Ślązak autonomista krzyczy, płacze i jest wiecznie obrażony na Polskę [WIDEO]
Jak wymusić na polskim państwie, żeby Górny Śląsk stał się tematem ogólnopolskim, tak jak związki partnerskie, ciąża pozamaciczna - pyta Kazimierz Kutz w filmie „Autonomiści” Doroty Pryndy
Gdyby Dorota Prynda nakręciła „Autonomistów” wiele lat temu, pewnie byśmy razem z nią pytali, kim są ci ludzie, którzy tak ciągle maszerują i krzyczą w jej filmie. Czego chcą i jak liczna jest to grupa? Ale dziś na Górnym Śląsku autonomiści nikogo nie dziwią, bo zdominowali debatę o przyszłości regionu i o regionalizmie. Zawładnęli duszami malkontentów z wiecznymi pretensjami do Polski. Skupili Ślązaków oderwanych od swojej tożsamości, którą chcą dopiero definiować (dziadek z Wehrmachtu to nie wstyd, jestem Ślązakiem, a nie Polakiem czy Niemcem).
Może jeszcze autonomiści są pewnym zdziwieniem w Polsce, bo swoją śląskość stawiają w opozycji do polskości, co z daleka wydaje się niepojęte, a nawet wrogie.
Narracja dokumentalnego filmu Doroty Pryndy snuje się wokół corocznego Marszu Autonomii, którego uczestnicy idą ulicami Katowic w rocznicę uchwalenia Statutu Organicznego Województwa Śląskiego w 1920 roku. Statut ten nadał regionowi szeroką autonomię, którą Hitler zawiesił, a PRL zlikwidował. Marsze są za ideą przywrócenia tej autonomii, a ich organizatorem pozostaje Ruch Autonomii Śląska.
Langer krzyczy najgłośniej
W filmie Pryndy liderzy RAŚ - Jerzy Gorzelik i Henryk Mercik - odgrywają jednak role drugoplanowe. Prasują, podlewają ogródek. Na czoło pochodu wysuwa się bowiem Peter Langer ze stowarzyszenia „Ślonsko Ferajna”. Dorota Prynda jego uczyniła narratorem swojej opowieści o autonomistach.
Langer krzyczy najgłośniej spośród jej rozmówców, ale to nie znaczy, że faktycznie jest głównodowodzącym autonomistami. Mówi fatalnie gwarą. Na kilometr słychać, że nie wyniósł jej z domu, a ciągle jeszcze przyswaja, dowolnie dorzucając do niej słowa niemieckie z ulubionym: recht, to jest recht. Kiedy płacze nad kondycją mowy śląskiej, bo się kojtła, robi się śmiesznie. Powinien dać przykład innym i sam nad gwarą popracować, choćby wsłuchując się w uczestników konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”. A on dopomina się tylko o edukację innych.
Dorota Prynda próbuje zdefiniować tytułowych autonomistów - to właśnie ci z marszów żółto-niebieskich, którzy czegoś chcą (autonomii, języka śląskiego, narodowości śląskiej), ciągle lamentują i są obrażeni na Polskę. Krzyczą po śląsku, śpiewają po niemiecku. Można odnieść wrażenie, że taki oto jest Górny Śląsk; zbudowany na krzywdzie i pretensjach, w pochodzie i w poszukiwaniu swojej tożsamości. A to nieprawda.
Dokument Pryndy, w warstwie społecznej, jest jednostronny. Autonomiści to nie cały Śląsk, to mniejszość na Śląsku. Jak bardzo zmarginalizowana, świadczy klęska w ostatnich wyborach parlamentarnych. Mieszkańcy regionu odrzucili ich retorykę, ich krzyki i próbę zawłaszczenia wszystkiego, co śląskie. Nie chcą samozwańczych trybunów śląskich. Wmawianie im „słabości w zaangażowaniu w sprawy obywatelskie”, co próbował robić prof. Zbigniew Kadłubek w czasie dyskusji nad filmem, jest nieuprawnione. Profesor otwierał przegraną listę Zjednoczonych dla Śląska, pewnie stąd ta uwaga. W filmie Pryndy mówi, że jak „Górnoślązak myśli o autonomii, to myśli o pewnej próbie uodpornienia się na niszczenie tożsamości”.
Tak chyba myślą na Śląsku tylko ci, którzy mają kłopot ze swoją tożsamością, którzy siebie pytają, kim są? Ale na Śląsku mieszkają Ślązacy, którzy nigdy z tym nie mieli problemu. Od zawsze wiedzą, gdzie ich korzenie i z jakiego pnia wyrośli. Mowę śląską noszą w sercu, a nie na sztandarach. Tych w filmie Pryndy nie ma, poza dyrektorem Teatru Śląskiego i aktorem Robertem Talarczykiem, który przyznał, że kiedyś się wstydził swojego śląskiego pochodzenia, ale teraz wie, że ta inność jest jego siłą.
Prynda dopuszcza do głosu przeciwników autonomistów w sensie rozwiązań politycznych. Jest nim np. Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka. Pół-Ślązak, którego dziadek bił się w trzech powstaniach. Steinhoff zachęca do poważnej debaty, o poważnych problemach Śląska. Hasło „autonomia” uważa za populistyczne, „które w sobie nie zawiera specjalnie mocnych treści”. Jest wykorzystywane z pobudek politycznych, bo gromadzi zwolenników.
Społeczny pejzaż śląski bardzo się zmienił w ostatnich latach i nie pasuje do pejzażu narzekających „Autonomistów”. Wprawdzie dr hab. Małgorzata Myśliwiec, politolog UŚ, ubolewa, że państwo zachęca, by wywieszać flagę narodową, a brakuje tej zachęty do manifestowania tożsamości regionalnej, ale Ślązacy to nie są przecież ludzie specjalnej troski. Na Śląsku już nawet młodzież powtarza: „Być Ślązakiem jest trendy”, a mówić po śląsku jest cool. Wstyd to przeszłość. Z godką też jest o niebo lepiej, niż to wynika z filmu Pryndy. Zresztą autorka przyznała, że gwara śląska w ogóle się jej nie podoba.
Zabawny jest Kazimierz Kutz, który pyta: - Jak wymusić na państwie polskim, by Górny Śląsk stał się któregoś dnia tematem ogólnopolskim, tak jak związki partnerskie, ciąża pozamaciczna, rola prezerwatywy w Kościele? Jak uwieść ten Śląsk?
Najmocniej wybrzmiała w „Autonomistach” wypowiedź prof. Tadeusza Sławka z UŚ, który przekonuje, by Ślązacy zaczęli mówić o sobie, ale nie tylko do siebie, także do innych. - Ciągle mówią do siebie, a potem czerpią satysfakcję z tego, że ich nikt nie słucha - dodał prof. Sławek.
Poza kadrem
Na premierę filmu „Autonomiści” przyszło spore grono widzów, bo jest o czym rozmawiać. Co Ślązacy chcieliby powiedzieć Polsce, zachęceni przez prof. Sławka?
- Pierwszy krok w rozbudzeniu tożsamości śląskiej zrobiliśmy, i to widać - mówi DZ dr Henryk Mercik, wicemarszałek woj. śląskiego. - Życzyłbym sobie, aby ludzie władzy, niezależnie z jakiej partii, przyjęli, że Polska nie jest homogeniczna, a te ułamkowe mniejszości nie są problemem. Co mi przeszkadza w „Autonomistach”? Te żale i płacze. Podsumujmy je i zakończmy. Nie można budować swojej tożsamości na wiecznych pretensjach.
Odwoływanie się do przedwojennej autonomii jest sensowne czy może autonomia wymaga nowego zdefiniowania?
- Autonomię można różnie rozumieć, co sugeruje profesor Kadłubek, jako wolność, niezależność duchową - mówi DZ dr Tomasz Słupik, politolog. - Niemożliwy jest prosty powrót do tego, co było przed wojną, ale mamy dobre, współczesne przykłady: Hiszpanię, Włochy. Belgię.
Co autonomiści chcą powiedzieć Polsce? - Mój Śląsk jest inny od Śląska autonomistów - mówi DZ prof. Grażyna Szewczyk, germanistka. - Wyrosłam w rodzinie, gdzie wiedza o Śląsku i pojęcie tożsamości było jak codzienny chleb. Dlatego pytanie o to, kim jest Ślązak, przynajmniej w moim przypadku, jest pytaniem abstrakcyjnym. Znam wielu Ślązaków, którzy mają swoją tożsamość, są jej świadomi, potrafią ją określić bardzo dokładnie.
Zdaniem prof. Szewczyk, jeśli będziemy nawiązywać do modelu przedwojennej autonomii, to musimy mieć jakieś zakorzenienie w tej kulturze. Jeżeli zaś tworzymy nowe pojęcie autonomii, powinno ono być nie tylko sprowadzane do wesołego marszu, ale także do bardzo poważnej debaty: jaka dziś jest struktura Śląska, jaką ma kondycję?
- Spotkania autonomistów mają coś w sobie z wesołości, ale nie oznacza to, że nie prowadzą do wykluczenia dużej grupy Ślązaków, która nie chciałaby w takiej formie wspólnoty wziąć udziału - dodaje prof. Szewczyk. - Mnie zawsze przerażają manifestacje z hasłami. Wolę bardziej wyciszony Śląsk, ale może jestem odchodzącą Ślązaczką, która wie, gdzie stoi, w którym miejscu…
Dorota Prynda jest autorką scenariusza i reżyserką filmu dokumentalnego „Autonomiści”. To niezależna produkcja. Film trwa około 50 minut. Dorota Prynda jest absolwentką politologii UŚ. Była rzeczniczka Ruchu Chorzów, obecna rzeczniczka Opery Śląskiej. Jest też autorką filmów: „Mirek Breguła - choroba uczuć”, o zmarłym muzyku zespołu Universe, a także „Reduta przestrzeni” o amatorskim teatrze „Reduta Śląska” z Chorzowa. Kiedyś współpracowała z Telewizją Katowice.