Sieć to nie tradycyjny album, z którego zawsze można wyjąć zdjęcie
Tata, który zamieścił niestosowne zdjęcie nieletniego syna na portalu społecznościowym, złamał prawo. Tak uznał sąd. Parental trolling jest odłamem cyberprzemocy, w którym rodzice krzywdzą dzieci. Socjolodzy podkreślają, że w epoce społeczeństwa cyfrowego tracimy umiar!
Rozebrane, na nocniku, na plaży, w dziwnych pozach, o dziwacznych minach. Takie zdjęcia małych dzieci znaleźć można na portalach społecznościowych. Wrzucają je rodzice, w jakiś sposób ośmieszają, zostawiają w sieci ślad, który może też skrzywdzić w przyszłości... Zjawisko parental trollingu opanowało właśnie internet.
Chcemy się chwalić, ale... przekraczamy granice. Kilkanaście dni temu zapadł wyrok w tej sprawie. Pierwszy taki w Polsce. Sąd uznał, że ojciec, który zamieścił kompromitujące zdjęcie syna, złamał prawo.
- To krok w dobrą stronę. Użytkownicy mediów cyfrowych, urządzeń mobilnych, mediów społecznościowych bardzo często nie znają umiaru w prezentowaniu treści. To jeden z charakterystycznych atrybutów społeczeństwa cyfrowego: totalnie rozmyta, mocno zindywidualizowana granica między tym, co publiczne, a tym, co prywatne
- mówi doktor Maciej Dębski, socjolog.
„Opowiadamy” w sieci o swoim życiu, o życiu swoich dzieci w sposób bardzo wyczerpujący, nawet ekshibicjonistyczny. Wynika to głównie z chęci podzielenia się, że nasze dzieci są piękne, cudowne, mądre, że z nimi spędzamy czas.
- Ale w tym przypadku, o którym rozmawiamy, granica została przesunięta do skrajności. Takie sytuacje powinny być karane - podkreśla stanowczo Maciej Dębski.
Czy zatem dobrą zasadą umieszczania zdjęć dzieci w internecie jest zapytanie samego siebie, czy chcielibyśmy się znaleźć w takiej sytuacji? Czy może portale całkowicie powinny zakazać publikowania fotek nieletnich?
- Nie jestem zwolennikiem stosowania restrykcyjnych zasad, np. bezwzględny zakaz umieszczania zdjęć osób nieletnich na różnego rodzaju portalach społecznościowych. Przypominam, że konto na Facebooku może założyć 13-latek. Oczywiście wiemy, że konta na portalach społecznościowych mają już dzieci w wieku 6, 7 czy 8 lat.
Tutaj raczej chodzi o wzmożoną edukację dzieci, ale również rodziców w zakresie właśnie stawiania jasnych granic tego, co mogą ujrzeć inni, a co powinniśmy zachować dla samych siebie - dodaje Dębski.
Badania prowadzone przez FUNDACJĘ DBAM O MÓJ Z@SIĘG wskazują, że w 60 proc. polskich domów (to jest opinia uczniów między 12. a 18. rokiem życia) nie istnieją żadne zasady korzystania z telefonu i internetu w domu, a 35 procent rodziców NIGDY nie rozmawiała ze swoimi dziećmi o negatywnych stronach korzystania ze smartfonów i internetu.
- W wielu miejscach możemy powiedzieć, że dzisiaj dziecko, młoda osoba wchodzi w świat mediów cyfrowych sama, a rodzice często ograniczają swoją rolę do zakupu smartofna i opłacania rachunków za jego używanie. Ale ja nigdy nie zapomnę szkolenia z zakresu sextingu - przesyłania nagich zdjęć bądź materiałów wideo przez internet. Po skończonych zajęciach podchodzi do mnie uczennica 3 klasy gimnazjum i pokazuje mi roznegliżowane zdjęcie, które jej mama wrzuciła na jeden z portali społecznościowych - opowiada doktor Dębski.
Rodzice na wojennej ścieżce, czyli rozwód
Paweł Filipiak jest adwokatem, zajmuje się m.in. prawem rodzinnym.
- Dla mnie angażowanie prawa karnego do rozstrzygania spraw rodzinnych powinno być ultima ratio
- mówi Paweł Filipiak i dodaje, że czasem trzeba użyć armat, ale skutki społeczne takiej sprawy dla ojca, matki, dziecka są niewspółmierne do użytych środków.
Wyrok skazujący ojca za zamieszczenie niestosownego zdjęcia na portalu wydany został kilka lat po tym, kiedy to zdjęcie zostało opublikowane. Rodzice byli w trakcie rozwodu.
- Jeżeli ojcu przysługiwała pełna władza rodzicielska, to nie miał konieczności uzyskiwania zgody od matki na umieszczenie fotografii, lecz w przypadku sprzeciwu ze strony matki powinien taki wizerunek usunąć - tłumaczy Paweł Filipiak.
Ojciec nie zareagował jednak na sprzeciw matki. Dlatego sprawa trafiła do sądu.
Stare albumy z pustymi miejscami
W starych albumach znaleźć można mnóstwo zdjęć małych golasków leżących lub siedzących na pięknych skórach. To była wręcz tradycja, by fotografować w takich pozach dzieci. I panowało wówczas przekonanie, że im tłuściejszy maluszek, tym szczęśliwszy. Dziś internet zastąpił miejsce tradycyjnych albumów.
- Ale albumy przeglądano raczej w gronie rodziny i znajomych, a zdjęcia zawsze można było, gdy przychodził okres wstydu u dziecka, chwilowo lub trwale usunąć
- zauważa Bogumiła Zboralska- Słupińska, psycholog. - Umieszczenie zdjęć golasków czy zabawnych lub dziwnych dziecięcych przebierańców
w rodzinnym albumie, z którego zawsze można je wyjąć, to zupełnie co innego niż umieszczenie ich w sieci. Zapominamy, że internet nie zapomina.
Dla wielu współczesnych rodziców dziecko jest tym piękniejsze, im więcej osób je zobaczy i to potwierdzi. Niesamowicie silna staje się więc potrzeba pokazania, ekspozycji i uznania społecznego.
- Czasami wydaje mi się, jakby stara hierarchia potrzeb według Abrahama Maslowa, już się zdezaktualizowała i teraz, tuż po potrzebach fizjologicznych, znajdowała się potrzeba uznania społecznego. Jakby dopiero to uznanie w oczach innych warunkowało samoakceptację i dawało poczucie bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że się mylę i jest to tylko chwilowa moda, wynikająca z zafascynowania wielkimi możliwościami internetu - mówi psycholog.
Bogumiła Zboralska-Słupińska obawia się też, że wielu rodziców traktuje portale społecznościowe jak wygodny rodzinny album i tylko z niewiedzy lub lenistwa zapominają zaznaczyć, do jakiej grupy odbiorców jest on przeznaczony. Bo przecież to poszerzenie grona odbiorców zdjęć zwiększa ryzyko niewłaściwego ich odczytania i wykorzystania.
Nie wszyscy odbiorcy poprzestaną na krytyce. Zdjęcia mogą być wykorzystane przez pedofilów czy przestępców internetowych. Wraz z wiekiem dziecka rośnie krytycyzm w stosunku do siebie i innych. To, co podobało się rodzicom, niekoniecznie zyska akceptację młodego człowieka czy później jego szkolnych kolegów. Nie tylko przestępcy internetowi, ale bywa, że i młodzi ludzie, rówieśnicy, potrafią być okrutni. Ośmieszanie może być zabójcze.
- Mama, która wrzuca do sieci wspomnienie swojego maluszka, na przykład w pieluszce przy okazji nastoletnich urodzin, powinna zdawać sobie sprawę, że dorastająca dziewczyna może stać się obiektem krytyki i szyderstwa ze strony rówieśników
- podkreśla Bogumiła Zboralska-Słupińska. - Wciąż nie traktowałabym rodziców jako oprawców, którzy chcą skrzywdzić dziecko, ale raczej jako osoby o niespełnionych marzeniach o popularności, o silnej potrzebie zaistnienia, które na przykład leczą w ten sposób swoje kompleksy.
Kompleksem Herostratesa nazywa się w psychologii postawę człowieka dążącego za wszelką cenę do osiągnięcia sławy, nawet za cenę przestępstwa. A parental trolling to już przestępstwo. A zatem traktowanie dziecka jako sposobu do osiągnięcia czegoś, to przedmiotowe traktowanie dziecka, a to oznacza często tresurę, a nie wychowanie, a już na pewno zakłócenie prawidłowych relacji rodzic - dziecko.
- Takie przedmiotowe traktowanie dziecka to skupianie się na wizerunku, popularności, a nie uwzględnianie jego potrzeb, cech, opinii, to jest już porażka procesu wychowawczego
- mówi psycholog.
Zboralska-Słupińska tak samo jak dr Dębski zwraca uwagę na edukację i podkreśla, że zbyt mało jest akcji uświadamiających niebezpieczeństwa czyhające w sieci. A to sprawia, że część rodziców w ogóle nie uznaje swoich działań za błędne.