Siostra zamordowanej Iwony Cygan: Po latach ciągle jesteśmy w rozsypce

Czytaj dalej
Fot. brak
Artur Drożdżak

Siostra zamordowanej Iwony Cygan: Po latach ciągle jesteśmy w rozsypce

Artur Drożdżak

Tą sprawą żyła cała Polska. Iwona Cygan została zamordowana 21 lat temu, w Szczucinie pod Tarnowem, w bestialski sposób. Rozmawiamy z jej siostrą, Anetą Kupiec.

13 sierpnia 1998 roku zginęła pani młodsza siostra, Iwona Cygan.

Pamiętam ten dzień. To fenomen naszego umysłu: mogę nie pamiętać tego, co było wczoraj i przedwczoraj, ale tamten dzień pozostaje niezapomniany.

Bo...

To był jedyny dzień w tym jej 17-letnim życiu, który spędziłyśmy razem i pierwszy raz, kiedy Iwona tak się otworzyła. Dużo mówiła, ale ja o nic nie dopytywałam. Może gdybym była bardziej dociekliwa, to inaczej wszystko by się skończyło. Mówiła o sprawach, które ją trapią, o znajomej Renacie, dziś oskarżonej o składanie fałszywych zeznań. Iwona tamtego dnia mówiła o tym, że musi wycofać się z tej znajomości. Nie dopytywałam, dlaczego. Ani z jakiego powodu zaproponowała - po raz pierwszy - bym z nią poszła na spotkanie z Renatą.

To była przyjaciółka Iwony od dzieciństwa?

Poznały się w szkole podstawowej przez przyjaciółkę Iwony, Olę, która z czasem została odsunięta od tej dwójki. Renata Iwonie bardzo imponowała, była dorosła jak na swój wiek. Tylko moja mama miała intuicję i mówiła, że Renata to nie jest koleżanka odpowiednia dla Iwony, ale ja jej broniłam. Bardzo często ja wychodziłam z Iwoną, kryłam ją. Rozstawałyśmy się i ona szła na spotkanie z Renatą, wracała ze mną do domu i mama niczego nie podejrzewała.

Iwona się otworzyła, a na co dzień była skryta?

Każdy inaczej ją postrzegał, ale dla mnie była skryta i łatwo ją było zmanipulować.

Taka pozostała w pamięci...

W moich wspomnieniach zachowała się też jako osoba ciepła, otoczona dziećmi. Sąsiad wspomina, że jego dzieci przychodziły do Iwony, która odrabiała z nimi lekcje i przygotowywała im kanapki do szkoły. Tak ją inni ludzie wspominają. Inaczej się zachowywała ostatni tydzień przed śmiercią. Spotkania z Renatą już nie wchodziły w grę, mówiła, że Renata coś przed nią ukrywa. Iwona nie wiedziała, co się dzieje. Już nie było ich wspólnych wyjść. Spotkania przestały być intensywne i wtedy padła ta zaskakująca prośba Iwony, bym jej towarzyszyła.

Dla porządku: pani była najstarszą z sióstr.

W tamtym czasie miałam 20 lat, Iwona 17, najmłodsza z nas, Gosia - 10. Babskie towarzystwo, nie miałyśmy brata.

Śni się pani czasem Iwona?

Już nie, ale po śmierci systematycznie mi się śniła. Skończyłam wtedy I rok studiów i chciałam z nich zrezygnować, bo nie mogłam się odnaleźć w życiu, ale mama mi nie pozwoliła. Przeniosłam się na studia zaoczne i jakoś przetrwałam. Iwona śniła mi się wówczas parę miesięcy, zawsze w spódnicy, w drewniakach, w jakich się chodzi w szpitalu. Zawsze śniła mi się bez głowy, od szyi w dół. W ostatnim śnie powiedziała, że już odchodzi i więcej nie przyjdzie. Pamiętam, że to był listopad, byłam w akademiku. To był sen jak na jawie i faktycznie od tego momentu nigdy więcej mi się nie przyśniła, ale czuję jej obecność. Jest gdzieś tutaj.

Rozmawiacie o Iwonie?

Długi czas - rok, może dwa - nie potrafiliśmy o niej mówić w domu. Iwona była tematem tabu, nie potrafiliśmy wypowiedzieć jej imienia. Odcięliśmy się od wszystkich. Dopiero po trzech, czterech latach byliśmy gotowi, by o tym porozmawiać. To było, jakby się człowiek roztrzaskał na milion kawałków. Trauma, ból nie do opisania. Minęły lata, a dalej jesteśmy w rozsypce. Zobaczyliśmy jednak, że jak mówimy o Iwonie, to jest nam lepiej. Jak nie potraktujemy jej jako osoby zmarłej, to też będzie się nam lepiej żyło. Ona ciągle jest, w moim życiu na pewno. Moje dzieci też swobodnie o niej mówią, pytają, co Iwona by zrobiła, wspólnie oglądamy jej zdjęcia. To już nie jest dla nas temat tabu.

Ale śmierć Iwony to ciągle otwarta rana?

Dziś już możemy o tym rozmawiać w rodzinie, ale to ciągle boli, pozostanie tęsknota do końca życia.

Myśli pani z perspektywy czasu, że można było uniknąć jej śmierci?

Nie wiem. Na pewno znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, przy niewłaściwej osobie. Ale zastanawiam się, czy wszystko, co się dzieje w naszym życiu, nie jest gdzieś tam już zapisane? Być może gdybym z nią wtedy poszła, to nic by się nie stało, a może stałoby się 14 sierpnia, a nie 13. To gdybanie w tym momencie. Ja nie wiem, dlaczego Iwona musiała zginąć. Wydaje mi się, że jesteśmy bliżej prawdy, ale jeszcze nie została odkryta do końca.

Czy oskarżony o zabójstwo Iwony Paweł K., ps. Młody Klapa, był znaną postacią w okolicy?

Ja go nie znałam. To był brat jej koleżanki z klasy, Agaty. Ona do nas przychodziła, a Iwona do niej. Mój tata też dobrze znał tę rodzinę K.

W jakich okolicznościach pani się dowiedziała o śmierci siostry?

Kilkanaście lat nie mogliśmy zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. W aktach było napisane, że zgłosiliśmy zaginięcie Iwony o godzinie 13. Już na samym początku tworzyli fałszywe dowody, manipulowali faktami. Ja wyszłam z Iwoną dzień wcześniej, mama wiedziała, że ona chce się spotkać z Renatą i myślała, że też będę na tym spotkaniu. Wróciłam około północy, zamknęłam drzwi i poszłam spać. Nie sprawdzałam, czy Iwona już jest. Trzasnęły drzwi i mama myślała, że jesteśmy obie, a ja ze swojej strony byłam pewna, że Iwona już jest. Już o godzinie 6 rano pojechaliśmy po Renatę, a około 9 tata zgłosił zaginięcie Iwony. Przyjechał do nas policjant, natomiast nie zostały z ich strony podjęte żadne działania poszukiwawcze. Przeraża to, że na komisariacie policji w Szczucinie już wiedzieli, że Iwona nie żyje. Wiedzieli, widzieli i spokojnie czekali, aż ktoś ją znajdzie. Zabójstwo Iwony oraz sposób działania policji przeraża, poraża, mój umysł nie jest w stanie ogarnąć tego, co się w noc z 13 na 14 sierpnia wydarzyło i co było potem. Poraża mnie bezduszność morderców i policji.

Mama nie doczekała tego, aby sprawa zaczęła się wyjaśniać.

Oddała swoje życie, by tę sprawę wyjaśnić. Dopiero po jej śmierci ktoś się sprawą Iwony naprawdę zainteresował. Był rok 2014.

Po 16 latach coś nagle drgnęło, wcześniej odbijaliście się od muru.

Zwyczajnie zamykano przed nami drzwi, łącznie z adwokatami. Do momentu, gdy pojawiło się policyjne Archiwum X i Prokuratura Krajowa w Krakowie. My nie mogliśmy się poddać zarówno ze względu na Iwonę, jak i na mamę.

Była zmowa milczenia?

To błędne określenie, bo ludzie mówili, co się stało. Nie mamy pewności, że ludzie nie zgłaszali policji w Szczucinie czy Dąbrowie Tarnowskiej tego, co wiedzą, że nie dzielili się z nimi swoją wiedzą. Ale wszystko trafiało do kosza, by nie obciążyć sprawców faktycznych. Kolejne zabójstwa, dziwne wypadki zamykały ludziom usta skutecznie przez kilkanaście lat. Nawet jak ludzie zgłaszali się do nas z wiedzą, mówili, że nie pójdą zeznawać do tarnowskiej prokuratury. Leszek W., policjant, który widział, jak wyprowadzają zmasakrowaną Iwonę z baru wraz z innym policjantem - nie podjął żadnych działań. A mógł ją uratować, mógł jej „darować życie”. Był człowiekiem, był policjantem…

Na razie tylko on został skazany w odrębnym procesie. Wyrok to 11 miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Zgodziłam się na ten wyrok, bo dobrowolnie poddał się karze. To świadczy o tym, że nie chcemy zemsty. Poprosił o wybaczenie, a my pomyśleliśmy wtedy, że może faktycznie żałuje tego, co zrobił, przemyślał to. Byliśmy po raz kolejny bardzo naiwni. Teraz zmienia relację, ale uważam, że rzeszowski sąd, który rozpatruje sprawę zabójstwa i mataczenia w sprawie przez pozostałych policjantów, dostrzeże zmianę postawy Leszka W. Przyznało się jeszcze dwóch innych policjantów, ale później odwołali zeznania. Mówili, że rano, jak przyszli na służbę, to Leszek W. już opowiadał, co się wydarzyło. Jak zaczął się proces, doszukiwaliśmy się w nich cienia skruchy, a tu nic. Do tej pory ich tupet jest porażający.

Walczą o swoje emerytury.

I o nic więcej. Za to „Młodemu Klapie” ciągle się chyba wydaje, że to zabawa i że nie może tak być, że on się podłoży za wszystkich. Z uwagi na liczne powiązania rodzinne oskarżonych z sądem w Tarnowie, proces nie mógł tam się odbyć, został przeniesiony do Rzeszowa. Oczywiście, że były obawy, w końcu tyle razy zawiedliśmy się na organach państwa, ale nic nie mogę zarzucić tamtejszemu sądowi. Dysproporcja jest ogromna, ale nam to już nie przeszkadza. Po naszej stronie jest prawda, która - jak mawia nasz pełnomocnik - zawsze się obroni. Proces jest jawny, ale dziennikarze nie mogą pisać, co się dzieje na sali sądowej.

Jest drugie dno tej sprawy?

Jest mowa o prostytucji, narkotykach, o ochronie lokalu. Policjanci z bandytami mieli swoją sieć pajęczych powiązań i to się wyłania. Padają nazwiska prominentnych polityków. Myślę, że oskarżeni muszą kryć tych, którzy im pomagali. Śmierć Iwony to początek ciągu tragedii, wszystko się z nią łączy.

Jakiej kary będzie pani żądać jako oskarżyciel posiłkowy?

Żadna kara nie będzie adekwatna do bólu Iwony i naszego. Nie ma sprawiedliwej kary za takie przestępstwa, za takie cierpienia, za taką zbrodnię. Nie jesteśmy nawet w połowie drogi, skończyło się dopiero przesłuchiwanie rodziny Leszka W. Może zeznaje jedenasty świadek, w aresztach pozostają główni oskarżeni. Byli policjanci oraz Renata G.-D. odpowiadają z wolnej stopy.

Dlaczego Iwona zginęła?

Jedna z wersji mówi, że to chęć gwałtu popchnęła sprawców do bestialskiego zabójstwa. Jedno wiem na pewno - zło istnieje naprawdę.

Co dziś Iwona by robiła? Dom, kredyt, dzieci?

Miałaby 38 lat, kilka psów, swoje dzieci i pewnie byłaby przedszkolanką, to było jej marzenie. Iwona była cudownym, wartościowym człowiekiem, któremu przerwano życie…

Rozmawiał Artur Drożdżak

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.