Śledztwo utknęło w budowlanej sieci
Dwie umowy. Tylko tyle i aż tyle. Warte 342 tys. zł miały przestawić jego firmę na nowe tory. - Kontrahent mnie oszukał - mówi.
Sam odwaliłem całą robotę. Można powiedzieć - za prokuratora i za policję - mówi Marek (nazwisko do wiadomości reakcji). Z rozmowy na rozmowę, ze spotkania na spotkanie widać, że coraz trudniej mu trzymać nerwy na wodzy.
- Jak długo można podawać policji i prokuraturze dowody prawie na tacy i czekać?! - Marek wertuje dokumenty spięte w kilku grubych teczkach. To kserokopie umów, korespondencja z policją, prokuraturą, poświadczenia tak zwanych „KW” (pokwitowań wypłacenia gotówki z firmy - red.). - Dałem prokuraturze całą listę świadków do przesłuchania. To inni poszkodowani przez firmę „K” (nazwijmy tak umownie przedsiębiorstwo z Bydgoszczy działające w branży budowlanej - red.).
- Dowiedziałem się, że przesłuchano... jedną osobę! - mówi.
Jest 10 maja. Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ od sierpnia 2016 roku prowadzi śledztwo w sprawie domniemanego wyłudzenia 342 tys. złotych.
- Te pieniądze należą się mnie z racji dwóch umów podpisanych z „K” w sierpniu i wrześniu 2013 roku - twierdzi Marek.
To miały być (i były) potężne zlecenia, które jego niewielkiej firmie istniejącej wtedy na rynku dopiero od trzech lat mogły pomóc się rozpędzić, nabrać wiatru w żagle. Chodziło o dwie inwestycje pod Warszawą. Bydgoska firma „K” - jako główny wykonawca robót - budowała tam dwa markety. Marek zgłosił się jako podwykonawca. Jego przedsiębiorstwo zajmuje się kompleksowym wykonywaniem instalacji elektrycznych, systemów grzewczych i klimatyzacji. I tego też podjął się w nowo budowanych pawilonach handlowych.
Praca szła dobrze, aż nadszedł dzień odbioru budowy. Prezes firmy „K” dopatrzył się błędów w wykonaniu instalacji, które powierzono przedsiębiorstwu Marka. Chodziło, między innymi o zainstalowanie tzw. agregatu wody lodowej, wartego ponad 100 tys. zł urządzenia napędzającego system klimatyzacji w jednym z marketów. Gdy Marek usłyszał argumentację głównego wykonawcy, osłupiał. Okazało się, że do każdego z budowanych obiektów powinny być zastosowane inne tak zwane standardy wykonania.
- Przedstawiciele „K” upierali się, że w Markach powinienem stosować standard z 2013 roku, który przewidywał zainstalowanie tego agregatu wody lodowej - tłumaczy Marek. - Przy czym w umowie wyraźnie wskazano, że obowiązywał tam standard z 2012 roku.
Dopiero w późniejszym śledztwie wyjdzie na jaw - jak twierdzi Marek - że na budowie obowiązywały standardy z 2011 roku z „kartą zmian z roku 2012.” - A inwestor w trakcie trwania prac budowlanych zmienił warunki żądając zastosowania standardów z 2013 roku. Te informacje znalazły się - mówi Marek - w zeznaniach jednego z pracowników firmy „K”, przesłuchanego przez policję w 2015 roku. Dlaczego prokuratura ignoruje ten fakt?
To był szok, ale Marek szybko się z niego otrząsnął. Postanowił nie odpuszczać. Wkrótce dowiedział się, że w Bydgoszczy jest podobno jeszcze kilkunastu innych podwykonawców, którzy skarżyli się na „K”.
- Z rozmów z innymi kontrahentami dowiedziałem się, że firma „K” postępowała z nimi tak samo, jak ze mną. Główny wykonawca w ostatniej chwili, przedstawiając protokół odbioru wskazywał rzekome błędy i w ten sposób argumentował, że nie zapłaci za wykonaną pracę - mówi Marek. - Poszkodowani próbowali się sądzić z firmą „K” z tytułu łamania przez nią prawa spółek. Ale ja uważam, że to, co robi, to już są oszustwa. Naciągniętych przez „K” może być ponad trzydzieści firm z Bydgoszczy i okolic.
Już w 2014 roku dotarliśmy do kilku szefów firm, którzy czuli się poszkodowani działaniem „K”. Jeden z nich, który również chce pozostać anonimowy, przedstawia swoją relację: - Gdy wierzyciele się upominają o pieniądze, dostają standardowe pisemko.
I pokazuje dokument wystawiony przez firmę „D” (inne przedsiębiorstwo z grupy „K”).
„Prowadzona przez nas działalność ma charakter sezonowy z długimi okresami rozliczenia poniesionych kosztów, która charakteryzuje się spadkiem sprzedaży w okresie wiosna-jesień” - czytamy. „W związku z przedłużającą się zimą wykończenie inwestycji przedłużyło się, a nowe zaczną się w maju 2013, dlatego nie jesteśmy w stanie dotrzymać terminów zapłaty za faktury (...).”
- „K” nie oddaje również na czas kaucji, które każdy podwykonawca musi wnieść, jako zabezpieczenie umowy - słyszymy z kolei od innego bydgoskiego przedsiębiorcy. Twierdzi, że również został poszkodowany przez „K”. - A to już niemałe pieniądze, bo chodzi o kilkadziesiąt tysięcy. Jednorazowo - dodaje.
Przedstawiciele firmy „K” zgodzili się na spotkanie w siedzibie firmy w Bydgoszczy. Odnieśli się do zarzutów formułowanych przez podwykonawców. Krzysztofa B. (imię i inicjał zmieniony - red.), szef „K.” przysłał do redakcji maila: „Nie wyrażamy zgody na publikację naszych wypowiedzi, nie udzielamy autoryzacji.”
W tym czasie Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ prowadziła już śledztwo w sprawie firmy „K”. Zawiadomienie złożył Marek. Postępowanie zostało umorzone. Śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa w działaniach „K”.
Jeszcze przed zamknięciem tej sprawy Marek złożył w prokuraturze kolejne doniesienie. - Dotarłem do dokumentu, na którym widnieje mój podrobiony podpis - mówi Marek. - To oświadczenie, które B. przedstawił głównemu inwestorowi. Firma „K” deklarowała w nim, że nie zalega z płatnościami dla podwykonawców. Dokument był potrzebny „K” do otrzymania zapłaty za budowę.
Powołany do sprawy biegły grafolog stwierdził, że sporny podpis na dokumencie należy do Marka. 20 października 2015 roku sprawa została umorzona.
Przedsiębiorca jednak nie daje za wygraną. Sam dociera do kolejnych świadków, rozpytuje kontrahentów firmy „K” i samego Krzysztofa B. 4 sierpnia 2016 roku składa kolejne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa wyłudzenia.
Jednym z nowych dowodów jest odkrycie, którego dokonał badając historię przedsiębiorstw B. w Krajowym Rejestrze Sądowym. - Okazało się, firma „K”, z którą podpisałem umowy w sierpniu i wrześniu 2013 roku, wtedy jeszcze nie istniała! - mówi Marek. - W bazie pod tym samym numerem KRS widnieje nazwa „P” (inicjał zmieniony - red.). W rejestrze sądowym firma „K” pojawia się dopiero w grudniu 2013 roku!
Marek informuje również śledczych o niejakim Ł. To radca prawny, były sędzia Sądu Rejonowego w Inowrocławiu i Bydgoszczy, krewny nieżyjącego już byłego, już szefa bydgoskiej prokuratury rejonowej. Jego kancelaria reprezentowała firmę „K” w sporze cywilnym o zapłatę odsetek od kar umownych (pokłosie sprawy z podwarszawskich budów), które orzeczeniem sądu Marek miał zapłacić na rzecz firmy „K”. Marek próbuje wykazać, że prawnik poświadczał nieprawdę.
Śledczy zapewniają, że wyjaśnią sprawę. Gdy jednak w maju tego roku prokuratura nie stawia nikomu zarzutów, Marek zaczyna się niecierpliwić.
Pisze do ministra i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, a nawet do kancelarii prezydenta RP. Zwrotki przez Prokuraturę Krajową, Regionalną trafiają w końcu do Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. I ona przejmuje nadzór nad postępowaniem w „rejonie”. - Ta korespondencja trafiła do nas, kiedy już prowadziliśmy postępowanie - mówi prok. Marcin Zawieruszyński. - To nie było tak, że zwrócono się do nas po jakieś dokumenty i w wyniku tego przeprowadziliśmy jakieś nowe czynności w sprawie.
30 maja prokurator poinformował, że z bydgoskiej komendy policji wpłynęły protokoły przesłuchań 16 świadków. Zaz- naczył, że sprawa danych w bazie KRS „zostanie wyjaśniona”, ale dodaje również:
- Dla samego faktu rzekomego wyłudzenia nie ma to większego znaczenia. Firma była w tym czasie w fazie przekształcania. Postępowanie trwa.
Śledczy odcinają się od zarzutów powiązań prokuratury z mecenasem reprezentującym firmę „K”. - To nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy człowiek ten jest nam znany, czy nie - mówi prokurator Dariusz Bebyn, szef Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. - Jego krewny, nasz były szef zmarł, niestety, prawie dziesięć lat temu, czyli na długo zanim pan Marek podpisał jakąkolwiek umowę z firmą „K”.
Krzysztof B., szef „K”: - On (Marek - red.) dzwoni do moich kontrahentów i kłamie o mnie. Przegrał w sądzie, musi mi zapłacić 5 tys. zł i próbuje się teraz odegrać.
Czekamy jeszcze na konkretne odpowiedzi B. w sprawie zarzutów, które pod jego adresem kieruje Marek.
Radca prawny Ł., którego Marek oskarża o poświadczenie nieprawdy:
- Jesteśmy dużą kancelarią. Mamy 10 prawników. Czy ja reprezentowałem fizycznie „K”? Na pewno reprezentowaliśmy klientów w jakimś sporze z panem Markiem. Sam rzadko się już zajmuję pracą na pierwszej linii frontu. Z tego już wyrosłem. Mam 10 młodych ludzi, którzy to robią. I, owszem, byłem sędzią sądu rejonowego w Inowrocławiu, w Bydgoszczy. Skończyłem swoją karierę sędziowską 1 stycznia 1994 roku. A mój świętej pamięci kuzyn był szefem Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. Cóż mogę powiedzieć? Był to jeden ze szczęśliwszych okresów w moim życiu.