Sławomir Tomal. Historia szeryfa z Dzikiego Zachodu
To rzeczywiście historia. Nie ma już szeryfa na stanowisku komendanta powiatowego policji i nie ma też Dzikiego Zachodu w Nowej Soli
W połowie grudnia 2016 roku inspektor Sławomir Tomal został odwołany ze stanowiska komendanta powiatowego policji w Nowej Soli. Po blisko 27 latach służby przeszedł na emeryturę. Mógł pójść wcześniej, ale też i później. Jednak w październiku ubiegłego roku Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, oficjalnie potwierdził to, o czym mówiło się już od kilku miesięcy: policjanci, którzy zaczynali służbę w Milicji Obywatelskiej, nie będą pełnili funkcji kierowniczych. Komendant nie chce komentować sprawy swojego odwołania. – Ustawa o policji miała wejść w życie w lutym, weszła w kwietniu, a ja zatrudniłem się w marcu – wylicza miesiące. Zaledwie tygodnie dzieliły go od tego, aby zamiast do milicji poszedł do policji. A tak naprawdę w ogóle nie chciał iść do mundurowej służby.
Z daleka od milicji
– Lata 60. i 70. to były trudne, kontrowersyjne czasy. W rodzinie nie było mowy, żeby pracować w milicji. Nie miałem takich ciągotek, wprost przeciwnie – wspomina lata dzieciństwa i wczesnej młodości były komendant. Studiował pedagogikę kultury, a po studiach pracował w różnych miejscach, między innymi w Nowosolskim Domu Kultury. Kiedy powołany został rząd Tadeusza Mazowieckiego, zaczęło się głośno mówić, że potrzeba nowych ludzi do milicji, która w czasie przełomu nie stała dobrze kadrowo. – Brakowało ludzi z wyższym wykształceniem. Dostałem propozycję i skorzystałem z niej – mówi dziś emerytowany policjant. Nie wygląda, żeby żałował, że właśnie wtedy powiedział: „Tak”. Szybciej można zauważyć żal, że już się skończyło. O policji mówi: my, u nas, nasi policjanci. Ale trudno się dziwić. Minęło dopiero parę tygodni. Jeszcze kawa parzona w kubku z nadrukiem policja smakuje jak zawsze, a zapach gabinetu na pierwszym piętrze komendy nie wydaje się obcy.
Gang „jubilerów” i kilkanaście innych
Obywatel Sławomir Tomal zostaje przyjęty do pracy przez komendanta Tłuczka, który jednoznacznie planuje mu najbliższą przyszłość: „Najpierw pójdziesz na trzy miesiące do prewencji, zobaczysz, co i jak, potem pójdziesz do dochodzeniówki i zabierzesz się do roboty”. I tak się stało. Później był jeszcze rok szkoły w Szczytnie. Z dochodzeniówki Tomal przeszedł do wydziału operacyjno-rozpoznawczego, którego został naczelnikiem. Przez pewien czas był szefem dzielnicowych, których uczył pracy dochodzeniowej.
Była to tak trudna praca, jakiej początkowo nikt nie mógł się spodziewać. Ulice Nowej Soli, przypominające jeszcze te z miast z aglomeracji śląskiej, zaczynają gwałtow-nie się zmieniać. Chodzi nie tylko o to, że w schyłkowy okres wpadają dwa ogromne zakłady pracy – „Dozamet” i „Odra” – oraz kilkanaście innych mniejszych przedsiębiorstw. Odrą pływają barki, a drogami i koleją przemieszcza się sprzęt z likwidowanych jednostek wojsk radzieckich. – Niektórzy próbowali wykorzystać to jako swoją szansę. Zaczęły się przemyty. Można było kupić broń. Wtedy w Nowej Soli urodziło się kilkanaście bardzo znanych, dużych gangów, które pracowały w całej Polsce, a także na Zachodzie: na przykład „jubilerzy” działali w Niemczech i Norwegii. Stwierdziliśmy wtedy, że nie poddamy się temu wszystkiemu, że musimy zmienić wizerunek Nowej Soli – wyjaśnia Tomal.
Działały nie tylko gangi. Niektórzy ludzie zostawali przestępcami przez przypadek, bo w przepisach właśnie rodzącego się wolnego rynku panował chaos. – A my musieliśmy to ogarnąć – wspomina były komendant. – Z perspektywy czasu uważam, że ten cel został osiągnięty. To już jest inne miasto. Źli ludzie, którzy nie lubią Nowej Soli, będą dalej mówili źle. Ale jest bezpieczne, spokojne i obywatelskie – zapewnia i wyjaśnia, że osiągnięcie tego było możliwe dzięki mieszkańcom, którzy w którymś momencie też chcieli zmian w swojej małej ojczyźnie. – Takim przykładem współpracy była słynna sprawa napadu na bank. Gdyby nie to, że ludzie naprawdę się zaangażowali i wskazali pewne kierunki, nasza praca nie miałaby sensu. A tak policjanci mogli dociągnąć sprawę do końca – podkreśla Tomal.
Zaczęło się w Nowej Soli i tam się skończyło
Kiedy w 2004 roku Polska wchodzi do Unii Europejskiej, Sławomir Tomal zostaje zastępcą komendanta powiatowego policji w Słubicach. – To była kotłowanina różnego rodzaju interesów – podsumowuje krótko ten okres. Półtora roku później zostaje zastępcą komendanta w Świebodzinie. Potem rok pracuje ponownie w Nowej Soli, następnie w Zielonej Górze i znów w Nowej Soli. – Mam to szczęście, że mam bardzo tolerancyjną rodzinę. Kiedy zacząłem pracę w Słubicach, syn w tym czasie wyjechał do Poznania studiować, a żona została sama. Ale udało się nam przez te lata niczego nie zepsuć. Jednak bez takiej tolerancji nie uda się wielu rzeczy zrobić – mówi Tomal. Syn został po studiach w Poznaniu, jest lekarzem, pracuje w Gnieźnie. Pan Sławomir śmieje się, że wychodząc na spacer ze swoim psem, codziennie patroluje swoje osiedle.
Pies komendanta lubi psa Aleksa
Co robi policjant w wolnym czasie? Raczej nie ogląda filmów kryminalnych, ale chętnie czyta kryminały. – Słucham w aucie kryminałów retro Marcina Wrońskiego – chwalę się byłemu komendantowi. Uśmiecha się. Zna nazwisko. Ale lubi czytać książki na przykład Marka Krajewskiego. – Będę miał więcej czasu na czytanie, wrócę do pewnych książek i do filmów też. Przez jakiś czas oglądałem komisarza Aleksa, ale powiem zaraz, dlaczego: bo mam psa, a on uwielbiał to oglądać. Akurat ten serial naprawdę nie odzwierciedlał naszej pracy – zaznacza.
Kiedy podaję tytuły seriali, takich jak powtarzane na różnych kanałach „Poirot” czy „Colombo”, Sławomir Tomal od razu tłumaczy, dlaczego przygody tych bohaterów są wciąż popularne. – Autorzy opisują pracę intelektualną. A my lubimy patrzeć, co dzieje się, kiedy widać wyższość myślenia nad siłą. „Raczej rozum niźli siła” – wyjaśnia, cytując łacińską sentencję. – Tak naprawdę nasza praca jest bardzo żmudna, nie trwa 45 minut, jak odcinek serialu, ale dłużej, czasem dwa, a nawet trzy lata.
Ta, która trwała prawie 27 lat, w trudnych czasach zmian w Polsce, właśnie się skończyła.
Historyczne gangi Nowej Soli
Dobrze zorganizowane i wyspecjalizowane grupy przestępcze pojawiły się w Nowej Soli na przełomie lat 80. i 90. Budowały swoje struktury także w całym regionie. W tym samym czasie próbowały je zdominować inne słynne gangi – „Nikosia” z Wybrzeża czy „Carringtonów” z Dolnego Śląska, które rekrutowały swoich „żołnierzy” na tym terenie. Wspominany w rozmowie gang „jubilerów” działał pod koniec lat 90. Przestępcy napadali na sklepy jubilerskie w Niemczech i Czechach. W 1997 roku skradli złote łańcuszki, bransoletki, pierścionki i kolie o łącznej wartości prawie 70 tysięcy ówczesnych marek niemieckich. A w 1998 roku w Berlinie – 10 kilogramów złota i biżuterii o wartości ponad 200 tysięcy marek. Zatrzymani i aresztowani w tej sprawie gangsterzy w większości byli mieszkańcami Nowej Soli. Nowosolskie grupy przestępcze organizowały też napady na tiry z elektroniką, alkoholem i papierosami. Strzelaniną przed restauracją Polonia w mieście skończyła się jedna z prób ustalenia hierarchii wśród ówczesnych gangów.