Skocznia narciarska Białystok. Pierwszy otwarty konkurs narciarski w Białymstoku
26 stycznia 1958 r. w Białymstoku odbył się pierwszy otwarty konkurs skoków narciarskich. Skocznia narciarska wyrosłą w dzielnicy Nowe Miasto
Na Nowym Mieście jeszcze przed wojną funkcjonowała cegielnia. Pozostały po niej liczne wyrobiska, a przede wszystkim niezabudowany teren. W 1955 roku zawiązał się komitet organizacyjny budowy skoczni narciarskiej. Jego członkami byli zawodnicy białostockiego AZS i klubów sportowych mających sekcje narciarskie - Sparty Białystok i Startu Supraśl.
Zapowiadano, że będzie to pierwsza w województwie skocznia, jakby zapominając, że już 2-3 lata wcześniej zapaleńcy z Akademii Medycznej zbudowali „polową” skocznię w Ogrodniczkach i tam rozpoczęli pierwsze treningi. Budowy skoczni na Nowym Mieście podjął się Bronisław Groman. Plany były ambitne. Otóż zapowiadano, że skocznia będzie gotowa na 15 grudnia. Jednak w połowie października 1955 roku informowano, że „sądząc jednak z dotychczasowej organizacji pracy i tempie robót termin ten nie wydaje się realny”. Najlepiej ten stan zaawansowania budowy obrazowała obserwacja, że „na budowie skoczni pracowało zaledwie 9 osób w tym 5 kobiet i 4 mężczyzn. I tylko dla tych 9 osób wystarczyło narzędzi”. Po interwencyjnym artykule w Gazecie Białostockiej w połowie listopada zakomunikowano, że „praca na skoczni zaczyna się rozkręcać”.
Rozkręcenie to zawdzięczano przenośnikowi, czyli taśmociągowi, który „wydajnie pomaga pracującym przy robotach ziemnych”. Optymistycznie więc patrzono w przyszłość stwierdzając, że „jeżeli prace ziemne i betoniarskie zostaną zakończone przed nadejściem mrozów, należy się spodziewać, że jeszcze w tym roku oglądać będziemy pierwszy konkurs skoków na nowej skoczni”. Po upływie kolejnych 10 dni komunikowano, że „skocznia przybiera realny kształt”. Co prawda nie wyprofilowano jeszcze zeskoku i trwały ciągle prace przy montażu „słupów żelaznych, na których oparta zostanie konstrukcja rozbiegu i progu”, ale optymizm był wielki i wierzono, że prace będą „przebiegały jeszcze sprawniej i szybciej”. Niestety samym optymizmem niewiele dało się zbudować. Opóźnienia na budowie były tak duże, że z zapowiadanego na 15 grudnia konkursu wyszły nici. Ale nawet gdyby budowlańcy zdążyli, to konkurs też by się nie odbył, bo nie było w ogóle śniegu!
Za to w styczniu 1956 roku przyszły siarczyste mrozy sięgające minus 30 stopni Celsjusza, co spowodowało zatrzymanie i tak ślamazarnie idących prac. Kolejna przymiarka do rozegrania pierwszego w Białymstoku konkursu skoków narciarskich zaplanowana została na 25 lutego 1956 roku. Jednak asekuracyjnie zabezpieczano się, że zawody zostaną rozegrane, jeśli skocznia będzie gotowa. I stało się zgodnie z przewidywaniami. Gazeta Białostocka z sarkazmem informowała, że „i tym razem można rzec historycznie, termin nie został dotrzymany. O tym, że stało się to dzięki ob. Gromanowi nie trzeba pisać, gdyż wszyscy o tym wiedzą”. Jednak pomimo tych perypetii na skoczni oddano pierwsze próbne skoki, co Gazeta Białostocka określiła, że „co odważniejsi skoczkowie próbowali skakać”. Osiągali odległości nieprzekraczające 12 metrów co uznano za „śmiesznie mało”, bowiem w zapowiedziach budowniczego podawane były możliwości oddawania ponad trzydziestometrowych skoków. Tymczasem zima się skończyła i pewnie ku uciesze obywatela Gromana temat skoczni przestał być na czasie. Niestety, dla niego, wrócił jesienią 1956 roku.
Jakież musiało być rozczarowanie zawodników uprawiających tę, co tu dużo gadać, z lekka abstrakcyjną na nizinach dyscyplinę, jak też i kibiców skoków narciarskich, gdy w październiku przeczytali w Gazecie Białostockiej, że „skocznia jak przed rokiem i dzisiaj nie nadaje się w ogóle do użytku. Co gorsza obecny jej stan przedstawia się o wiele gorzej niż kilka miesięcy temu, gdyż niekonserwowana uległa i ulega nadal zniszczeniu”. Utyskiwano, że przez całą wiosnę i lato nie prowadzono żadnych prac. Wymieniano co można i trzeba zrobić, aby rozegrać na tym obiekcie zawody. „Trzeba przede wszystkim poprawić rozbieg, który posiada za mały spad, trzeba koniecznie uformować pole lądowania”. No, tak właściwie bez tych dwóch elementów to skocznia nie jest skocznią. Trzeba było też zbudować wieżę dla sędziów, szatnie dla zawodników i miejsca dla kibiców.
Zaskakująco nowocześnie myślano właśnie o kibicach. Gazeta Białostocka informowała, że „warto pomyśleć o wybudowaniu na skarpach trybun, które byłyby gwarancją szybszego zamortyzowania poniesionych kosztów, a w lecie mogłyby spełnić rolę amfiteatru dla imprez artystycznych”. Gazeta Białostocka próbowała znów tchnąć optymizm. Pisano, że „mamy nadzieję, że Miejski Komitet Kultury Fizycznej weźmie sobie w końcu sprawę skoczni do serca i jeszcze w październiku postara się aby wykończyć skocznię na sto dwa”. Tymczasem rok 1956 dobiegał końca, a skocznia nadal nie była gotowa. Wreszcie 10 marca 1957 roku można było oddać na Nowym Mieście kolejne próbne skoki. Utrzymywano to w tajemnicy, bojąc się kolejnego blamażu. Mimo to wokół skoczni zgromadziła się spora grupa sympatyków trzech śmiałków: Henryka Cytki, Janusza Kuczyńskiego i Popki.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień