Ślązacy i Zagłębiacy chcą wspólnie promować Trójkąt Trzech Cesarzy
Trójkąt Trzech Cesarzy znów może być wielką atrakcją. Tego chcieliby mieszkańcy Sosnowca i Mysłowic. Najpierw jednak trzeba wiedzieć, gdzie skręcić, żeby dojechać pod Trójkąt. Warto też poznać jego nieznaną historię.
Trójkąt Trzech Cesarzy to pojęcie, który zna każdy mieszkaniec regionu. Wie też, że do I wojny światowej stykały się tam granice trzech państw zaborczych (nie zaborów, bo Mysłowice już od zakończenia II wojny śląskiej w 1745 r. należały do Prus). Dzisiaj w Trójkącie znajdują się obelisk ustawiony tu po wejściu Polski do Unii Europejskiej, dzięki staraniom m.in. sosnowieckiego oddziału PTTK (Czy wiecie, wykorzystano na ten cel jedną z granitowych brył dawnego Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej z centrum Sosnowca?) oraz altana, miejsce na ognisko i kilka ławek. Tak jak przed wiekami łączą się tutaj Biała i Czarna Przemsza, ale dziś to miejsce w niczym nie przypomina sławnego przed 1914 roku Dreikaisereck.
- Dopóki Biała Przemsza była czysta, ludzie chętnie przychodzili w to miejsce. Potem zaczęły ją truć zakłady w Kluczach i Szczakowej i to już nie było to samo. Na koniec kopalnia Niwka-Modrzejów wystąpiła o zgodę na eksploatację pokładów pod rzeką. Dostała ją, ale musiała wykonać nowe pięciokilometrowe betonowe koryto. Zniknęły meandry i zakola z piaszczystymi plażami i charakterystycznym zapachem macierzanki z dziką miętą. To moje wspomnienie z dzieciństwa. Nie spotkałem tego przy żadnej innej rzece - mówi Zygmunt Witkowski, urodzony w Modrzejowie wieloletni sosnowiecki radny.
- Trójkąt Trzech Cesarzy to kandydat na jedno z najlepszych miejsc turystycznych nie tylko w regionie, ale i w Polsce. Ludzie mówili mi, że gdyby znajdowało się w Stanach Zjednoczonych, byłoby perełką - wzdycha Stanisław Czekalski, były prezes sosnowieckiego oddziału PTTK-u i autor przewodnika turystycznego po Zagłębiu Dąbrowskim.
Dzisiaj Trójkąt znów odwiedzają turyści, ale nie ma ich tak wielu, jak przed I wojną światową. Rocznie na styk trzech granic między rosyjskim Modrzejowem, austro-węgierskim Jęzorem a pruskimi Brzęczkowicami docierało nawet 8 tysięcy osób. Z daleka do Trójkąta docierało się koleją do Mysłowic, skąd tzw. promenadą można było dojść do styku trzech państw. Turyści chcieli po prostu zobaczyć to miejsce, ale na tym nie wyczerpywały się atrakcje Trójkąta. Można było popływać statkiem po rzece czy podziwiać panoramę rozpościerającą się z ustawionej na brzęczkowickim brzegu wieży widokowej (zburzonej w latach trzydziestych).
Ówczesne życie Trójkąta wspomina się głównie w kontekście turystycznym, mało kto pamięta jednak o funkcjach transportowych. Jeszcze pod koniec lat czterdziestych XX wieku spławiano stąd węgiel z kopalni Niwka-Modrzejów. Spod kopalnianych szybów dowoziła je tu kolejka wąskotorowa. Na brzegu rzeki znajdowało się kilka drewnianych doków, na których przeładowywano czarne złoto na galary. Do lat sześćdziesiątych stał tutaj również wrak statku. Wydaje się więc, że to Trójkąt byłby lepszym miejscem dla przywiezionej z Dziwnowa kotwicy, która niedawno ustawiono na skwerze w centrum Sosnowca.
Swoją pierwszą wizytę w Trójkącie pamięta Stanisław Czekalski. - Francuski profesor, którzy przygotowywał pracę o podobnych miejscach, chciał odwiedzić to miejsce. Poproszono mnie, żebym go tam zaprowadził. Gdy wyszliśmy na wał, nie było nawet widać rzeki, tylko chaszcze - wspomina.
A jeszcze w latach 50. czy 60. dzieciaki bez obaw przechodziły przez Przemszę na drugą stronę rzeki. Lubiły myszkować po pozostałościach okopów i bunkrów po mysłowickiej stronie, w których w 1945 roku Niemcy bronili się przed nacierającą ze wschodu Armią Czerwoną. Po sosnowieckiej stronie w miejscu dzisiejszych działek była ogromna łąka, na którą na weekendowe pikniki przybywali i Zagłębiacy z Sosnowca, i Ślązacy z Mysłowic, i Galicjoki z Jęzora. Na brzegu nie było jeszcze drzew, a z modrzejowskiego brzegu widać było wieżę brzęczkowickiego kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej. Aż do lat pięćdziesiątych miejsce to nadal było stykiem granic. Przed II wojną światową schodziły się tu granice województw: kieleckiego, krakowskiego i śląskiego, a potem granice gmin.
Z czasem jednak, gdy rzeki stały się ściekami, zainteresowanie Trójkątem zmalało. Bo po co siedzieć w krzakach i oglądać zanieczyszczoną wodę? Krajobraz Trójkąta zmienił też dwa wiadukty kolejowe przerzucone z brzegu galicyjskiego na śląski. Od kilkunastu lat Trójkąt znów odżywa, a liczba osób odwiedzających to miejsce wzrasta. Pod warunkiem, że oczywiście turyści w ogóle znajdą drogę do tego miejsca.
Parking dla turystów zmotoryzowanych zlokalizowano przy boisku AKS-u Niwka. Stamtąd jednak do Trójkąta jeszcze około kilometra i obecnie nie można już przejść wałem rzeki, bo... zagrodził go prywatny właściciel. Konia z rzędem jednak temu, kto w Trójkącie nigdy nie była, a chce podjechać bliżej tego miejsca. Ulica Żeglarska, w którą trzeba skręcić z głównej ul. Orląt Lwowskich, wygląda bardzo niepozornie. Całe szczęście, problemu z dojazdem nie powinni mieć rowerzyści, którzy mogą dojechać tu dwoma oznakowanymi szlakami.
Cóż, Trójkąta nie widać, bo żeby dojść do miejsca łączenia się dwóch rzek należy przejść po schodach przez wał. Widać altanę, miejsce na ognisko i obelisk. Nie widać także ławek, bo zniknęły w gąszczu niekoszonej trawy. Aż strach pomyśleć, ile może w niej czyhać na turystów kleszczy...
O Trójkącie nie zapominają mieszkańcy obu brzegów Przemszy. Dzielnicowi radni z sosnowieckiej Niwki i mysłowickich Brzęczkowic spotkali się niedawno w Trójkącie, by wymienić się pomysłami na promocję tego miejsca.
- To nasze pierwsze spotkanie odnośnie Trójkąta Trzech Cesarzy. Radni naszej Rady Dzielnicy Południe i mysłowickiej Rady Dzielnicy Brzęczkowice-Słupna są zainteresowani tym, aby to miejsce miało znaczenie historyczne i dla mieszkańców, i dla przyjezdnych - przekonuje Grzegorz Wola, przewodniczący Rady Dzielnicy Południe w Sosnowcu.
Gdy pytamy radnych, jakie mają pomysły na zagospodarowanie Trójkąta, śmieją się, że mogliby opowiadać do rana.
- Pomysłów jest sporo. Daliśmy już propozycję, żeby zorganizować tu przystań dla kajaków czy ustawić wiaty dla mieszkańców, którzy chcieliby przyjść pogrillować albo po prostu odpocząć - mówi Grzegorz Wola.
Swój projekt rewitalizacji tego miejsca do Urzędu Miejskiego w Sosnowcu złożył też Stanisław Czekalski.
Mysłowiczanie z kolei podkreślają, że z zazdrością patrzą na stronę sosnowiecką, gdzie są ławki, palenisko i zadaszona altana. Po drugiej stronie natomiast zainteresowani losami trójkąta Trzech Cesarzy organizują spotkania, podczas których sprzątają teren wokół tego historycznego miejsca.
- Tu mamy o tyle wygodną sytuację, że po stronie sosnowieckiej jest polana. Gdybyśmy byli w tym samym czasie po stronie mysłowickiej, to nie siedzielibyśmy w słońcu tak jak teraz, tylko w cieniu i chłodzie. Jednak musimy coś zrobić. Nie trzeba przecież powielać pomysłów ze strony sosnowieckiej, bo to już jest. Wystarczy zrobić porządną kładkę czy most, tak aby można byłoby przejść z jednej na drugą stronę. Po stronie mysłowickiej można zrobić jakieś boiska czy miejsce na rowery z jakimś zadaszeniem - snuje plany Agnieszka Czarnota, radna Rady Dzielnicy Brzęczkowice-Słupna oraz prezes Stowarzyszenia Mysłowicki Detektyw Historyczny.
- „Kąt 3 Cesarzy” jest atrakcją turystyczno-rekreacyjną. Trakt imperialny byłby wędrówką przez dzieje miasta i regionu. Dlatego potrzeba ścieżek, które umożliwią swobodne przemierzanie tego historycznego terenu. Przydałyby się drewniane schody, które zastąpią skarpę. Z nieczynnego mostu PKP można zrobić punkt widokowy, zaś z kamienic przy ul. Portowej miejsce spotkań świata kultury, biznesu i gospodarki - cytuje swój zgłoszony do Mysłowickiego Budżetu Obywatelskiego pomysł Marcin Stroński, dzielnicowy radny z Brzęczkowic.
- Niestety, słyszymy, że po naszej stronie nie da się nic zrobić, bo zepsują to wandale. Jeżeli coś tu powstanie, to od razu podobno zostanie zniszczone - mówi Jacek Paris, radny dzielnicy Brzęczkowice-Słupna i znany kajakarz, który w zeszłym roku z żoną Moniką przepłynął kajakiem z Mysłowic do Paryża.
Woda również może być elementem promocji Trójkąta Trzech Cesarzy. Można się będzie o tym przekonać już jutro. W sobotę, 2 lipca, o godzinie 9, z Trójkąta Trzech Cesarzy wyruszą kajakarze. Monika i Jacek Parisowe zorganizowali spływ „Flis po Przemszy”. Kajakarze będą mieli do pokonania 27,5 kilometrów, w tym 24 km Przemszą i 3,5 km Wisłą.
Czas pokaże, czy Trójkąt stanie się takim miejscem, jak Trzycatek w Jaworzynce czy bieszczadzki Kremenaros. Potencjał ma, władze Sosnowca i Mysłowic muszą go tylko wykorzystać. No, chyba że dzieląca ludzi z obu stron rzeki granica z czasów rozbiorów nadal funkcjonuje?