Sławomir Peszko, skrzydłowy Lechii Gdańsk, mówi o niedzielnym meczu z Legią w Warszawie i walce o mistrzostwo Polski.
Czujecie atmosferę przed meczem Lechii z Legią w Warszawie, gdzie będzie rozstrzygać się kwestia mistrzostwa Polski?
To widać nawet gdy jestem na zwykłych zakupach. Byłem na targu po warzywa i owoce, to nawet te panie sprzedające nam kibicuję. Ludzie zaczepiają i podnoszą kciuk do góry. Nie wszystko od nas zależy, to Legia jest w bardziej komfortowej sytuacji. To jednak miłe gesty, a wsparcie całego Gdańska nam się udziela.
Serce bije mocniej?
Oczywiście. To coś szczególnego zagrać w tym meczu, zwłaszcza że wciąż jest szansa na mistrzostwo Polski. Niestety, na koniec może być tak, że albo zostanie się z niczym albo z pełną pulą, a na pocieszenie można zagrać w europejskich pucharach. Dyspozycja jednego zawodnika albo dobre wejście w mecz drużyny mogą być decydujące. Jak już podczas rozgrzewki czuję się dobrze, to wiem jak to może wyglądać później.
Trudny był ten tydzień w oczekiwaniu na mecz w Warszawie?
Im bliżej meczu tym więcej o nim rozmawiamy. Na treningach widać duże zaangażowanie. Czasami bywają treningi, że jest trochę luźniej, jest więcej śmiechu i radości. W tym tygodniu tak nie było. Jest skupienie, koncentracja. Nie jest też tak, że przychodzimy na trening, jest pełna dyscyplina i że nie wiadomo jak do tego meczu podchodzimy, ale na pewno jest inaczej. Napięcie można odczuć. Wiemy, że nie będziemy faworytem. Legia ma większy budżet, gra u siebie, chce obronić trofeum, świętować i to wszystko przemawia za naszymi rywalami. Chcemy to popsuć i osiągnąć sukces. To jest taki mecz, że wszystko może pójść w dwie strony. Będziemy rozmawiać czy lepiej się odkryć, czy poczekać. Zobaczymy też czy zagramy trójką czy czwórką w obronie, bo trenujemy tak i tak.
W ostatnim czasie zagraliście w Warszawie dwa mecze - jeden bardzo ofensywny i bardziej defensywny.
Ten pierwszy był ważny, bo punkt dał nam grupę mistrzowską. Ten drugi mecz oceniałbym trochę inaczej, bo to było pierwsze spotkanie po zmianie trenera i przejęciu drużyny przez Jacka Magierę. Legia zagrała bardzo ofensywnie, a my przez pierwsze 15 minut nie mogliśmy wyjść z własnej połowy. Pamiętam też mecz w Gdańsku, kiedy Legię po raz pierwszy prowadził trener Stanisław Czerczesow. Niby prowadziliśmy grę, ale Legia jednak wygrała. Teraz nie będzie nowych trenerów, nic nadzwyczajnego się nie wydarzy, a wszyscy wiedzą kto zagra, a kto nie.
Lechia bardzo dobrze radzi sobie w grupie mistrzowskiej. Cztery mecze wygraliście, dwa zremisowaliście, nie straciliście w nich gola i... nie ruszyliście się z czwartego miejsca.
To pokazuje nam cały sezon, zaczynając od pierwszego meczu w Płocku. Musimy pamiętać, że każdy mecz jest ważny, każda stracona bramka. Stracone punkty w Niecieczy, porażka w Szczecinie, to naprawdę boli.
Przypominamy sobie też mecz z marca z Legią w Gdańsku. Przegraliście, ale do dziś się mówi, że 30 minut z drugiej połowy, to była najlepsza gra Lechii za trenera Piotra Nowaka.
Tamten mecz oglądałem z trybun, bo pauzowałem za czerwoną kartkę. To był dobry mecz w naszym wykonaniu. Mecze rozgrywane u siebie nie są porównywalne z wyjazdowymi. Ostatnio dużo się poprawiło, ale to nie jest jakość, jak u siebie, gdzie gramy w sposób otwarty i ofensywny.
W Poznaniu z Lechem zagraliście konsekwentnie i dobrze w defensywie. W Warszawie będziecie musieli jednak stwarzać sytuacje, aby szukać goli.
Jeśli długo będzie utrzymywał się wynik remisowy, a podobnie będzie w Białymstoku, to odkrywamy się na maksa. Wolę przegrać 0:3 niż nie podjąć ryzyka. Też wiemy, że Legia musi zaatakować, bo remis może jej nic nie dać. Z drugiej strony nie sądzę, że Jagiellonia i Lech pójdą na wymianę ciosów, bo ktoś może zostać z niczym. Dla kibiców będą duże emocje.
W każdym meczu pracujesz od pola karnego własnego do przeciwnika. Wasza gra defensywna w grupie mistrzowskiej poprawiła się od zmiany stylu gry innych zawodników?
Przede wszystkim ofensywnych. Pamiętam takie momenty, że wychodziliśmy z atakiem, była strata i pięciu naszych zawodników było już za linią piłki. Tak się nadziewaliśmy na kontry, tak wyglądał też ostatni mecz fazy zasadniczej z Pogonią w Szczecinie. Obronę zaczyna się od ataku.
Mecz z Pogonią był przełomowy i wtedy powiedzieliście sobie mocniejsze słowa, że tak nie może być?
Trochę się zagotowało, ale efekt jest dobry, bo od tamtego meczu zagraliśmy sześć na zero z tyłu.
Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii piłkarze Realu Madryt wpadli na konferencję prasową i oblali szampanami trenera Zinedine’a Zidane’a. Macie już plan na trenera Piotra Nowaka?
Już się zrobiła taka tradycja w Europie. Obojętnie czym będę lał, byle lać. (śmiech) Na razie nie planujemy żadnych koszulek. Jak będzie na to czas, to coś wymyślę.
Kluczem będzie zatrzymanie Vadisa Odjidji-Ofoe?
Jest pewny siebie, ale można go zaskoczyć. Wyprowadził go z równowagi Jacek Góralski.
Vadis czy Rafał Wolski? Kto będzie błyszczał na boisku?
Ja! (śmiech) Żartuję. Pewność siebie bije ode mnie zawsze, ale chciałbym, żeby to Lechia była dobrą drużyną na boisku, gdzie jeden za drugiego pójdzie w ogień.
Jeśli skończycie na czwartym miejscu to będzie duży zawód?
Dla mnie to byłoby rozczarowanie.