Skatował psa i poszedł sobie na obiad
Trzy lata więzienia grożą Adamowi B. z Łośna. We wrześniu ub.r. skatował dwuletniego psa. Powiesił go na drzewie i uderzał rurą.
- Poniosło mnie. Ten pies ganiał ludzi po ulicy. Zniszczył sąsiadowi kurtkę - tłumaczył w sądzie Adam B., 54-latek z podgorzowskiego Łośna (kilka miesięcy temu zarabiał 800 zł paląc w kotłach, ale gdy sprawa zrobiła się głośna, stracił pracę i jest na utrzymaniu matki).
Grożą mu trzy lata więzienia, bo 2 września zeszłego roku znęcał się nad psem swojego brata. - Świadomie zadawał mu ból i cierpienie. Wielokrotnie uderzał go metalową rurą, w wyniku czego pies doznał urazu kości czaszki i podwyższonego ciśnienia śródczaszkowego, które spowodowały realny stan zagrożenia utraty zdrowia i życia tego psa - odczytywała akt oskarżenia prokurator Dorota Kordaś.
Połowa to kłamstwo. I tak sprawa jest przesądzona
Katowanie psa zobaczyła Katarzyna Gorbacz, sąsiadka oskarżonego. - Około 14.00 usłyszałam skowyt, podeszłam do płotu i spojrzałam w stronę sąsiada. Zobaczyłam psa wiszącego na lince. Wił się i wierzgał. Po moich krzykach oskarżony spojrzał na mnie, ale z głupim uśmiechem spojrzał na mnie i kontynuował okładanie psa prętem - relacjonowała wczoraj w sądzie. To ona zadzwoniła po policję. W międzyczasie przyjechał jej narzeczony. - Oskarżony zachowywał się spokojnie. Po wszystkim, jakby nigdy nic, poszedł do domu na obiad - mówił.
- Połowa to kłamstwo. I tak sprawa jest przesądzona - przerywał Adam B. Parę chwil wcześniej, gdy dziennikarze zbliżyli się do niego z aparatami, mikrofonami i kamerami, wycedził przez zęby w ich stronę: - Sępy!
Pies na szczęście przeżył. Lekarz weterynarii zabrał zwierzę do lecznicy weterynaryjnej w centrum Gorzowa. - Zobaczyłam psa po dwóch dniach. Działam w ochronie zwierząt już 15 lat. Pamiętam trzy-cztery podobne sprawy, ale ta jest najbardziej okrutna - mówiła wczoraj Anna Dryglas z towarzystwa ochrony zwierząt Animals, która jest w sprawie oskarżycielem posiłkowym. To właśnie ona wpadła na pomysł, by wielorasowego psa nazwać Mayday (to odpowiednik sygnału S.O.S. w radiotelegrafii - dop. red.). Dlaczego tak? - Pies miał w oczach wypisane: Ratunku! - mówiła.
Staram się zapewnić Mayday jak najlepszą opiekę
Losy psa od początku śledziła Anna Stengert. - Byłam przerażona bestialstwem wobec tego psa. Zobaczyłam go trzy dni po tym strasznym wydarzeniu. Mayday była bardzo słaba, ale wykazywała chęć życia, garnęła się do człowieka - mówiła wczoraj. Gdy pies wydobrzał, kobieta postarała się o jego adopcję. - Staram się zapewnić Mayday jak najlepszą opiekę - mówi. Na rozprawę przyszła z psem (prezes sądu zgodził się, by zwierzę weszło do budynku). Wraz z nią przyszła też kilkuosobowa grupa obrońców zwierząt.
Wyrok w sprawie powinien zapaść 4 kwietnia (wczoraj nie dotarli wszyscy świadkowie, a poza tym pojawił się wniosek o przesłuchanie kolejnego). - Na pewno będziemy wnosić o orzeczenie kary bezwzględnego pozbawienia wolności. Ten czyn był bardzo bardzo drastyczny. Chcemy też orzeczenia 10-letniego zakazu posiadania zwierząt przez oskarżonego - mówił adwokat Michał Kałużny, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego.