SKT, czyli Szczecin Kocha Tenis. 75 lat historii z ceglaną mączką w tle
Gem, set i mecz, pan Tomaszewski! Czy takie słowa kiedykolwiek padły na szczecińskich kortach, trudno dziś ustalić. Znając jednak sportową klasę Bohdana Tomaszewskiego, paść musiały.
Od nich więc właśnie zaczniemy opowieść o historii tenisa w grodzie Gryfa i o historii Szczecińskiego Klubu Tenisowego. Historii niezwykłej, bo jakby nie patrzeć, wiodła przez krzaki. Przynajmniej tak zapamiętał to Bohdan Tomaszewski. Jego opowieść znaleźć można na tablicy przed wejściem na kort jego imienia: „Grałem z Lulkiem Popławskim. On zagrał loba. Nieczysto. Ramą. Piłka poleciała daleko poza kort. Niedaleko był domek klubowy - śni mi się on do dziś - a za nim rosły krzewy. Ja poszedłem tam szukać tej piłki. Nie mogę znaleźć, przedzieram się przez te krzewy i patrzę, a tam na dole jest kolejny kort. Ale inny, lepszy. Główny kort! Centralny. Bez linii wprawdzie, ale z trybunkami usypanymi wokół. Cudowny, czerwony kort! Na środku stał rozbity łazik z literami LW - Luftwaffe. Oczywiście pierwsza myśl: Co my tu będziemy grali na bocznych kortach, my chcemy na centralnym”.
Kort uprzątnęli niemieccy jeńcy i od tego momentu stał się wizytówką i miejscem największych szczecińskich tenisowych wydarzeń.
Walka o prymat
Kiedy przegląda się szczecińską prasę z pierwszych powojennych lat, widać wyraźnie, że rywalizują ze sobą cztery dyscypliny. Piłka nożna (co oczywiste), pięściarstwo, kolarstwo i właśnie tenis. Może to jednak jedynie złudzenie? Spowodowane tym, że Bohdan Tomaszewski zajmował się w Szczecinie nie tylko odkrywaniem kortów w zrujnowanej przestrzeni miejskiej, ale również współpracował ze szczecińskimi redakcjami. Radiową i „Kuriera Szczecińskiego”. A jak wiadomo, zainteresowania dziennikarza mają czasami przemożny wpływ na liczbę i jakość pisanych przez niego tekstów na dany temat. Nic więc też dziwnego, że Tomaszewski pisał: „Tenis stał się najbardziej demokratycznym sportem. Bogaci ludzie, hrabiowie i proste chłopaki i dziewczyny grali razem w tenisa i zawierali bardzo trwałą przyjaźń”. To były argumenty za tym, żeby uczynić z jego ukochanej dyscypliny coś na wzór sportu masowego. Mimo całej jego, wydawać by się mogło, elitarności.
Tenisowa stolica czy stołeczny tenis?
Tomaszewski, który do Szczecina przyjechał jesienią 1945 roku, nie był jedynym tenisistą, który trafił nad Odrę. „Z dwoma zawodnikami, z którymi znałem się jeszcze z Legii, tworzyliśmy tenisową rzeczywistość w tym niesamowicie zniszczonym mieście” - opowiadał reporterom Polskiego Radia Szczecin. Tworzyli od podstaw. Ci dwaj koledzy, o których wspomina, to Ludomir Popławski i Jerzy Księżopolski. Jeden wart drugiego. Pierwszy bogaty i wysoko notowany (6.-7. rakieta w kraju) w pierwszych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski o Puchar Prezydenta RP w 1931 roku dotarł do ćwierćfinału. Drugi - dysponujący podwójnym forhendem. Podwójnym, bo potrafił przełożyć rakietę z ręki do ręki, a poza tym był niezwykle obrotny (także poza kortem). Cała trójka związana jest z Warszawą. Tam przed wojną grali w tenisa. Po okupacji przyjechali jednak na zachód i położyli podwaliny pod rozwój tego sportu na Pomorzu Zachodnim.
Szybko zabrali się do roboty. Już latem 1946 roku zaczął działać Szczeciński Klub Tenisowy. Wśród jego założycieli byli Jerzy Kędzierski, Zdzisław Chybiński, Janusz Wiśniewski, Wacław Żakowski i Krzysztof Madurowicz. Kiedy 20 sierpnia odbywało się założycielskie spotkanie, tenisowa czołówka szczecińskich graczy, z Bohdanem Tomaszewskim na czele, walczyła na kortach w Sopocie w pierwszych powojennych mistrzostwach Polski. Kiedy wrócili, ich również porwał nurt organizacyjny. Tomaszewski pisał, trenował i grał. Księżopolski prowadził firmę metalowo-elektryczną (tam można było też kupić bilety na tenisowe mecze). Ale jak przyszło co do czego, to stawali z rakietami na korcie i walczyli.
Już we wrześniu 1946 roku zorganizowano pierwsze mistrzostwa Szczecina. I to w nie byle jakiej obsadzie. Wśród pań Jadwiga Jędrzejowska (finalistka Wimbledonu), a wśród panów Józef Piątek z Poznania czy Włodzimierz Olejniszyn z Krakowa. I w półfinale wielka sensacja. Opromieniony występami w reprezentacji Polski Piątek przegrywa z reprezentantem gospodarzy Tomaszewskim 6:4, 6:8, 4:6. Po wielu latach Tomaszewski wciąż wspominał tamto spotkanie: - Udało mi się wygrać z Józefem Piątkiem, reprezentantem pucharowym. W finale pamiętam, że przegrałam z Olejniszynem, mistrzem Polski. W pięciu setach, a prowadziłem już w ostatnim 4:1.
Po latach fakty nieco się zacierają. Setów było cztery, a w tym czwartym rzeczywiście Tomaszewski prowadził. Nawet 4:0. Ale przegrał.
„Olejniszyn zasadniczo przeżywa spadek formy, jednakże to nie ujmuje zasług Tomaszewskiego, który silnie podciągnął się w klasie i stanowi dzisiaj rakietę bardzo groźną. Gra Tomaszewskiego w głębi kortu nie ma finezji, jednakże jest równa i skuteczna. Podejścia do siatki są dobrze obmyślone, a piłka przy siatce jest bardzo dobra. W większości kończąca i nawet efektowna. Rzadko udawało się Olejniszynowi minąć przy siatce Tomaszewskiego. Za to ten piłki schwytane przy siatce kończył prawie bez apelacji” - tak został ten mecz opisany w „Kurierze Szczecińskim”.
Formalności też są konieczne
Ostra praca sportowa to jedno. Jednak nie zaniedbywano też spraw organizacyjnych. Większość z nich toczyła się w siedzibie klubu, ukrytej w centrum kortów. „Domek klubowy jest bardzo ładnie i mile urządzony, położony w głębi parkowej posesji Miejskich Kortów Tenisowych i stanowi miejsce przyjemnych zebrań i pogawędek członków klubu i zaproszonych gości. Miła atmosfera, smaczny i co najważniejsze tani bufet, bridż i herbatki towarzyskie przy dźwiękach muzyki ściągają dużo gości, którzy tam przyjemnie spędzają wolne wieczory” - donosił „Kurier”. W końcu jednak trzeba było porzucić herbatki, bo nadszedł czas załatwiania formalności.
- Zarząd tymczasowy SKT dokonał rejestracji klubu w Polskim Związku Tenisowym 13 czerwca 1947 r., a członkowie klubu zostali zaopatrzeni w legitymacje członkowskie. Zatem tę datę należy przyjąć za datę powstania Szczecińskiego Klubu Tenisowego - tłumaczy obecny prezes SKT Andrzej Czyż.
Statut klubu został formalnie zarejestrowany 23 sierpnia 1948 roku, a SKT został wpisany do rejestru stowarzyszeń i związków Urzędu Województwa Szczecińskiego pod numerem 11. Klub działał więc już w pełni legalnie.
Na kortach sporo się działo. Coraz więcej adeptów tenisa przychodziło, by spróbować swoich sił. SKT jednak nie zamierzał wcale być jednosekcyjny.
- W roku 1960 klub liczył 320 członków, miał sekcję tenisową, kajakową, hokeja na lodzie. Tenisiści wywalczyli 4 tytuły mistrzów Polski, a hokeiści zdobyli wicemistrzostwo regionu poznańsko-zachodniego - wylicza Czyż.
Tenis na lodzie
Wydawać by się mogło, że piękne szczecińskie korty służyć będą mieszkańcom od maja do ostatnich dni września. Wówczas to bowiem panuje w mieście pogoda sprzyjająca grze w tenisa. I chociaż nie wynaleziono jeszcze wówczas balonów, pod którymi można było grać, to jednak działacze SKT wpadli na inny pomysł, zamieniając wraz z nadejściem mrozów korty w lodowisko. W końcu jak ma się sekcję hokeja na lodzie, to jakoś trzeba było zapewnić zawodnikom możliwość treningów i grania. Usypywano więc wały z mączki ceglanej (która normalnie stanowiła nawierzchnię do gry w tenisa), polewano korty wodą i już można było się bawić i sprawdzać w jeżdżeniu na łyżwach. „Po zwycięstwach z MKS Września i AZS Poznań to zawodnicy SKT są najpoważniejszymi kandydatami do liderowania w grupie walczącej o awans do II ligi hokejowej” - donosiła w styczniu 1960 roku szczecińska prasa. A zespoły niezrzeszone, jeśli tylko był mróz, mogły rywalizować o Złoty Krążek. Jeśli tylko był mróz. To dlatego w 1960 roku zaczęła się na terenie SKT budowa sztucznego lodowiska. Ukończono ją 5 lat później. Przez czterdzieści lat na Lodogryfie jeździły tysiące szczecinian.
Przy muzyce na korcie
Szczeciński obiekt poznali też doskonale Katarzyna Sobczyk, Karin Stanek, Czesław Niemen, Halina Frąckowiak, Helena Majdaniec, Tadeusz Nalepa, Mira Kubasińska, Wojciech Korda czy Wojciech Gąsowski. To bowiem właśnie tutaj odbyły się dwie pierwsze edycje Festiwalu Młodych Talentów. Zwłaszcza ta pierwsza z 1962 roku była spektakularna. Tysiące ludzi w strugach padającego deszczu obserwowało, jak rodził się polski big-beat. Zresztą muzyczne uczty są charakterystyczne dla tego miejsca do dzisiaj. Koncerty stały się bowiem tradycją podczas odbywających się na kortach SKT imprez. A tych przez 75 lat było tyle, że trudno je wszystkie wymienić. Jedna jest jednak znana na całym świecie. To Pekao Szczecin Open - tenisowy turniej uznawany przez federację tenisa mężczyzn (ATP) za najlepszy w swojej klasie (challengerów) na świecie. Organizuje go kierowana przez Krzysztofa Bobalę Agencja Bono, korzystając z gościny SKT.
Gwiazdy, mecze, turnieje
To podczas tego turnieju rodziły się tenisowe gwiazdy. Szczecińska Marcina Matkowskiego, czterokrotnego olimpijczyka (Ateny, Pekin, Londyn, Rio de Janeiro), 18-krotnego triumfatora turniejów rangi ATP i finalisty 48 turniejów tej rangi, finalisty turnieju US Open i French Open, 7-krotnego uczestnika deblowych turniejów Masters. Rekordzisty w rozgrywkach o Puchar Davisa (przez 19 lat zagrał aż 41 spotkań). Ale nie tylko. Casper Ruud, tegoroczny finalista French Open, także uczył się tenisa w Szczecinie. Wprawdzie podczas swoich trzech występów zawędrował zaledwie raz do II rundy, ale zawsze szczecińscy kibice mogą powiedzieć, że widzieli na własne oczy tego, który nie oparł się w finale Rafaelowi Nadalowi.
- Śmiało patrzymy w przyszłość. W klubie ćwiczy blisko 500 dzieci na różnym poziomie zaawansowania, prowadzone są zajęcia dla najmłodszych w ramach programu Tenis 10. Szeroka grupa osób dorosłych uczęszcza na zajęcia indywidualne, grupowe i gra w licznych otwartych turniejach tenisowych. Klub organizuje obozy, półkolonie sportowe, turnieje młodzieżowe, turnieje rangi mistrzowskiej - wymienia zadowolony Andrzej Czyż.