Skąd u ministra Macierewicza takie związki [rozmowa]
Rozmowa z TOMASZEM PIĄTKIEM, autorem książki "Macierewicz i jego tajemnice".
- Szczoteczkę do zębów nosi pan stale przy sobie? Nikt i nic nie zakłóca snu nad ranem?
- Czy czuję się zagrożony? Tak, ale tu nie chodzi o mnie, a o wszystkich dziennikarzy. Do tej pory nie dostałem żadnego zawiadomienia z prokuratury, że toczy się jakakolwiek sprawa przeciwko mnie czy w mojej sprawie. Za to gdy prokuratura dostała doniesienie Antoniego Macierewicza na mnie, to pobiegła z nim do mediów i dała ogłoszenie do Polskiej Agencji Prasowej. W tej sprawie najwyraźniej ważniejsze jest rozgłaszanie wiadomości o dziwnych zarzutach stawianych mi przez Antoniego Macierewicza niż rzetelne rozpatrzenie sprawy - i skontaktowanie się z osobą zainteresowaną, czyli ze mną. To wszystko daje do myślenia. Moim zdaniem, głównym powodem takiego dziwnego zachowania się ministra Macierewicza jest chęć zastraszenia dziennikarzy, by nie zajmowali się jego niebezpiecznymi, kremlowskimi powiązaniami. Zauważmy, że minister nie odważył się zarzucić mi kłamstwa lub zniesławienia. Nie dziwię mu się, ponieważ książka jest za dobrze udokumentowana, podaję kilkaset odniesień do źródeł, a większość z nich jest dostępna w internecie. Wbrew kłamstwom prorządowych dziennikarzy, moja książka nie jest oparta na informacjach od służb specjalnych. Oczywiście rozmawiałem z ludźmi ze służb, ale uważnie przesiewałem wszystko, co mi mówili. Opierałem się na danych z internetu, na Krajowym Rejestrze Sądowym, na aktach sprawy lustracyjnej, na zeznaniach świadków złożonych pod przysięgą i dostępnych w IPN-ie. Nie dziwię się, że minister Macierewicz nie jest w stanie oskarżyć mnie o zniesławienie lub kłamstwo. Za to oskarżył mnie o groźbę i przemoc... Nigdy nie stosowałem wobec niego przemocy, bo nigdy osobiście się nie spotkaliśmy. Nie ma w książce również tzw. przemocy słownej, bo inaczej nikt by jej nie opublikował. Nie ma gróźb, wyzwisk - tylko fakty. Ogromne ilości bardzo niepokojących faktów, które zostały wielokrotnie potwierdzone. W doniesieniu do prokuratury minister oskarżył mnie też o zamach na funkcjonariusza publicznego. Kiedy stawia mi takie zarzuty: groźby, przemocy i zamachu - to traktuje mnie jak terrorystę. Na dodatek doniesienie trafiło do departamentu ds. wojskowych w Prokuraturze Generalnej. A kieruje nim były PRL-owski prokurator Waldemar Puławski, który powszechnie uważany jest za człowieka Macierewicza. Minister zatrudnił go wcześniej w MON w celu przeprowadzenia tam czystek personalnych, zatrudnia też jego córkę na lukratywnej posadzie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Niesłychane jest to, że taki człowiek ma rozpatrywać sprawę, w której minister Macierewicz jest stroną. Jednak przede wszystkim niesłychane jest to, że dziennikarza cywila minister próbuje zaciągnąć przed wojskowego prokuratora. To zapewne ma dodatkowo zastraszyć dziennikarzy. Takie rzeczy nie zdarzają się w demokratycznych krajach zachodnich. Wygląda to tak, jakby minister był gotowy stosować rosyjskie metody w celu osłaniania swoich rosyjskich powiązań.
- Książka świetnie się sprzedaje, nie ma jej w księgarniach, a właściwie dlaczego zainteresował się pan Antonim Macierewiczem?
- Książka cały czas pojawia się i znika, dodruki szykują już cztery drukarnie, a szukamy jeszcze drukarni w Czechach. Popyt przewyższa podaż. W niecały miesiąc sprzedaliśmy 80 tysięcy egzemplarzy książki. A kiedy pojawiają się następne partie natychmiast znikają. Na razie nie mam z tego ani złotówki, bo wszystko inwestujemy w drukowanie następnych egzemplarzy. Uważamy, że Polacy mają prawo do prawdy. Za długo byliśmy okłamywani - nie tylko zresztą przez obecną władzę. Dlaczego zająłem się Macierewiczem? Gdy został ministrem obrony narodowej, nie mogłem w to uwierzyć. PiS obiecywało, także sama Beata Szydło, że ministrem będzie osoba znacznie bardziej przewidywalna i godna zaufania czyli Jarosław Gowin. Sam Gowin też o tym mówił. A po wyborach Beata Szydło oświadczyła, że on zrezygnował, by zrobić miejsce Antoniemu Macierewiczowi. Macierewiczowi, który przecież ma ogromny elektorat negatywny! Takim politykom Polacy najmniej ufają. Jego obecność zaniża notowania rządu, dlatego pomyślałem, że to jakaś dziwna sprawa. Dlaczego znowu on? Dlaczego znowu Antoni Macierewicz, który za każdym razem, kiedy dostał tylko trochę władzy, to wszystko psuł? Nawet z punktu widzenia prawicy. W 1992 roku skompromitował ideę lustracji i doprowadził do upadku rządu Olszewskiego. Zlikwidował Wojskowe Służby Informacyjne, w czym mógł być pewien sens, bo żadne służby nie są czyste jak łza, a wojskowe miały swoje wielkie dokonania, ale i czarne owce. Jednak Macierewicz zlikwidował je w taki sposób, że naraził naszych agentów i funkcjonariuszy publikując ich nazwiska lub nazwiska ich kontaktów. W Afganistanie naraził również naszych sojuszników Amerykanów, Brytyjczyków i Niemców, którzy wtedy współpracowali z naszymi funkcjonariuszami. Nie wiem, czy minister Macierewicz był tego świadomy, ale publikacja raportu i błyskawiczne przetłumaczenie go na język rosyjski przez osobę powiązaną z KGB spowodowało, że dotarł on do rosyjskich służb. A to minister Macierewicz powierzył tłumaczenie tej osobie. Podkreślam: nie wiem, czy minister miał tego świadomość, ale było to absolutnie w interesie Rosji... Jakim cudem, za każdym razem, kiedy prawica wraca do władzy, on pojawia się również i zajmuje coraz wyższe stołki? Teraz jest numerem dwa. Wiceprzewodniczącym PiS, ministrem obrony oraz jedynym człowiekiem, który ośmiela się grać na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu i działać wbrew niemu jak było w przypadku rzecznika Misiewicza. Na co Jarosław Kaczyński, zazwyczaj tak bezwzględny dla swoich przeciwników, zareagował bardzo opieszale.
Osiemnaście miesięcy temu zacząłem zajmować się Antonim Macierewiczem. Pomyślałem, że kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Postanowiłem, że sprawdzę, kim jest Antoni Macierewicz od strony biznesowej.
- Jakoś Antoni Macierewicz nie kojarzy się z biznesem.
- W Krajowym Rejestrze Sądowym sprawdziłem, z kim Macierewicz robi biznesy. Okazało się, że on do tej pory jest we władzach fundacji "Głos", której prezesem jest Robert Jerzy Luśnia były płatny konfident SB. Po upadku komuny Luśnia w tajemniczy sposób stał się milionerem. Klasyczny przypadek "układu", z którym rzekomo walczy Antoni Macierewicz.
- TW "Nonparel"?
- Tak. Kiedy zająłem się bliżej panem Luśnią, okazało się, że był prowadzony przez esbeka Józefa Nadworskiego, który nie tylko pracował dla SB, ale współpracował też bardzo ściśle z głównym szpiegiem sowieckiego, a potem rosyjskiego wywiadu wojskowego w Polsce GRU. Ten szpieg nazywał się Marek Zieliński i został skazany w 1993 roku. Mniej więcej w tym samym czasie aresztowano Nadworskiego. On sam przyznał, że miał bezpośrednie kontakty z GRU, że poznał Zielińskiego z rosyjskim oficerem, który go zwerbował... "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zapytał Nadworskiego o to samo. I on ponownie to potwierdził. Nadworski mówił mi też, że Zieliński zeznawał na jego niekorzyść, obciążając go jako członka swojej siatki GRU. To wszystko staje się jeszcze bardziej niepokojące, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że Robert Jerzy Luśnia ma bliskie i dobre stosunki z Konradem Rękasem - wiceprzewodniczącym prokremlowskiej partii "Zmiana", która brała pieniądze od Rosjan. Jej szef Mateusz Piskorski siedzi w areszcie w związku z podejrzeniem o szpiegostwo na rzecz Rosji i innych krajów.
- Opowiada pan o byłych konfidentach, którzy przepraszam wcale nie muszą być osobami wiarygodnymi.
- Tylko ja nie opieram tego, o czym napisałem, na zeznaniach konfidenta Luśni, który w ogóle nie chce mówić. Ja to opieram na aktach sądowych, zeznaniach złożonych pod przysięgą, dokumentach z Krajowego Rejestru Sądowego. Sprawa Zielińskiego jest publicznie znana, można o niej przeczytać w pracy Konstantego Wojtaszczyka "Polskie Służby Specjalne Słownik", gdzie autor o Zielińskim pisze dokładnie to, co ja mówię, opierając się na potwierdzonych i oficjalnych informacjach dotyczących tego niezwykle szkodliwego szpiega GRU. Zieliński obciążył Nadworskiego w śledztwie, - ale słowa Zielińskiego nie są jedynym dowodem. Faktem potwierdzonym w dokumentacji SB jest to, że panowie Zieliński i Nadworski współpracowali jako esbecy przy rozpracowywaniu "Ruchu Młodej Polski" organizacji podziemnej, w której działał Robert Jerzy Luśnia jako konfident. Obaj panowie do dziś utrzymują kontakty, razem napisali pracę o zwalczaniu opozycji, bo to byli esbecy z ambicjami naukowymi. I, co najważniejsze, po upadku komunizmu, obaj byli wspólnikami w agencji ochrony "Dakota", którą według Wojtaszczyka i innych źródeł, Zieliński założył jako przykrywkę swojej działalności szpiegowskiej dla GRU. W ten sposób związki pana Nadworskiego z GRU są niewątpliwe. Odbyłem wiele rozmów z panami, którzy mieli różne związki ze służbami komunistycznymi i demokratycznymi. Zawsze to co mówią, biorę W nawias, potem odsiewam, a skoro poświęciłem książce osiemnaście miesięcy, to znaczy, że starałem się wszystko sprawdzić.
- Jak długo znali się Macierewicz z Luśnią?
- Współpracowali najściślej politycznie, a później także biznesowo przez co najmniej trzydzieści lat. Od 1980 do 2010. Najpierw w "Solidarności", później w podziemiu. Np. istnieje esbecki szyfrogram, dostępny w IPN-i, w którym pewien esbek pisze, że Luśnia jest zaufanym kontaktem Macierewicza. Po upadku komunizmu byli nierozłączni jako politycy. W 1989 roku zakładali Zjednoczenie Chrześcijańsko - Narodowe, a zaraz potem zaczęli razem je rozbijać. Macierewicz posługiwał się Luśnią w walce z Wiesławem Chrzanowskim, głównym założycielem i szefem partii. Następnie panowie założyli razem Ruch Katolicko - Narodowy, z tą partią weszli na listy Ligi Polskich Rodzin Romana Giertycha. Razem zostali wybrani. To Macierewicz wprowadził Luśnię do Sejmu - i znowu zaczęli wspólnie rozbijać, tym razem LPR. Wyszli z niej tworząc koło poselskie Ruchu Katolicko - Narodowego.
- Przepraszam, ale czegoś nie rozumiem. Antoni Macierewicz ma piękną kartę opozycyjną. Ze swoim antykomunizmem, stałym tropieniem agentów służb sam związał się z taką osobą?! Wiedział, że Luśnia jest współpracownikiem SB?
- Kiedy opublikowałem pierwszy tekst o Macierewiczu i Luśni, słynny rzecznik Misiewicz wystąpił w telewizji. Zapytano go, dlaczego Macierewicz w 1992 roku nie sprawdził i nie zlustrował Luśni. Odpowiedział, że Macierewicz był wtedy zajęty, lustrował posłów, a Luśnia nie był posłem. Natomiast w aktach sprawy lustracyjnej Luśni - sprawa odbywała się w latach 2003-06 - czytamy coś zupełnie innego. Obrońca Luśni - Andrzej Lew-Mirski, wieloletni zaufany prawnik Macierewicza, teraz zatrudniony przez niego w MON - bronił Luśni mówiąc, że jest on niewinny, ponieważ... w 1992 roku minister Macierewicz dokładnie zlustrował Luśnię, zbadał jego przeszłość i uznał wszystkie zarzuty pod jego adresem za nieważne. A skoro tak wspaniały minister jak Macierewicz Luśnię zlustrował, to na pewno zrobił to lepiej niż sąd, więc sąd powinien ustąpić i zlekceważyć wszystkie dowody winy Luśni, gdyż zlekceważył je Macierewicz! Taka logika. Tu pojawia się ciekawy wątek, ponieważ w swojej obronie mecenas Lew Mirski powiedział, że Macierewicz ocenia Luśnię także na podstawie dokumentów, które później zaginęły lub zostały zniszczone. Czyli tylko Macierewicz ma pełną wiedzę o Luśni... I tak się składa, że rok temu spotkałem się z prokuratorem krajowym w stanie spoczynku Włodzimierzem Blajerskim, który powiedział mi, że w 1992 roku Macierewicz widział dokumenty obciążające Luśnię, świadczące o jego kontaktach z SB, być może także z Rosją - i kazał te dokumenty schować, by Luśnię chronić i mieć na niego haka! A potem nadal z Luśnią przez te wszystkie lata współpracował. W aktach sprawy lustracyjnej Luśni czytamy, że w tym samym czasie, gdy Antoni Macierewicz miał już dokumenty na temat kompromitującej przeszłości Luśni - na przełomie lutego i marca 1992 roku chciał mu powierzyć niezwykle odpowiedzialną funkcję. Macierewicz i jego prawa ręka Piotr Naimski (wtedy szef Urzędu Ochrony Państwa) zamierzali zatrudnić Luśnię jako funkcjonariusza tworzonego przez siebie wywiadu gospodarczego. Zatrudnić człowieka, o którego kompromitującej przeszłości tyle wiedzieli! To coś niesłychanego. Dodatkowa, bardzo niepokojąca okoliczność: kiedy zapytałem ministra Macierewicza o jego związki z Luśnią, w odpowiedzi MON przysłało komunikat zawierający kłamstwa. Napisali, że Antoni Macierewicz zerwał stosunki z Luśnią natychmiast po tym, jak rzecznik interesu publicznego ujawnił przeszłość Luśni. Rzecznik interesu publicznego zajmował się lustracją posłów w roku 2003 i wtedy oskarżył Luśnię o bycie byłym, płatnym konfidentem SB i kłamcą lustracyjnym. Niestety, po 2003 roku Antoni Macierewicz pozostawał i nadal pozostaje w kontaktach z Robertem Jerzym Luśnią. Luśnia do 2010 roku był we władzach partii Macierewicza Ruch Katolicko - Narodowy. W rok po jego demaskacji Antoni Macierewicz awansował Luśnię do ścisłego kierownictwa swojej partii - do tzw. zarządu głównego! Każdy może to sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym czy też w Internetowym Monitorze Sądowym i Gospodarczym. Obaj panowie do tej pory zasiadają w radzie fundacji "Głos". Mam dwóch świadków, którzy widzieli ich spotkania po demaskacji Luśni. Jedno z nich odbyło w 2014 roku.
- Obejmując urząd ministra obrony narodowej Antoni Macierewicz zerwał przetarg na francuskie śmigłowce Caracal uzasadniając, że Francuzi chcieli za nie za dużo, a tzw.offset był słaby. Zdecydował, że kupimy amerykańskie Black Hawki. W tym też dostrzega pan działalność lobbystów?
- To bardzo niepokojąca historia. Zacznijmy od tego, że Firma Lockheed Martin, która produkuje Black Hawki, robi kosmiczne interesy z Kremlem. Kupuje od niego silniki rakietowe, których używa do działalności komercyjnej. Inne koncerny amerykańskie UTC i GenCorp (dzisiaj ARH) kupują lub do niedawna kupowały te silniki po to, żeby sprzedawać je Pentagonowi m.in. do satelitów szpiegowskich. W ten sposób amerykański wywiad kosmiczny jest uzależniony od rosyjskich silników... Tak się składa, że wszystkie te trzy firmy kupujące silniki od Kremla obsługuje Alfonse D'Amato, były senator, wpływowy lobbysta. Podkreślam: D'Amato lobbuje także dla Lockheed Martina, który produkuje śmigłowce Black Hawki. Tak się składa, że Antoni Macierewicz spotkał się z Alfonsem D'Amato osiem dni przed podjęciem decyzji o zerwaniu gotowego kontraktu na Caracale. I to już powinno wystarczyć do dymisji ministra, ponieważ naraził nasze stosunki z sojusznikami i wiarygodność Polski w sposób wskazujący na sprzyjanie jednej z firm i na związki z jej lobbystą, panem D'Amato. Firma Lockheed Martin przysłała mi wyjaśnienie, że nie wykorzystuje pana D'Amato do lobbingu poza granicami Stanów Zjednoczonych, ale czytelnicy mogą sami ocenić wiarygodność takiego zapewnienia. Tak się składa, że nie jest to jedyna rzecz, która wiąże pana D'Amato z Rosją. Był on przez lata lata sponsorowany przez Simona Kislina, który w Ameryce nazywa się Sam Kislin. To nowojorski przedsiębiorca branży nieruchomości - i nowojorski przedstawiciel tzw. mafii sołncewskiej najpotężniejszej rosyjskiej organizacji przestępczej. Kislin jest też związany blisko z gangsterem, finansistą Siemionem Mogilewiczem, który prał pieniądze w Nowym Jorku. Mogilewicz nazywany bywa tajną bronią Putina. Jest też współpracownikiem najpierw sowieckiego, a później rosyjskiego wywiadu GRU. Z ludźmi Mogilewicza D'Amato ma jeszcze inne stosunki. Wśród sponsorów D'Amato były też sycylijskie rodziny Gambino i Genovese, które wprowadzały do Nowego Jorku rosyjską mafię i ludzi Mogilewicza. D'Amato ma też liczne związki z Thomasem Renyim, wieloletnim prezesem Banku of New Jork, w którym Mogilewicz wyprał ponad 22 miliardy dolarów w latach 90. Zaś związki Antoniego Macierewicza z D'Amato nie ograniczają się do śmigłowców Black Hawk. Obaj panowie byli prezesami tajemniczej organizacji "Friends od Poland", która natychmiast zniknęła, kiedy na łamach "Wyborczej" ujawniłem jej istnienie... Antoni Macierewicz wynajął D'Amato, żeby ten lobbował na rzecz Polski na szczycie NATO. Podległa Macierewiczowie Polska Grupa Zbrojeniowa też go wynajęła, by lobbował w Stanach na rzecz Polski. Za to wszystko płaci polski podatnik! Co więcej, D'Amato w latach 80. współpracował z polonijną organizacją "Pomost", której lider Janusz Subczyński był później przez kilkanaście lat biznesowym współpracownikiem Macierewicza w firmie "Dziedzictwo Polskie". To kolejna gruba nitka powiązań pośrednich, ale bardzo istotnych, wieloletnich - która składa się na układ wiążący Macierewicza z GRU.
OT jest dziwną formacją. Antoni Macierewicz i jego ludzie zarekrutowali do niej także członków prorosyjskiej partii "Zmiana" i faszystowskiej, prorosyjskieJ organizacji "Falanga", którym pozwolono uczestniczyć w manewrach NATO "Anakonda 16"
- "Układ" to akurat PiS tropił przez lata.
- Najciemniej jest pod latarnią - a może lepiej przywołać przysłowie o złodzieju, który wołał: łapać złodzieja!
- Kiedy minister Macierewicz wyrzucał i zmuszał do odejścia doświadczonych generałów i oficerów pojawiały się komentarze, że to działanie na rękę Rosji.
- BO tak jest. Macierewicz osłabia naszą armię, wyrzuca generałów i oficerów, a innych zmusza, żeby przeszli do Obrony Terytorialnej, przez co armia pozbywa się kolejnych doświadczonych ludzi. Na rzecz OT, gdzie służą amatorzy, którzy jak przyznaje sam szef tej formacji gen. Kukuła w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" - posługują się przestarzałymi karabinami. Gen. Kukuła twierdzi, że wyćwiczy się lekką piechotę do walki z rosyjskimi czołgami... To oznacza, że po raz kolejny w historii Polski - przepraszam za wzburzenie - ktoś chce posłać bezbronne prawie dzieci na nieprzyjacielskie czołgi! To jest rozbrajanie Polski! Dodajmy, że OT jest dziwną formacją. Antoni Macierewicz i jego ludzie zarekrutowali do niej także członków prorosyjskiej partii "Zmiana" i faszystowskiej, prorosyjskieJ organizacji "Falanga", którym pozwolono uczestniczyć w manewrach NATO "Anakonda 16". Czy to nie wystarczający powód do dymisji ministra? Trudno się temu wszystkiemu dziwić, skoro opracowanie koncepcji organizacyjnej i strategicznej Obrony Terytorialnej Antoni Macierewicz powierzył pułkownikowi Krzysztofowi Gajowi, który na portalu "Kresy.pl" mówi wprost, że popiera agresję Putina na Ukrainie. Może wielu ludzi w dobrej wierze zaciągnęło się do OT wierząc, że będą bronić nas przed zielonymi ludzikami Putina. Zachodzi jednak obawa, że min. Macierewicz i jego ludzie zrobią z nich lub będą próbowali zrobić zielone ludziki.
- Kiedy rozmawiamy, to myślę sobie, że pewnie pana książka jest właśnie szczegółowo analizowana przez nie tylko europejskie, ale amerykańskie i izraelskie wywiady. Zastanawiam się, jak ona zostanie odebrana w Kwaterze Głównej NATO?
- Mam nadzieję, że służby NATO są na tyle sprawne, że sporą część informacji, o których piszę, znały nim ja je poznałem. Nie wiem, jakie wyciągają z tego wnioski, natomiast pewne jest, że musiały wiedzieć coś wcześniej. Antoni Macierewicz jest jedynym polskim ministrem obrony - o ile wiem - którego nie zaproszono dotąd do Pentagonu. Nie robi tego nawet administracja prezydenta Trumpa, który sam ma liczne związki z Rosjanami, także ze wspomnianym gangsterem, finansistą Siemionem Mogilewiczem. Stany Zjednoczone, o ile wiem, są w tej szczęśliwej sytuacji, że tam rosyjskie powiązania nie sięgnęły jeszcze Pentagonu. A wojskowi generałowie reprezentują postawę bardziej patriotyczną niż prorosyjską.
- Niedawno opiniotwórcza gazeta "Frankfurter Allgemeine Zeitung" podzielił się swoimi wątpliwościami co do Bartosza Kownackiego, zastępcy Antoniego Macierewicza. Sam Kownacki stanowczo zaprzecza wszystkim oskarżeniom.
- Bartosz Kownacki jest prawą ręką ministra. On również jest jedną z osób, które mijały się z prawdą, żeby osłaniać kremlowskie powiązania Antoniego Macierewicza. Mówiąc o sprawie Caracali Kownacki stwierdził, że Antoni Macierewicz nie miał żadnych związków z D'Amato. Ja w swojej książce udowodniłem, że jest ich co najmniej sześć i to sięgających jeszcze lat 80. "FAZ"napisał o wyborach prezydenckich w Rosji. Bartosz Kownacki pojechał tam obserwować te wybory i twierdził, że były bardziej demokratyczne niż w Polsce. Po tym widać, jakim był obserwatorem. Chyba takim, który pomaga Putinowi wmawiać jego poddanym, że w Rosji wszystko jest w porządku. Te wybory były częściowo sfałszowane.
- Może tego nie widział?
- Obserwował je w okręgu tulskim, w pobliżu miasta Tuła razem z działaczami z Białorusi i z innych państw postsowieckich. Pojechał tam w towarzystwie Mariana Szołuchy i Andrzeja Romanka - dwóch panów związanych z Mateuszem Piskorskim (który siedzi w areszcie w związku z podejrzeniem o szpiegostwo na rzecz Rosji) i z jego "organizacją ekspercką", think tankiem ECAG (Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych). Teraz Bartosz Kownacki twierdzi, że nie pojechał do rosji z ramienia ECAG, a z Piskorskim spotkał się tam przypadkiem... ale na portalu Bydgoszcz24.pl do niedawna można było przeczytać, że Kownacki pojechał tam, by obserwować wybory w imieniu ECAG czyli organizacji Piskorskiego! Ta informacja zniknęła, ale w internecie nic nie ginie. Znaleziono jej ślady świadczące, że całkiem niedawno czyszczono internet. Pan Kownacki lub ktoś mu sprzyjający musiał czyścić sieć ze śladów jego związków z Mateuszem Piskorskim i prokremlowską organizacją ECAG. Jeszcze wczoraj wpisując w wyszukiwarkę portalu bydgoszcz24.pl wyrażenie "Europejskie Centrum Analiz", można było zobaczyć, że Bartosz Kownacki pojechał do Rosji obserwować wybory w imieniu tej organizacji. Oczywiście, zrobiłem zrzuty ekranu. Dodajmy jeszcze, że wiceprzewodniczący partii "Zmiana", Konrad Rękas. najwyraźniej pękł. Bo publicznie pyta, jak to jest, że Mateusz Piskorski siedzi w areszcie za działalność, którą uprawiał dla Antoniego Macierewicza? Przypomnę: Piskorski siedzi w związku z podejrzeniem o szpiegostwo na rzecz rosji, to jest ta działalność... Rękas najwyraźniej jest rozżalony. Nie może zrozumieć, że jeden z jego kolegów Kownacki - jest w rządzie, drugi Piskorski - w areszcie, a on sam - Rękas - w odstawce. "Wirtualna Polska" ujawniła niedawno korespondencję Rękasa z prokremlowskim profesorem Adamem Wielomskim, w której Wielomski prorokował, że kiedy w Polsce Putin wreszcie przejmie władzę, to na czele "polskiego" prokremlowskiego rządu stanie Konrad Rękas. Schlebiał tak Rękasowi... więc może trudno się dziwić, że ten ostatni nie rozumie, czemu Macierewicz jest w rządzie, a on sam nie jest co najmniej podsekretarzem stanu. To rozżalenie też należy brać w nawias - Rękas może tu grać w jakąś grę - ale przecież to wszystko powinno być bardzo dokładnie zbadane przez prokuraturę lub komisję śledczą. To Antoni Macierewicz powinien tłumaczyć się przed prokuraturą, a nie ja. Chętnie wystąpię w takiej sprawie - ale w roli świadka. Zgromadziłem na ten temat dużą wiedzę.
- Nie ma pan żadnych wątpliwości, że mógł się pan mylić lub ktoś pana wmanewrował w temat?
- Pisząc tę książkę stale miałem wątpliwości i wszystko kilkanaście razy sprawdzałem. Po mnie sprawdzali to jeszcze redaktorzy i prawnik - już wtedy, gdy publikowałem na ten temat w "Gazecie Wyborczej". Nie sądzę, że ktoś mógł mnie w coś wmanewrować, ponieważ ogromną część tych spraw znalazłem sam szukając i przesiewając internet. Rozmawiałem też z bardzo różnymi źródłami z różnych opcji politycznych. Masę podejrzeń i faktów odsiałem, kiedy nie mogłem ich potwierdzić. Z tych poszukiwań, z tego zbierania i weryfikowania faktów wyłonił się obraz układu: Macierewicz -Mogilewicz, Macierewicz - GRU. Gdyby służby miały mną sterować, to musiałyby robić to za pomocą telepatii.
- Co Jarosław Kaczyński powinien zrobić z Antonim Macierewiczem?
- Macierewicz powinien zostać natychmiast zdymisjonowany, a w każdym razie zawieszony, dopóki nie wytłumaczy się z wszystkich kremlowskich powiązań. I z tego, co od 30 lat robi Polsce.