Sławomir Wojtasiński - kibice nosili go na rękach
Sławomir Wojtasiński w Koronie Kielce występował przez jedenaście sezonów. W sumie, w barwach kieleckiego klubu rozegrał ponad 300 spotkań ligowych. Obecnie szkoli innych piłkarzy
Sławomir Wojtasiński do kieleckiego klubu trafił w 1981 roku ze Sprotavii Szprotawa, której jest wychowankiem. Do Kielc trafił za namową swojego kolegi Marka Gruszewskiego. Przygoda z Koroną okazała się naprawdę długa. W sumie lewy obrońca obecnego województwa lubuskiego przez jedenaście lat rozegrał w niej ponad 300 spotkań. Przez cztery sezony żółto-czerwoni występowali wówczas w trzeciej lidze, a przez siedem w drugiej lidze, która była zapleczem ekstraklasy.
- Do Korony trafiłem 35 lat temu. Ułożyło się tak, że wtedy klub ze Szprotawy obchodził jubileusz 35-lecia, a w tym roku byłem na jego 70-leciu. Zagraliśmy mecz towarzyski ze Stilonem Gorzów Wielkopolski. W tym spotkaniu wystąpił między innymi Marek Gruszewski, który w 1981 roku był piłkarzem Korony i to dzięki niemu trafiłem do kieleckiego klubu. Zaproponował nam, abyśmy spróbowali swoich sił w tym klubie. Wraz z kolegą Zbyszkiem Dudkiem zdecydowaliśmy się na przyjazd do Kielc. Korona grała wtedy w trzeciej lidze. Zdecydowaliśmy się na przejście do tego zespołu mimo, że mieliśmy kilka propozycji z trzecioligowych klubów w naszym województwie. W Kielcach mieliśmy bardzo duże szanse na grę, a to dla 19-letniego piłkarza było bardzo ważne - wspomina Sławomir Wojtasiński.
W jego drużynie grali przyszli piłkarze ekstraklasy
Wraz z Wojtasińskim w Koronie przez jedenaście lat grało kilku zawodników, którzy później występowali w ekstraklasie. Byli nimi między innymi: Sławomir Adamus (w barwach Stali Stalowa Wola i KSZO Ostrowiec Świętokrzyski), Andrzej Brzeszczyński (Motor Lublin), Paweł Kozak (Wisła Kraków), Mariusz Mucharski (Wisła Kraków), Wiesław Bartkowski (Stal Mielec, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski).
- Nie można porównywać Korony wtedy, a obecnie. Kielc w tamtym czasie na pewno nie było stać na grę w ekstraklasie. Nawet, gdy ktoś wspominał o tym, że możemy powalczyć o awans, to kończyło się to wielkim niewypałem. Ciężko ocenić, czy umiejętności, które posiadałem pozwoliłby mi na występy w pierwszej lidze. Pewnie, gdybyśmy awansowali to zaliczyłbym w niej kilka występów, tym bardziej, że przez dziesięć lat byłem podstawowym zawodnikiem. Wtedy po awansie nie zmieniało się zbyt wielu graczy - zaznacza Wojtasiński.
Wielkie mecze i wspaniali kibice
Przez wiele lat spędzonych w Koronie, Wojtasiński rozegrał kilka spotkań derbowych, które zapadły mu w pamięci. Były to potyczki z Błękitnymi Kielce oraz Radomiakiem Radom. Po pierwszym wygranym meczu w drugiej lidze, było to spotkanie z zespołem z Radomia, kibice długo czekali na Wojtasińskiego przed szatnią. Gdy do nich wyszedł, nieśli go na rękach przez ulicę Szczepaniaka. Należy podkreślić, że Wojtasiński zasłużył się dobrą grą, zyskując uznanie klubowych fanów mimo, że nie strzelił gola w tym pojedynku.
- To były całkiem inne czasy. Korona rzadko grała wtedy w żółto-czerwonych barwach, więc nie mieliśmy szansy ich eksponować. Przeważnie występowaliśmy w takich strojach, jakie włodarzom klubu akurat udało się kupić. Kibice szaliki klubowe oraz koszulki mieli własnoręcznie przygotowane. Miało to swój urok, choć oczywiście obecnie to wszystko wygląda dużo lepiej. Błękitni zawsze uważali nas za klub robotników, a siebie za inteligentów. Pamiętam pierwszy mecz derbowy w drugiej lidze, w którym przegraliśmy 0:1. Bramkę zdobył Marek Gniady. Bardzo to odczuliśmy. Wtedy na nasze mecze przychodziło mnóstwo kibiców. Nie tylko na te ligowe, ale także styczniowe. Wtedy rozgrywane były spotkania z okazji odzyskania przez Kielce niepodległości. Żałuję, że w obecnie w naszym mieście nie ma dobrej drużyny na przynajmniej trzecioligowym poziomie i nie będącej zespołem rezerw Korony. Byłaby to duża szansa dla młodych chłopców, którzy nie mieszczą się w składzie Korony, na grę w dobrym klubie w naszym mieście. Można by wtedy obserwować ich postępy. Obecnie, gdy przejdą oni do innych klubów z naszego województwa, to przeważnie nie mają już powrotu do Korony - mówił Wojtasiński.
- Atmosfera na stadionach była niesamowita. Nie było tyle ochrony, co obecnie, dzięki temu wszyscy czuli się swobodniej. Oczywiście dobrze, że obecnie jest nadzór nad tym, co się dzieje, ale w pewien sposób zabija to spontaniczność. Nie zapomnę takich spotkań, jak z Radomiakiem Radom. Wtedy całe miasto żyło tymi meczami, na które ciężko było dostać się na stadion. Oczywiście należy pamiętać, że nie było innych rozrywek oraz transmisji telewizyjnych. Ludzie chodzili na mecze nie tylko żeby je obejrzeć, ale także aby spotkać się ze znajomymi i mile spędzić czas. Adrenalina przed spotkaniami była tak duża, że zawodnicy, aby zasnąć przed takim pojedynkiem niejednokrotnie brali środki nasenne. To obrazuje, jak wszyscy żyli tymi rozgrywkami. Sądzę, że obecnie piłkarze również podchodzą do rozgrywek z podobnymi emocjami - dodał były piłkarz Korony.
Nie zawsze było kolorowo
- Z Korony zostałem wyrzucony. W klubie nie było pieniędzy, a my przez kilka miesięcy nie dostawaliśmy wypłat. Akurat wtedy urodził się mój drugi syn i na prawdę nie mieliśmy co do garnka włożyć. W związku z tym postanowiliśmy strajkować nie pojechaliśmy na mecz. Czyjaś głowa musiała za to polecieć. Byłem kapitanem drużyny, więc nic dziwnego, że padło na mnie. Nie mam o to do nikogo pretensji, bo takie były czasy - powiedział Wojtasiński.
Wyjechał do Niemiec
Po jedenastu latach spędzonych w Kielcach, w 1992 roku Wojtasiński wyjechał do Niemiec gdzie pracował i grał przez sześć lat. Przez większość tego czasu w czwartoligowym FC Hassfurt. Przez pół roku występował także w TSV Limbach. - Po zakończeniu występów w FC Hassfurt wróciłem do Polski i miałem grać w Nidzie Pińczów. Niestety mój certyfikat nie dotarł do naszego kraju i musiałem wrócić do naszych zachodnich sąsiadów, gdzie przez pół roku występowałem w TSV Limbach - mówił Wojtasiński.
Osiedlił się w Kielcach
Sławomir Wojtasiński osiedlił się w Kielcach na stałe. Jak podkreśla zawsze bardzo podobało mu się to miasto. - W Kielcach mieszkam już 35 lat. Kilku zawodników, z którymi wtedy grałem w Koronie także zostało w tym mieście. Taką decyzję podjęli między innymi Marek Gruszewski, Henryk Kiszkis, Igor Śmiałowski i Leszek Wójcik. Jestem człowiekiem, który niechętnie zmienia miejsce, więc będąc w Kielcach, postanowiłem zostać, tym bardziej, że z tego miasta pochodzi moja żona. Tu urodziły się moje dzieci. To miasto od zawsze mi się podobało - podkreśla były piłkarz kieleckiego klubu.
Najpierw piłkarz, teraz trener
Wojtasiński od 13 lat jest trenerem piłkarskim. Najpierw łączył prowadzenie zespołu z występami na boisku. Tak było w Skale Tumlin i Grodzie Ćmińsk. Od pięciu lat jest on szkoleniowcem występującego w klasie okręgowej Wichru Miedziana Góra. - Zawsze bardzo lubiłem grać w piłkę. Sprawiało mi to ogromną radość, dlatego nie myślałem o tym, aby na tym zarabiać pieniądze. Z czasem tak się stało. Do tej pory staramy się spotkać raz lub dwa razy w tygodniu, aby pokopać piłkę. Moja pasja doprowadziła mnie do tego, że obecnie staram się przekazać swoją wiedzę innym. Trudno prowadzi się zespoły w niższych ligach, gdzie nie ma na tyle dobrej pracy z młodzieżą, aby opierać zespoły wyłącznie na własnych wychowankach. Dodatkowo następuje bardzo duża rotacja zawodników. Piłkarze wyjeżdżają do szkoły lub pracy i w ich miejsce trzeba pozyskać nowych graczy. Na pewno cieszy to, że infrastruktura się zmieniła i w niższych ligach mamy coraz lepsze obiekty - zaznacza Wojtasiński.
Nowe wyzwanie przed Wojtasińskim
Po powrocie z Niemiec do Polski oprócz gry w klubach z naszego województwa, Wojtasiński był pracownikiem kieleckiego browaru Belgia. Obecnie pracuje on w piekarni w Kielcach. Aby móc wykonywać swoje zajęcia były piłkarz Korony codziennie wstaje o 3.30.
Od miesiąca Wojtasiński ma dla siebie nowe wyzwanie. Został dziadkiem Aleksandra. To potomek jego syna Marcina, który również jest piłkarzem. Sportową przygodę rozpoczynał on w Koronie Kielce. Później występował w Skale Tumlin, Orliczu Suchedniów, Granacie Skarżysko-Kamienna, GKS Nowiny i Polanach Pierzchnica, a obecnie gra pod wodzą ojca w Wichrze Miedziana Góra.