Sławomir Peszko: Po fali krytyki najlepszą odpowiedzią będzie wygrana
Ze Sławomirem Peszko rozmawiamy m.in. o jego akademii, playstation, preferowanej kuchni i meczu z Rumunią.
Skąd wziął się pomysł, aby właśnie w Krasnem k. Rzeszowa otworzyć Akademię Piłkarską?
Już dawno myślałem o tym, aby otworzyć akademię. Pochodzę z Podkarpacia, dokładnie z Jedlicza, które jednak jest za małe, żeby właśnie tam otworzyć akademię. Krasne jest blisko Rzeszowa i jest tu świetna baza. Wiem jak z naszego województwa ciężko się wybić i chciałbym dzieciakom to trochę ułatwić. Mogę przekazać swoją wiedzę, którą zdobyłem w Poznaniu, Gdańsku czy w Niemczech.
Na pewno liczy pan, że pana nazwisko będzie magnesem dla młodych piłkarzy...
Też, ale nie zamierzam na tym spocząć. Już trzy razy byłem w Krasnem i brałem udział w treningu. Na samym nazwisku daleko się nie zajedzie.
Co będziecie mieli do zaoferowania swoim podopiecznym?
Przede wszystkim profesjonalne treningi. Chcemy aby dzieciaki czuły więź z trenerem i z przyjemnością wracały na zajęcia. Od najmłodszych nie wymagamy, aby już teraz grały jak Cristiano Ronaldo (śmiech). Chodzi o to by zaszczepić w nich pewność siebie, żeby czuły wsparcie.
Gościnnie trening ma poprowadzić m.in. Robert Lewandowski...
Przyjedzie w przyszłym roku. Chcemy poczekać jak będzie lepsza pogoda i będzie można przeprowadzić trening na powietrzu. To będą już zajęcia tylko dla członków akademii. To ma być forma nagrody dla naszych podopiecznych. Ma przyjechać nie tylko Robert, ale i jego żona. Może uda się przeprowadzić trening dla rodziców.
Czasem zazdrości pan tej wielkiej popularności swojemu przyjacielowi?
Popularności nie zazdroszczę. Cieszę się, że mam takiego kolegę, że mogę zadzwonić co tydzień i pogratulować zdobytej bramki.
A`propos całego szumu wokół polskiej reprezentacji, to miał pan go kiedykolwiek dość? Że sobie pomyślał „A dajcie wy mi wszyscy święty spokój”...
Zdecydowanie nie. W czasie Euro, a nawet wcześniej widać było, że kibice wrócili do piłki nożnej i czuliśmy to wsparcie. Gdzie byśmy nie grali, to ciężko jest dostać bilet. Jak spotkam kibica, to z chęcią chwilę porozmawiam, czy dam autograf.
To, że otwiera pan akademię w Krasnem oznacza, że już pomału szykuje się do powrotu na Podkarpacie?
Ja sobie cenię te rejony, Tutaj się wychowałem, w każde święta jestem u rodziców. Dotychczas wolny czas spędzałem w okolicach Krosna i pomyślałem czemu nie pójść bardziej w Podkarpacie.
Ile chciałbym pan jeszcze pograć na najwyższym poziomie?
Jestem w trakcie przedłużania kontraktu z Lechią Gdańsk, więc trzy lata minimum.
Czyli o wyjeździe zagranicznym pan już nie myśli?
Musiałaby to być bardzo lukratywna oferta (śmiech). Chcę się mocno zaangażować w akademię, a po wyjeździe byłoby to niemożliwe.
Praca z młodzieżą to jest właśnie to, co chce pan robić po zawieszeniu butów na kołku?
Bardziej z młodzieżą niż z seniorami, ale nigdy nie mów nigdy. Z młodzieżą mam dobry kontakt i dobre podejście. Jeśli komuś coś nie wychodzi to się nie denerwuję. Dla mnie ważne jest, że dany dzieciak chciał przyjść na zajęcia.
Wszyscy znają Sławomira Peszko jako wiecznie uśmiechniętego przed kamerą. A jaki pan jest prywatnie?
Chyba nawet bardziej uśmiechnięty (śmiech). Przed kamerą człowiek jednak zachowuje pewien dystans. Jestem otwartym człowiekiem, a zauważyłem, że na Podkarpaciu ludzie ogólnie są otwarci. Bardziej niż na zachodzie Polski.
Widziałby się pan w pracy w telewizji? W nagraniach na kanale Łączy nas Piłka widać, że przed kamerą czuje się pan bardzo swobodnie...
Wyglądamy naturalnie, bo tak to ma wyglądać. Pokazuje nas nie tylko na treningu, ale też w bardziej prywatnych sytuacjach. Kibice mogą zobaczyć jacy jesteśmy.
Nie mogę nie spytać o reprezentację. W październiku wygraliście dwa mecze o punkty, ale więcej mówiło się o czymś innym...
Po powołaniach na zgrupowanie widać, że wszyscy zostali powołani i trener Nawałka uciął wszelkie spekulacje. Zapewne będzie to wyjaśniane. Zresztą wszyscy rozmawialiśmy z selekcjonerem telefonicznie. Teraz mamy wygrać z Rumunią i tyle.
Pewnie niejeden sobie pomyślał, że skoro zabawa, to Peszko tam musiał być i pojawiło się sporo memów z panem w roli głównej. Ma pan swój ulubiony?
Tych memów faktycznie jest sporo (śmiech). Mój ulubiony? Chyba ten, że Robert Lewandowski pobił cztery rekordy Guinnessa za pięć goli w meczu z Wolfsburgiem i był dopisek, że ja mam cztery Guinnessy po każdym meczu (śmiech). Jest sporo śmiesznych, ale niektóre są męczące.
Kiedyś miał pan właśnie wizerunek imprezowicza. Udało się go zmienić?
Uważam, że nie ma co z tym walczyć. Popełniłem kiedyś błąd, ale przecież w profesjonalnej piłce nikt dnia nie zaczyna od piwa (śmiech). Tylko dobrą grą mogłem ten wizerunek zmienić.
Ta reprezentacja ma wielki kredyt zaufania kibiców. Nie wypada więc go nadużywać...
Przede wszystkim wzrosły oczekiwania. Sporo ludzi myślało, że z Armenią wygramy 6:0 i dawajcie nam kolejnego rywala. Wcale tak łatwo to nie wygląda. Czasami czeka się do ostatniej akcji i ważne, że nam się udało zdobyć zwycięską bramkę. Prawdopodobnie 3-4 lata temu takiego meczu byśmy nie wygrali.
Euro to była dla pana przygoda życia?
Wymarzona przygoda i fantastyczna impreza. Na koniec pozostawał żal, że już musimy się z tym turniejem żegnać. Wydawało się, że możemy więcej osiągnąć we Francji. O wszystkim zadecydowały szczegóły.
Łącznie rozegrał pan w reprezentacji 41 meczów i zdobył w nich 2 gole. Jest pan zadowolony z tego dorobku?
I tak i nie. Patrząc przez pryzmat tego, że nie jestem wirtuozem futbolu, to ile mogłem, to osiągnąłem. Na bokach konkurencja w kadrze jest ogromna. Od dawna są przecież Kamil Grosicki, Maciek Rybus, Kuba Błaszczykowski. Teraz doszli Bartek Kapustka i Paweł Wszołek. Każdy ma lepsze i gorsze momenty i musi wykorzystać swoją szansę, jak ja w Irlandii.
W piątek gracie w Rumunii. Można będzie tam postawić spory krok w kierunku Rosji...
Czeka nas mecz na ciężkim terenie, ale myślę, że wrócimy na właściwe tory i przypomnimy sobie mecze z poprzednich eliminacji. Lekka fala krytyki na nas spadła i najlepszą odpowiedzią będzie po prostu wygranie w Rumunii. To jest nasz cel. Krok faktycznie możemy zrobić tam duży, ale nie ostateczny.
Pan zapowiedział, że po tym turnieju kończy reprezentacyjną karierę...
Gdybyśmy się na zakwalifikowali i bym pojechał do Rosji to minie dziesięć lat od mojego debiutu w kadrze. Będę miał 34 lata więc można powiedzieć, że to będzie mój ostatni turniej.
Na filmach publikowanych przez Łączy nas Piłka często widać, jak pana koledzy grają na playstation. Pana sobie jednak nie przypominam w tej roli. Nie jest pan fanem tego typu rozrywek?
Byłem fanem (śmiech). Teraz potrzebuję więcej czasu na odpoczynek, bo ciało dłużej się regeneruje.
To co w takim razie w wolnym czasie robi Sławomir Peszko?
Spotykamy się we własnym gronie i po prostu rozmawiamy przy kawie.
Sporo mówi się o dietach, do czego przyczyniła się choćby Anna Lewandowska. Sam pan nie raz mówił, że dieta bardzo panu pomogła...
Przed Euro bardzo mi pomogła. Teraz już może mniej ją stosuję, ale sporo zasad wpojonych przez Anię zachowałem. Jest to bardzo ważne, bo przygotowanie do meczu nie zaczyna się kilka godzin przed nim, ale dajmy na to od czwartku, jeśli mecz jest w sobotę. To jest tak jak wlać do dobrego samochodu wlać słabe paliwo.
A kiedy można sobie pofolgować, to jakie jest pana ulubione danie?
W święta (śmiech).
Bardziej chodziło mi o to, co lubi pan jeść, kiedy można sobie pofolgować, ale skoro jesteśmy już przy tematyce świątecznej, to jakie ma pan ulubione potrawy Wigilijne?
Wszystko co przygotuje moja mama. Lubię każdą z potraw świątecznych. Jeśli chodzi o folgowanie to nawet teraz w Lechii po meczach pojawia się pizza. Chodzi o to, aby szybko wprowadzić do organizmu węglowodany.
A co sam sobie pan najchętniej przyrządza?
Z żoną preferujemy włoską kuchnię. Sporo makaronów w każdej postaci.
Niemiecka nie przypadła do gustu?
Jakoś nie (śmiech).
Chce pan, aby pana dzieci poszły w kierunku sportu zawodowego?
Bardzo bym chciał. Nie obrażę się oczywiście jak pójdą inną drogą, ale ja w sporcie widzę same korzyści.