Sezon już przed nami
Sierpień przynosi zwykle polityczny zastój, nawet wtedy, gdy nadal dużo się dzieje. Natomiast przełom sierpnia i września zapowiada polityczne ożywienie, które oznacza początek nowego sezonu politycznego. Chociaż nie rozwiało się widmo rozszerzenia się wojny na Ukrainie na inne państwa, to zainteresowanie wydarzeniami na froncie znacznie zmalało, tym bardziej, że wojna zaczyna przyjmować charakter wojny pozycyjnej.
Inflacja zatrzymała się w miejscu i nikt nie potrafi przewidzieć jak szybko nastąpi jej odwrót, a co za tym idzie stopniowe obniżanie cen. Pandemia zaatakowała w sierpniu, ale mało kto się tym przejmuje, a ponadto choroba ma najczęściej łagodny przebieg. Opinię publiczną absorbowała katastrofa ekologiczna na Odrze, a przy tej okazji opozycja, zwłaszcza Platforma, popełniła kolejne harakiri, z uporem bredząc o skażeniu rtęcią i odpowiedzialnością rządu za zanieczyszczenie rzeki i śmierć ryb.
Tusk miotający się od wpadki do wpadki (ostatnia, że chciałby wrócić do władzy, ale nie wyobraża sobie ciężkiej pracy w Sejmie) także dał się nabrać na rzekomo sprawdzone, bo niemieckie, a więc pewne, informacje o rtęci w Odrze. Nagadał głupstw, ale nie zamierza się z nich tłumaczyć, zresztą nikt poważny tego od niego nie oczekuje. Natomiast najwierniejszy elektorat Platformy, nadal wbrew faktom, wierzy w strategię zaostrzania podziałów, agresywnych zachowań, inwektyw i powtarzanych do znudzenia kłamstw. Ta strategia, według Tuska, ma doprowadzić do wzrostu sondaży dla Platformy, utworzenia jednej opozycyjnej listy w wyborach i wreszcie wymarzonego zwycięstwa.
A jednak schyłek lata przynosi coraz liczniejsze pogłoski, że w Platformie, wciąż uwięzionej na poziomie dwudziestu kilku procent poparcia, coraz częściej i śmielej mówi się o tym, że z Tuskiem na czele o żadnym zwycięstwie nie może być mowy. Wprawdzie słabnący Hołownia jest coraz bardziej skłonny do współpracy, a Lewica coraz wyraźniej widzi odpływ swoich zwolenników do innych partii i też już tak stanowczo nie odmawia, to perspektywa „jednolitego frontu” nie jest bynajmniej pewna. Tym bardziej, że wciąż słyszy się o powołaniu nowej partii, które ma uratować „liberalną demokrację” i przybliżyć powrót do władzy tych, którym się to rzekomo należy. Wszystko wskazuje na to, że jesienią taką próbę będziemy obserwować.
Jest jeszcze rok do wyborów, a więc dość czasu na wypromowanie nowego szyldu i nowych liderów, a nawet na zbudowanie struktur w terenie. Oczywiście w większości będą to osoby, które już były w Unii Wolności, w Platformie, u Palikota albo u Petru, a teraz rozglądają się za nowym pomysłem. Nowych zwolenników taka Platforma-bis raczej nie przyciągnie, ale zaspokoi ambicje tych, którzy dziś są pomijani przez Tuska.