Rodzina, parlamentarzyści, koledzy i przyjaciele uczcili pamięć kołobrzeskiego posła PO, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Na jego grobie złożono wiązanki od prezydenta i premier RP.
W poniedziałek, o godz. 8.41, przy grobie Sebastiana Karpiniuka na kołobrzeskim cmentarzu spotkali się przedstawiciele władz z wicewojewodą Markiem Suboczem na czele, parlamentarzyści, koledzy, przyjaciele i oczywiście rodzina kołobrzeskiego posła PO, który 10 kwietnia 2010 r. zginął w katastrofie prezydenckiego Tupolewa, podczas lotu na uroczystości związane z obchodami rocznicy zbrodni katyńskiej.
Po raz pierwszy przy grobie Sebastiana Karpiniuka nie było jego ojca, Marka, który zmarł nagle w maju ubiegłego roku.
Sebastian Karpiniuk zginął w wieku 37 lat. Był najmłodszym parlementarzystą, który 10 kwietnia znalazł się na pokładzie prezydenckiego samolotu. Skończył prawo na Uniwersytecie Gdańskim. Konsekwentnie piął się po szczeblach samorządowej, a potem parlamentarnej kariery. W 1997 r. został rzecznikiem prezydenta Kołobrzegu, Henryka Bieńkowskiego.
Rok później wszedł do Rady Miejskiej. W kolejnej kadencji był już jej przewodniczącym. Działał najpierw w Kongresie Liberalno - Demokratycznym, potem w Unii Wolności. W 2001 r. został członkiem PO. Z czasem stał się jej szefem w województwie. W 2004 r. był wiceprezydentem. Rok później dostał się do sejmu.
W 2007 r. znów został posłem. Był sekretarzem klubu parlamentarnego PO. Także członkiem komisji śledczej w sprawie nacisków na służby specjalne i wymiar sprawiedliwości. Po śmierci otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Kołobrzegu. Jego imię nosi kołobrzeski stadion piłkarski. Był wielkim wielbicielem sportu. W poniedziałek na jego grobie kibice kołobrzeskiej Kotwicy zawiesili klubowy szalik.
Wiązanki kwiatów (także te od prezydenta RP Andrzeja Dudy i premier rządu Beaty Szydło ) składali oficjele z wicewojewodą zachodniopomorskim na czele, także koledzy z Platformy Obywatelskiej (wśród nich poseł Stanisław Gawłowski, poseł Sławomir Nitras, senator Grażyna Anna Sztark, prezydent Kołobrzegu Janusz Gromek).
Prezydent na pytanie o wspomnienie posła odpowiedział tak: - To nie jest tak, że ciągle żyję tą katastrofą. Ale myśli wracają do Sebastiana. Kiedy się pojawiam tu, przy jego grobie, a bywam tu również wtedy, gdy odwiedzam grób rodziców, patrzę na jego zdjęcie i wtedy wszystko wraca. Spotkaliśmy się u mnie w domu w piątek, tydzień przed katastrofą, potem leciał do Warszawy.
Siedzieliśmy u nas w domu i biesiadowaliśmy przy świątecznych potrawach przygotowanych przez żonę. Pamiętam dobrze to ostatnie spotkanie i pierwszą informację w mediach o katastrofie. To był młody człowiek, bardzo pracowity, skrupulatny, inteligentny, świetny samorządowiec, potem polityk, który mimo wieku wypracował sobie już bardzo dobrą pozycję. Kariera polityczna stała przed nim otworem. Potrafił pracować w nocy, a rano prezentował się nienagannie na nagraniu w telewizji, w Warszawie.
Tą swoja pracowitością zarażał i nas. Zdążył naprawdę dużo zrobić dla tego miasta. Kołobrzeg i kołobrzeżanie mają mu wiele do zawdzięczenia.
Artur Mackiewicz, były starosta kołobrzeski, członek PO i przyjaciel Sebastiana Karpiniuka, w 2010 r. odbierał ciało z jego trumną. Na pytanie o pierwsze skojarzenie, gdy pada nazwisko Karpiniuk, zaskakuje: - Białogard, impreza charytatywna i jego śpiew z zespołem Boys „Jesteś szalona” - mówi z uśmiechem.
- Miał poczucie humoru, potrafił się wyluzować, bawić. Artur Mackiewicz w pierwszą i piątą rocznicę był z grupą kolegów i przyjaciół posła na miejscu katastrofy w Smoleńsku.
- Gdy byliśmy tam po raz pierwszy, na miejscu katastrofy, potem w pobliże wraku, towarzyszyli nam funkcjonariusze BOR-u. Padał śnieg z deszczem. Było zimno. Mgliście. I nagle, w jednej chwili, rozbłysło intensywne słońce. Ci BOR-owcy, którzy rok wcześniej byli w Katyniu, powiedzieli nam, że wtedy, w dniu katastrofy, było dokładnie tak samo. Fatalna pogoda, a potem nagle zrobiło się pięknie. Pomyślałem wtedy, jak pewnie wszyscy tam zebrani, że gdyby tylko troszkę poczekali z lądowaniem, nie doszłoby do tragedii.
Tam, na miejscu katastrofy, na uroczystościach, zawsze była grupka młodzieży, pewnie jakaś klasa, czy dwie klasy, którą sprowadzono w ramach obowiązku szkolnego. Ale przychodzili też zwykli ludzie, w odruchu serca, nawet jakieś strarsze, skromnie wyglądające panie w chusteczkach na głowie, z kwiatkiem w dłoni. Podchodziły i mówiły jak bardzo nam, Polakom, współczują, że spotkała nas tak wielka tragedia.