Siłacze. Na swoich barkach dźwigają raka [zdjęcia]
Spotkali się w sali do crossfitu - umięśnieni faceci i dzieciaki - raki. Chcą razem dźwignąć tę pomoc. W Grudziądzu powstaje niezwykły kalendarz z dziećmi w towarzystwie siłaczy. To akcja charytatywna.
Ile czasu potrzebuje siłacz aby wyrzeźbić swoją sylwetkę? To może być rok, może dwa lub kilka lat intensywnej pracy. Tyle samo może trwać walka dziecka z chorobą nowotworową. Czasem rok, czasem dwa.
Ale czasem... do końca życia.
Skąd to porównanie? W Grudziądzu na siłowni spotkali się siłacze i dzieci z naszego regionu, które zmagają z nowotworem lub pokonały już tę straszną chorobę. Razem wzięli udział w niezwykłej sesji fotograficznej. Ich wspólne zdjęcia będą elementem przygotowywanego kalendarza charytatywnego.
- Chcemy na 12 kartach pokazać drobne dzieci i potężnych sportowców. I dać odbiorcy do zrozumienia, jak wielkie ciężary dźwigają nasze maluchy. O wiele większe niż te, z którymi na co dzień ćwiczą siłacze - mówią organizatorki Izabela Szynicka, Izabela Hirsch-Lewandowska i Agnieszka Szydłowska z fundacji Pomimo Wszystko i Stowarzyszenia Nowe Różowe Okulary.
Trening, podnoszenie najcięższych sztang, ścisła dieta i wyrzeczenia to przysłowiowy „pikuś” w porównaniu do tego, co przechodzi chore dziecko. W nich drzemie naprawdę potężna siła. Większa niż w najsilniejszym sportowcu
Kalendarz będzie sprzedawany w naszym regionie, a dochód z niego zostanie przeznaczony na kilkudniowy, letni wyjazd dla dzieci chorych na nowotwory wraz z rodzicami, podczas którego odbędą się m.in. warsztaty wspierające zarówno dzieci, jak i ich rodziców.
- Chodzi o to, aby wesprzeć dobrym słowem, zabawą nie tylko dzieci, ale także ich rodziców. Dodać im energii i nauczyć ich radzić sobie w trudnych chwilach. Bo kiedy rodzic jest pełen energii i zapału, aby stawić czoła przeciwnościom, dziecko także nabiera wiary w siebie i ma więcej siły do walki z chorobą - przekonuje Izabela Szynicka. Wie, co mówi i opiera to na własnym doświadczeniu. Sama od wielu lat walczy o zdrowie swojego synka Adasia.
To kalendarz dla chorych przyjaciół
Wśród dzieci biegających po hali klubu crossfitowego, który włączył się w akcję, jest Adaś, syn Izy. To szalony 10-latek, wszędzie go pełno, aż kipi energią. Wydaje się po prostu niemożliwe, żeby był chory. A jednak.
- To nerwiakowłókniakowatość typu 1, w skrócie NF1. Choroba przebiega tak, że w jego organizmie pojawiają się coraz to nowe guzy. Jeden się zmniejsza, pojawia się drugi. Był w głowie, teraz jest kilka w kręgosłupie - mówi Iza Szynicka. - Swoje życie musieliśmy dostosować do tej choroby, ale najważniejsze dla nas jest to, żeby się nie poddawać i nie podporządkowywać jej całkowicie.
W takich sytuacjach ważne jest podejście rodziców. Nie mogą się załamywać i zaniedbywać siebie. Bo dziecko, które widzi energiczną mamę, samo ma więcej siły.
Adasiowi na pewno jej nie brakuje. Tak samo jak śmiałości.
Sportowcy są dla nich wzorem do naśladowania
- A ze mną nie przeprowadzi pan wywiadu? Też chętnie odpowiem na każde pytanie - zagaduje sam reportera „Pomorskiej”. - Interesuje się piłką nożną, a ostatnio także koszykówką. W Warszawie spotkałem Roberta Lewandowskiego i trenera Adama Nawałkę. Sportowcy są dla mnie wzorem do naśladowania. Ci którzy tutaj ćwiczą na tej sali także. Mają w sobie dużo energii. Tak jak moja mama. Kocham ją! Pomaga mi i wielu innym osobom.
Do sesji fotograficznej przygotowuje się 7-letnia Marysia Narkiewicz z Bydgoszczy. Siada przed lustrem, poprawia włosy. Zależy jej na tym, aby dobrze wypaść. W ubiegłym roku zaatakował ją mięsak w lewym oczodole. Od tego czasu przeszła 9 bloków chemii i 25 naświetleń radioterapii.
- Bardzo cierpiała. Bardzo. Ale jest odważna. Przeszliśmy razem sporo kryzysów i za każdym razem ona odradza się jak feniks do walki z chorobą - mówi jej mama Ewelina Komasińska.
Po sali crossfitowców biega także Filip Słupkowski. Kilka lat temu przeszedł przeszczep szpiku kostnego.
- Mama mówiła, że chce pan ze mną rozmawiać o chorobie. Ale ja już nic nie pamiętam. Nic, a nic! Tylko tyle, że mama się mną opiekowała i walczyła o moje zdrowie - mówi 7-latek pociągając energicznie za drążek przymocowany do ciężarów. - Tyle jest tu fajnych rzeczy! W domu też mam swój ciężarek. A poza tym trenuję judo.
Trudno uwierzyć, że jeszcze w 2011 roku jego życie wisiało na włosku. Potrzebował dawcy szpiku kostnego. Udało się go odnaleźć w ostatniej chwili i dziś jest w pełni sił. Tak jak Oliwia Kownacka, 16-latka z Piły.
- Moja choroba trwała od jesieni 2014 roku. Długo pozostawała w ukryciu, dając o sobie znać poprzez swędzenie skóry i tworzące się rany - mówi dziewczyna. W bydgoskim szpitalu im. Jurasza zdiagnozowano chłoniaka Hodgkina IV stopnia. Nowotwór złośliwy. Przeszła chemio- i radioterapię.
- W lutym wykonano badania na zakończenie leczenia i wyniki były bardzo dobre, pokonałam chorobę! - cieszy się Oliwia. Czas, który spędziła na oddziale onkologicznym, na zawsze pozostanie w jej pamięci. - Tworzyliśmy tam jedną wielką rodzinę! Szczerze bardzo lubiłam tam przyjeżdżać... Do teraz zawsze gdy jestem w poradni, idę tam odwiedzić znajomych. Mam wielu przyjaciół, z którymi jestem w kontakcie.
I właśnie przez znajomych Oliwia trafiła na sesję do Grudziądza: - Mam nadzieję, że biorąc udział w tej akcji, pomogę innym chorującym dziecinom. Sama przeżyłam wiele złego i chce pomagać innym. Na oddziale siłę właśnie dawały mi małe dzieciaczki. Powtarzałam sobie, że jeśli one dają radę - to co to dla mnie.
Ich walka nie zawsze kończy się happy endem
Tak bardzo chciałoby się, aby wszystkie historie dzieci ciężko chorych kończyły się szczęśliwie. Tak bardzo...
Bartek Szydłowski też uczestniczył w sesji. Nie było go widać, ale z pewnością był obecny duchem przy swojej mamie Agnieszce. Prawie dokładnie rok temu - 16 listopada - młody grudziądzanin przegrał walkę z rakiem. A może jednak nie przegrał? Może jego cierpienie było jednak zwycięstwem? Bo dziś jego mama działa charytatywnie i pomaga innym dzieciom, tak jak kiedyś pomagała synkowi.
- Myślę sobie: co by tu jeszcze można by było zrobić dla ciebie, Bartek? Wprawdzie on mi już nic nie powie, ale pomysły w mojej głowie rodzą się przy jego udziale, to on po cichutku wkrada się do serca, głowy i szepcze, co zrobić - mówi Agnieszka Szydłowska, która wpadła na pomysł stworzenia kalendarza. - Kiedy byliśmy w szpitalu, zobaczyłam ogrom cierpienia tych dzieci i to był bodziec już wtedy do tego żeby działać. Poznałam na oddziale w Bydgoszczy wspaniałych rodziców dzieci, które dziś już zdrowieją, ale i takich które odeszły. Wspieramy się cały czas, mamy ze sobą kontakt, odwiedzamy się, bardzo się zaprzyjaźniliśmy i tak jest do dziś.
Nie zostawiajmy chorych dzieci i ich rodziców bez pomocy.
- Wsparcie jest ciągle potrzebne, nie tylko dobre słowo gest, przytulenie - dodaje Agnieszka.
Nie tylko kliknięcie w „lubię to” na Facebooku. Dzieciom i ich rodzicom potrzebne są także środki finansowe.
Wydanie kalendarza wsparł już darowizną m. in. zakład pracy Agnieszki. Są też inni sponsorzy. Chętni mogą się zgłaszać do Izabeli Szynickiej i fundacji Pomimo Wszystko. Dane można łatwo znależć w internecie. Można też wpłacić datek na konto: Fundacja Pomimo Wszystko ul. Mieszka I 7D, 86-300 Grudziądz, nr rachunku: 04 1140 2004 0000 3702 7648 6420 (mBank).
- Mamy już zamówienia na 300 egzemplarzy kalendarza! Zostanie wydrukowany przed świętami, a kupić będzie go można na stronie naszej fundacji Pomimo Wszystko oraz m.in. w klubach crossfitowych w Bydgoszczy, Toruniu i Grudziądzu. Dziękujemy wszystkim za pomoc! - cieszy się Izabela Szynicka.