lub całkowicie). Wylądowała w szpitalu, omal nie przestała chodzić. Straciła pracę w korporacji. Wiedziała, że jeśli podda się, choroba zaatakuje jeszcze mocniej, dlatego nie zrezygnowała z podróży.
Więcej: leżąc na szpitalnym, łóżku podpięta pod kroplówkę, planowała kolejne wyjazdy. Zapuszczała się w coraz to bardziej odległe zakątki świata, a nawet zdarzały się jej wypady totalnie niekontrolowane.
Znalazła kiedyś bardzo tanie bilety lotnicze na Cypr, wylot dosłownie lada dzień. I znów w jej głowie pojawił się głos: Hej, dziewczyno, ledwo chodzisz, co ty wyprawiasz?!
I przyznaje, że faktycznie przespała się z tą decyzją.
A 30 godzin później gryzła słodką pomarańczę na słonecznej wyspie.
Boskie Rio, Iran na szybko
We wrześniu 2012 roku, czyli dwa lata po diagnozie, Magda spełniła swój sen wariata: poleciała do Brazylii, samiuteńka. Kupiła bilet lotniczy do Rio De Janeiro z wylotem z Berlina. Do Niemiec dojechała blabla carem, noc w stolicy spędziła u osoby, którą przypadkiem poznała w tramwaju. - Pamiętam, że byłam niesamowicie śpiąca następnego dnia na lotnisku, ale w końcu znalazłam się w samolocie - wspomina.
Do tej podróży przygotowywała się rok. Natomiast zorganizowanie wypadu do Iranu, wymarzonej destynacji, zajęło jej cztery dni.
- Nie wiem, skąd moje zainteresowanie Iranem. W trakcie moich podróży poznałam wiele osób pochodzących stamtąd. Bardzo dobrze wspominam te znajomości i postanowiłam sobie, że kiedyś odwiedzę ten kraj - opowiada.
I tak zrobiła, dokładnie w 2018 roku. Wyleciała w ciemno, nocleg załatwiła sobie dzień przed wylotem. Kiedy już dotarła na miejsce, a emocje i stres opadły, usiadła i coś sobie uświadomiła: że właśnie spełniła swoje marzenie. W Teheranie kupiła pocztówkę, która później trafiła do rąk ważnej dla niej osoby. Neurologa, który ją zdiagnozował.
Wycieczkę do Iranu sprawiła sobie na 33. urodziny. Rok później, w prezencie, oglądała zorzę polarną. Tam nie wybrała się sama, była z nią kobieta, którą zagaiła kiedyś rozmową na przystanku autobusowym w Krakowie. Okazało się, że są sąsiadkami.
Jak się człowiek uprze...
... to medycyna jest bezsilna. Tak się mówi.
To jedno z ulubionych haseł Magdy. Mimo problemów z poruszaniem się, we wrześniu tego roku wydeptywała szlaki w Czarnogórze, podpierając się o kijki do nordic walking.
- Mnie pomaga myślenie, że może nie mam supersprawnych nóg, ale w ogóle mam nogi, i to jeszcze całkiem zgrabne - uśmiecha się.
Ma 36 lat. Mieszka sama, pracuje, sprząta, gotuje. Ale życie to nie bajka. Magda swoje porównuje do wykresu WIG20: raz w górze, raz w dołku.
- Mam co wspominać, jestem za to wdzięczna. Ale bywa też tak, że jest mi źle, pojawiają się łzy, paraliżuje mnie strach i jest po prostu do dupy. Tak naprawdę tylko ja wiem, jak bardzo musiałam zaciskać zęby, żeby odwiedzić te wszystkie fantastyczne miejsca - mówi.
Dodaje po chwili: Za wszystkim stoi ciężka praca, determinacja i ból. Ale naprawdę było warto.
***
Adres bloga Magdy: magdareizer.blog