Składowisko przy Tartakowej zniknie?
To spotkanie jest bezcelowe - ocenił wicestarosta, Marek Kopta. - Władze powiatu będą zmierzać do tego, by cofnąć decyzję o zgodzie na składowaniu odpadów wydanej firmie Laritech.
To spotkanie jest bezcelowe - ocenił wicestarosta, Marek Kopta. - Władze powiatu będą zmierzać do tego, by cofnąć decyzję o zgodzie na składowaniu odpadów wydanej firmie Laritech. Kontrola przy ul. Tartakowej wykazała, że odpady składowane są na nieutwardzonym placu, w miejscu niezadaszonym. Do tego część z nich leży poza działką, na którą opiewa decyzja. Przemieszczenie ich we właściwe miejsce nie wchodzi w rachubę. Domagamy się ich całkowitego usunięcia i za to, w razie czego odpowiedzialne będzie miasto.
Wtorkowe spotkanie w Szkole Podstawowej nr 3 na Moczyniu było pełne emocji. Na miejscu pojawiły się władze miasta z burmistrzem Danielem Marchewką na czele, były już właściciel terenu, a obecnie pełnomocnik nowego właściciela, Bolesław Galent, przedstawiciele firmy Kochee, niedoszłego inwestora, oraz liczni mieszkańcy Moczynia.
Zebranie otwierało wystąpienie Piotra Piotrowskiego, który powtórzył swe wystąpienie z piątkowej sesji rady miasta.
- Jasne jest dla mnie, że organizatorem całego procederu jest pan Galent - mówił P. Piotrowski. - Teraz przez różne machinacje, dzierżawy, wynajmy, próbuje zmyć z siebie winę.Jeżeli mu się to uda, koszty rekultywacji terenu poniesie urząd miasta, a w konsekwencji mieszkańcy. Już dziś widać, że firmy bezpośrednio związane z tematem unikają uczestniczenia w wizjach lokalnych, nie odbierają pism urzędowych. Adresy widoczne w KRS nie funkcjonują. Skromny kapitał zakładowy pozwala przypuszczać, że to firmy - krzaki, podstawione wydmuszki!
Przedsiębiorca, były już właściciel terenu, nie pozostał dłużny. Znów powrócił do wydarzeń sprzed kilku lat, kiedy to skutecznie oprotestowano inwestycję firmy Kochee, która na Moczyniu produkować chciała materiały budowlane, w tym chemię. Bariery stawiane przez magistrat, a później Samorządowe Kolegium Odwoławcze, wg Galenta, sprawiły, że musiał rozważyć inne sposoby wykorzystania tego terenu.
- To miasto ma strzec interesu mieszkańców - mówił. - Tymczasem tu nie było woli pomocy dla przedsiębiorcy, który chciał stworzyć miejsca pracy. Nie zrobiono też nic, by przekształcić ten teren w działki budowlane. Ja bym to chętnie oddał miastu za 400 tys. zł. Niech by sobie burmistrz tymi działkami handlował i zarobił dla miasta kolejny milion! Ale na to trzeba być gospodarzem...
Słowa te wywołały nieprzychylną reakcję zgromadzonych. Obecny na sali Andrzej Pilimon, szef ŻWiK, podsumował to krótko: - To co pan tu opowiada to jest jakiś dramat.
Przedsiębiorcę, który nosił się z zamiarem wyjścia z sali powstrzymał burmistrz, Daniel Marchewka: - Proszę mnie nie uczyć, jak być dobrym gospodarzem - mówił. - Przecież to pan, a nie ja, mam w tym interes, żeby do mnie przyjść i rozmawiać. Pan tego nie zrobił. Po drugie, jak pan sobie to wyobraża? Mam odkupić od pana grunt, który kupił pan od poprzedniego burmistrza i jeszcze go przekształcać? Przecież za to jest kilka lat więzienia. To korupcja!
Problem, jak podkreślał burmistrz, leży po stronie tych, którzy odpady sprowadzili. Nawoływanie, by miasto podjęło jakieś szczególne kroki jest nie na miejscu: - Gmina ma wydawać pieniądze, bo ktoś chciał wcześniej zarobić? - pytał D. Marchewka