Skomplikowana operacja serca ciężarnej kobiety. Sukces łódzkich lekarzy z ICZMP w Łodzi
Lekarze z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi świętują sukces. Gdy inni specjaliści odmówili pomocy poważnie chorej ciężarnej bełchatowiance, oni nie tylko uratowali jej życie, ale i przywitali na świecie zdrowego Miłosza.
To był zabieg ratujący dwa życia - matki i nienarodzonego jeszcze Miłosza. Stawka była wysoka, a łódzcy lekarze musieli polegać wyłącznie na swoim doświadczeniu, wiedzy i umiejętnościach. W Polsce takiego zabiegu jeszcze nie robiono, a na świecie zdarzał się on raz na dziesięć lat. Kardiolodzy, kardiochirurdzy, położnicy, ginekolodzy, anestezjolodzy i neonatolodzy z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki stworzyli jeden zespół i podjęli wyzwanie, którego efektem jest dziś zdrowy chłopiec i szczęśliwa mama.
Wada bez objawów
Pani Katarzyna z Bełchatowa urodziła się z bardzo poważną wadą serca. Krytyczna stenoza aortalna, czyli mocno zwężona zastawka łącząca komorę serca z aortą, główną tętnicą w naszym ciele, stanowi zaledwie kilka procent wszystkich wad wrodzonych. Przez lata wada nie dawała objawów. - Pracowałam, jeździłam na rowerze, biegałam, ćwiczyłam, nawet nie brałam leków, funkcjonowałam jak każdy zdrowy człowiek - wspomina kobieta.
Dlatego bez żadnych obaw zdecydowała się na ciążę. Wtedy zaczęły się problemy, bo organizm ciężarnej spotęgował objawy. - Te wady bardzo źle prowadzą się w ciąży. Wszystkie zmiany hemodynamiczne, które następują w tym czasie w organizmie kobiety, nasilają się z powodu większej ilość krążącej krwi. Mówiąc obrazowo: jeżeli przez ciasne drzwi stara się przejść większa grupa osób, to wiadomo, że w którymś momencie nie przejdzie - tłumaczy dr Urszula Faflik z Kliniki Kardiologii w ICZMP w Łodzi.
Pani Katarzyna zaczęła często tracić przytomność, a to kończyło się nawet na pogotowiu. Gdy ciężarna trafiła pod opiekę specjalistów z Matki Polki, sytuacja była już bardzo poważna, a zaniedbanie mogło zakończyć się śmiercią matki i dziecka. Ale pani Katarzyna nawet nie chciała słyszeć o takim scenariuszu. Marzyła o dziecku, planowała urodzić je żywe i zdrowe, a potem zabrać ze sobą do domu.
Łódzki szpital poprosił wtedy o pomoc jeden z ośrodków kardiologicznych w Polsce, by tamtejsi specjaliści podjęli się tak skomplikowanego i obarczonego ogromnym ryzykiem porodu, a tuż po nim operacji. Ale decyzja była odmowna. Dlatego lekarze z Łodzi postanowili połączyć siły.
Przez szyję do serca
Wiele badań i godzin rozmów przeprowadzonych między specjalistami oraz z pacjentką pozwoliły opracować plan działania. Aby kobieta przeżyła poród i okres połogu, konieczne było rozszerzenie zwężonej zastawki aortalnej. To umożliwił balon wypełniony solą fizjologiczną, wszczepiony do zastawki.
- Zabieg był skomplikowany ze względu na ciążę pacjentki i bardzo ciasne zwężenie głównego naczynia. Poprzez nacięcie na tętnicy szyjnej wprowadziliśmy do komory prowadnik, a dalej cewnik z balonem. Następnie rozprężyliśmy go na wysokości zastawki aortalnej, by ją maksymalnie poszerzyć. Cel był jeden - stan pacjentki miał się poprawić na tyle, by ciąża trwała dalej - mówi dr Paweł Dryżek z Kliniki Kardiologii w Matce Polce.
Dodatkową komplikacją było wprowadzenie balonu przez tętnicę szyjną, a dalej "pod prąd" do serca. Zazwyczaj takie zabiegi przeprowadza się poprzez nacięcie w większej tętnicy udowej. Ale ciąża to uniemożliwiła. Co więcej, lekarze pracowali "na ślepo" i w ciężkich ołowianych fartuchach.
- Ciasna stenoza tej zastawki to rzadkość u osoby młodej i mimo że wszystko było pod kontrolą promieni rentgenowskich, nie byliśmy w stanie kontrolować samego procesu poszerzenia. A rozrywając zastawkę, można spowodować jej ostrą niedomykalność, a to już zupełnie inna wada, którą pacjentka byłaby obarczona, gdyby do tego doszło - mówi dr Urszula Faflik.
Jeśli trzeba, to rodzimy
Pani Katarzyna na stole operacyjnym położyła się w 32 tygodniu ciąży. Lekarze specjalnie czekali tak długo. Zarówno ona jak i dziecko byli przygotowani do ewentualnego rozwiązania ciąży, gdyby w trakcie zabiegu pojawiły się jakieś komplikacje.
- Byliśmy w pełnej gotowości do przeprowadzenia cięcia. W momencie, w którym zaczęłyby się powikłania jak np. zwolnienie akcji serca u dziecka, w ciągu 2-3 minut byliśmy w stanie je urodzić. Neonatolodzy czekali z inkubatorem, by dalej przejąć dziecko - mówi dr Mariusz Grzesiak z Kliniki Położnictwa i Ginekologii w ICZMP w Łodzi.
Przed wyzwaniem stanął też zespół anestezjologów, który musiał utrzymywać pacjentkę w znieczuleniu ogólnym, podając niewielkie, ale skuteczne jego dawki, jednocześnie niezagrażające dziecku.
Po dwóch godzinach około 40 - osobowy zespół zakończył skomplikowany zabieg w nowoczesnej sali hybrydowej. Zakończył z sukcesem. Po trzech tygodniach przeprowadzono kolejny - już cesarskie cięcie. I tu, choć główne skrzypce tym razem grali położnicy, nad życiem obojga czuwali też kardiolodzy. Miłosz, gdy przyszedł na świat, ważył 2330 gramów i miał 49 cm długości. To zdrowy i silny chłopak.
Ale to nie koniec, ponieważ pani Katarzyna czeka teraz na kolejną operację, tym razem wszczepienia zastawki aortalnej. Musi jednak przejść okres połogu.
- W szpitalu spędziłam dwa miesiące, ale jestem szczęśliwa. Dostałam najlepszy prezent z okazji Dnia Mamy, jaki mogłam sobie wymarzyć - przyznaje bełchatowianka.
ZOBACZ TEŻ| Lekarze z całego świata przyglądali się operacjom skomplikowanych wad serca u małych pacjentów, którą wykonali kardiolodzy z ICZMP w Łodzi.