Po poniedziałkowym napadzie wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Policja ogranicza się tylko do lakonicznego komunikatu. A ulica huczy od plotek, których na razie nikt nie chce potwierdzić...
Poniedziałkowy napad na placówkę PKO BP to pierwszy od pięciu i pół roku skok na nowosolski bank. W międzyczasie dochodziło też do mniejszych, sklepowych incydentów (więcej w ramce obok), ale tam przeważnie ginęły stosunkowo niewielkie kwoty. Można domyślać się, że w tym wypadku chodziło o zdecydowanie pokaźniejszą sumę pieniędzy. Wskazuje na to choćby sposób przeprowadzenia napadu, który wyraźnie był planowany od dłuższego czasu. Tak czy owak, kwota jaka zginęła z bankowych kasetek wciąż jest tajemnicą - zarówno przedstawiciele PKO jak i policji nie ujawniają tej informacji.
Większość osób, która pracuje lub mieszka w bezpośrednim sąsiedztwie banku, nie miała pojęcia jakie sceny rozgrywają się w placówce. Uwagę nowosolan zwróciły dopiero policyjne radiowozy, które chwilę później pojawiły się na miejscu. Złodzieja odjeżdżającego na rowerze widziała jednak tylko garstka świadków.
Skąd pomysł na taki akurat środek transportu? Oprócz oczywistej przewagi nad pieszym pościgiem i możliwości manewrowania między ciasną zabudową podwórka, mogło też chodzić o zmylenie psów tropiących.
- To było wszystko wyreżyserowane, oni wiedzieli kto, kiedy się zmienia, kiedy kasetki wynoszą do skarbca. Bo tam przecież nikt pieniędzy na wierzchu nie trzyma! - komentuje Jan Hanusz, który widział zajście z okien swojego kiosku.
Dzwonię do oddziału PKO w Nowej Soli. - Nie udzielamy w tym temacie żadnych informacji. Odsyłam do naszej centrali - brzmi głos w słuchawce. Po skontaktowaniu się z warszawskim oddziałem banku, zostałem poproszony o przesłanie maila z pytaniami. Odpowiedź nadeszła już po kwadransie. - Nie komentujemy tego zdarzenia, bardzo proszę o kontakt w tej sprawie z policją - czytamy w lakonicznej wiadomości podpisanej przez Magdalenę Lejman. Jednak policja też nie ujawnia zbyt wielu szczegółów. - Do placówki wszedł mężczyzna z przedmiotem przypominającym broń, któremu pracownik banku wydał pieniądze. Trwają czynności zmierzające do ustalenia okoliczności zdarzenia, wciąż są przesłuchiwani świadkowie, na miejscu działała grupa dochodzeniowo-śledcza i technicy - mówi rzecznik prasowy nowosolskiej policji, sierż. Justyna Sęczkowska. Policja nie komentuje też plotki o mężczyźnie, który miał być zatrzymany krótko po napadzie i który został zwolniony po kilku godzinach.
Nieoficjalnie dowiedziałem się, że samochód, którego użyli złodzieje to toyota yaris na wrocławskich numerach rejestracyjnych lub innych zaczynających się od „DW”. Równie nieoficjalna jest informacja, że auto od rana stało zaparkowane na strefie płatnego parkowania. Rabusie nie chcąc ryzykować niepotrzebnych komplikacji, wykupili nawet bilet w parkomacie...