Sięgnęliśmy do źródła energii Słońca - i co?
Jednym z najważniejszych problemów ludzkości jest rosnący głód energii. Nasza cywilizacja bazuje na tym, że różne maszyny pracują dla nas napędzane jakąś formą energii. Czasem jest to prąd, czasem benzyna albo gaz. Bez energii nie ma pojazdów, przemysłu, światła na ulicach ani ciepła w domach.
Tymczasem coraz trudniej jest zaspokoić apetyty energetyczne ludzkości. Spalanie węgla i innych surowców energetycznych prowadzi do wyczerpania ich zasobów oraz niszczy środowisko. Energetyka jądrowa uznana została za niebezpieczną. Wiatraki, ogniwa solarne i biopaliwa nie są w stanie zaspokoić potrzeb. Co nam pozostaje?
Wzorowanie się na Słońcu!
Nasza gwiazda ogrzewa i oświetla Ziemię od milionów lat i będzie to robiła przez kolejne miliony lat, czerpiąc energię z reakcji przemiany wodoru w hel. Ta reakcja termojądrowa zasila wszystkie gwiazdy w Kosmosie. Jej opanowanie mogłoby zaspokoić potrzeby energetyczne ludzkości na całe tysiąclecia!
Początki były obiecujące. Reakcja zachodząca w jądrze Słońca została odtworzona przez inżynierów w połowie XX wieku i dostarczyła najpotężniejszych źródeł energii, jakimi kiedykolwiek dysponowali ludzie.
Niestety - energii niszczycielskiej w postaci tak zwanych bomb wodorowych.
W okresie wyścigu zbrojeń Amerykanie i Rosjanie „licytowali się” na coraz potężniejsze eksplozje termojądrowe. Zaczęli Amerykanie 01.11.1952 eksplozją na atolu Enewetak. Ich bomba miała siłę 10 megaton (milionów ton trotylu), czyli była 700 razy mocniejsza niż ta, która zniszczyła Hiroszimę. Potem ogniste kule wybuchów jądrowych rozkwitały to po jednej stronie „żelaznej kurtyny”, to po drugiej, coraz większe, coraz bardziej niebezpieczne. Aż 30.10.1961 nad arktyczną wyspą Nowa Ziemia wybuchła rosyjska bomba AN 602.
Był to najpotężniejszy wybuch w historii ludzkości. Bomba ta mogła wybuchnąć z siłą 150 megaton, ale naukowcy i politycy przerazili się skali możliwego kataklizmu i eksplozja miała siłę 58 megaton. Pomimo zmniejszenia siły ładunku, kilka skalistych wysepek po prostu wyparowało. Błysk był widoczny z odległości 900 km, a promieniowanie cieplne potrafiło spowodować oparzenia trzeciego stopnia w odległości 100 km. Gdyby taką bombę zrzucono na Paryż, zniknęłoby nie tylko całe miasto, ale także wszelkie zabudowania w promieniu 35 km od niego. Oszacowano, że energia tej jednej bomby była dziesięciokrotnie większa, niż łączna energia wszystkich broni użytych podczas II wojny światowej!
Nikt nigdy więcej nie ośmielił się rozpętać równie wielkiego kataklizmu, choć wyścig zbro-jeń trwał jeszcze blisko 30 lat.
Jak widać, ludzie sięgnęli już po energię zasilającą nasze Słońce, ale użyli jej do destrukcji.
O tym, jak nauka próbuje wykorzystać energię termojądrową pokojowo, opowiem Państwu za tydzień.