Składowisko odpadów? To przecież magazyn trucizn
Czy firma w Wiechlicach funkcjonuje zgodnie z prawem? Nawet jeśli, to jej działalność urąga przepisom ochrony środowiska i zdrowemu rozsądkowi
Teren składowiska, a raczej przetwórni odpadów w podszprotawskich Wiechlicach odwiedza teraz komisja za komisją. I wszyscy łapią się za głowy. Słychać zdanie, że jest to najbardziej niebezpieczne składowisko odpadów w regionie, ale fachowcy proszą o unikanie sformułowania „bomba ekologiczna”.
Przypomnijmy. W piątkowy wieczór na teren składowiska weszli przez przypadek członkowie stowarzyszenia Bory Dolnośląskie. Dodajmy, że teren nie był dozorowany, brama otwarta. Wokół znajdowały się nieszczelne beczki z chemikaliami. Kolejnego dnia do Wiechlic przyjechali inspektorzy ochrony środowiska, policjanci, urzędnicy i weszli do pomieszczeń tzw. przetwórni. Trudno powiedzieć, co tam było przetwarzane, nie wiedzieli o tym nawet pracownicy, twierdzący, że robią jakąś chemię, ale widok był przerażający.
Jak to się stało, że w Wiechlicach zainstalowała się taka „firma”? Już w 1993 ten kawałek poradzieckiego lotniska stał się własnością mieszkanki Warszawy, która miała zamiar zajmować się produkcją lub magazynowaniem materiałów bitumicznych. W 2012 wydzierżawiła ten teren warszawskiej firmie, która w tym też roku uzyskała zgodę urzędu marszałkowskiego na przetwarzanie odpadów. W roku 2016 firma wystąpiła z prośbą o to, aby móc zajmować się także odpadami niebezpiecznymi. Jak mówi wiceburmistrz Szprotawy Paweł Chylak, procedura była uproszczona, gdyż dotyczyło to firmy już funkcjonującej.
– W marcu mieszkańcy sygnalizowali, że pojawiła się hałda odpadów, jakby piecowych – dodaje Chylak. – Wtedy burmistrz poprosił o kontrolę Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i wówczas stwierdzono, że prowadzący nie zaprowadził ewidencji. Został ukarany grzywną. Hałdę przykryto plandeką... Przyznam się, że gdy byłem tam w poniedziałek, zobaczyłem, jak to wszystko wygląda, byłem przerażony. Wysłaliśmy właśnie do starostwa pismo o wszczęcie postępowania administracyjnego w celu cofnięcia tej firmie pozwolenia.
Marek Kopta, wicestarosta żagański, sięga do odpowiedniej teczki. Jest wniosek, opinia Urzędu Miasta w Szprotawie, do tego opinia urzędu marszałkowskiego. Później wizja w terenie. Na zdjęciach idealny porządek. Na tej podstawie starostwo wydało zgodę.
– Gdy firma dysponowała tymi wszystkim dokumentami, nie mieliśmy podstaw do odmowy – tłumaczy wicestarosta.
– Powiedzmy sobie szczerze, przepisy są, delikatnie mówiąc, niedoskonałe. Oto obligatoryjnie żąda się raportu na temat oddziaływania na środowisko tylko od firm gromadzących złom. Niedawno, wychodząc nieco przed szereg, uzgodniliśmy z naszymi samorządami, że w przypadku kolejnych wniosków o tego rodzaju działalność będziemy żądali każdorazowo opinii środowiskowej.
Jak słyszymy w starostwie, skala problemu jest zastraszająca. Powiat staje się jednym wielkim wysypiskiem. Zaalarmowano policję i w krótkim czasie przechwycono dwa tiry wypełnione odpadami. Jeden zmierzał na konkretne składowisko, lecz nie przewoził deklarowanych substancji, drugi nie miał wcale dokumentów.
– Co mogę powiedzieć o tym składowisku? – odpowiada pytaniem na pytanie Kopta. – Jestem chemikiem. To bardzo niebezpieczne substancje… W środę wybieramy się tam w większym gronie, z prokuratorem, ludźmi z ochrony środowiska i z Państwowej Inspekcji Pracy…
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie beczki z chemikaliami pojawiły się stosunkowo niedawno, są na nich rozmaite etykiety, nawet koreańskie. Trwają badania pobranych próbek.
– W środę mamy nadzieję porozmawiać z przedstawicielem firmy – mówi lubuski wojewódzki inspektor ochrony środowiska Mirosław Ganecki. – Śmiem twierdzić, że w tym przypadku zostały naruszone wszystkie punkty decyzji zezwalającej na jej działalność.
Lubuski wojewódzki inspektor ochrony środowiska Mirosław Ganecki prosi, aby nie używać wyświechtanego określenia „bomba ekologiczna”, ale jak przyznaje, nie znajduje słów na to, co dzieje się w na wiechlickim lotnisku. Warszawska firma zajmująca się składowaniem i przetwarzaniem odpadów złamała wszelkie możliwe warunki koncesji. Zastępca burmistrza Szprotawy mówi wprost, że gdy zobaczył, co się tam dzieje, był przerażony. Wicestarosta żagański wspomina z kolei o bezsilności. O bezsilności w konfrontacji samorządów z rozmaitymi firmami pragnącymi na naszym terenie zajmować się odpadami, głównie przywiezionymi spoza granic naszego regionu, kraju. To, co dzieje się za płotem składowiska w Wiechlicach, przez przypadek odkryli działacze stowarzyszenia Bory Dolnośląskie. Teren nie był zamknięty, strzeżony. A tak na marginesie... Przedwczoraj także mógł wejść tam każdy...