Dzięki temu, że grała bardzo miłe, pozytywne bohaterki, w warzywniaku dostaje najładniejsze jabłka. Joanna Brodzik w Koszalinie opowiadała o kulisach pracy na scenie i przed kamerą, o popularności i o ukochanej babci.
Joanna Brodzik stanęła przed kamerą Zuzanny Kernbach w filmie „Synchronizacja” Anny Kasińskiej. Ten 19-minutowy obraz fabularny bierze udział w Konkursie Krótkometrażowych Debiutów Filmowych trwającego właśnie 38. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”. Jego akcja dzieje się w 2084 roku. Mężczyźni są bliscy wyginięcia. W starej willi żyją cztery kobiety. Pragną zostać matkami i czekają na spotkanie z mężczyzną. Nadchodzi upragniony dzień, „dawca” pojawia się na uroczystej kolacji i nieoczekiwanie ulega wypadkowi...
- Na udziale w filmie i tym samym obecności w Koszalinie zaważył mój ulubiony grzech, czyli próżność. Reżyserka Anna Kasińska zatelefonowała do mnie i powiedziała, że pisząc tę historię myślała o mnie. Cóż, takim propozycjom się nie odmawia! - opisywała aktorka podczas spotkania z widzami w klubie festiwalowym w Teatrze Variete Muza. - Bardzo zainteresowała mnie spójna wizja Ani, to, z jaką determinacją dążyła do realizacji projektu. Czułam się zaszczycona, że mogę z nią współpracować, bo to ważny i mądry film, mimo że krótki.
Film jest bardzo kobiecy, zarówno pod względem obsady, jak i zespołu realizacyjnego, zdominowanych przez płeć piękną. Niesie też feministyczne przesłanie. - Żyjemy w czasach, w których stary porządek i stary paradygmat przestają mieć rację bytu i wszyscy - kobiety i mężczyźni - musimy sobie zadać pytanie, jak ten świat urządzić dla naszych dzieci, by wzrastały w poczuciu swej równości i wzajemnym szacunku. Film jest ważnym głosem w tej sprawie - zaakcentowała Joanna Brodzik.
Ukochana babcia
Aktorka bardzo lubi opowiadać o swoim dzieciństwie. Ta opowieść to jednocześnie opowieść o wyjątkowej kobiecie - ukochanej babci. - Choć zajmowała się tysiącem rzeczy, trzymała w ręku wszystkie sznurki i spinała całą naszą rzeczywistość, zawsze miała dla mnie czas. Nauczyła mnie, jak ważne jest używanie wyobraźni. Babcia powtarzała, że niezależnie od tego, co będę robić, jeśli będę potrafiła marzyć i będę pracowicie dążyła do realizacji marzenia, to będę mogła wszystko. Wyposażyła mnie też w mnóstwo mądrości, takich jak: „świat jest mały, nie bądź świnią”, czy „psy szczekają, a karawana jedzie dalej”. One są jak takie karteczki, które można wyciągnąć i przeczytać na pokrzepienie. Odpalają mi się w momentach, kiedy potrzebuję pomocy i odpowiedzi. Babcia była moim guru!
Aktorstwo - moja droga
- Jeśli chodzi o moje początki, to jestem „klasyczna”. Konkursy recytatorskie i obszar aktywności teatralnej zawsze był mi bliski, niemniej do szkoły teatralnej trafiłam z trochę innego klucza - wspominała aktorka. - Przez większość liceum w ramach wolontariatu pracowałam w grupie parateatralnej, która zajmowała się niesieniem pomocy poprzez dramę i wchodzenie w interakcję z grupami zagrożonymi wykluczeniem. Poważnie myślałam o rozwijaniu tego działania na wydziale psychologii. Szkoła teatralna to był po prostu moment w dziewiętnastoletnim życiu. Chciałam, by to się zadziało, bym wracając do wspomnień z tego czasu nie żałowała nigdy, że nie spróbowałam iść tą drogą - opowiadała.
Po zdobyciu wysokiego miejsca na olimpiadzie z literatury i języka polskiego Joanna Brodzik mogła wybrać dowolny kierunek na uczelni humanistycznej - zdecydowała się zdawać do akademii teatralnej. - Jednak ten moment, kiedy poczułam, że jestem na właściwej drodze, nastąpił zdecydowanie później - przyznała. - Po wielu latach zmagania się z brakiem propozycji, wątpliwościami dotyczącymi mojego potencjału, zaczęłam pracować nad serialem „Kasia i Tomek”. Pierwszego dnia zdjęciowego przytłoczyła mnie ilość rzeczy do zrobienia i sama forma produkcji. Bałam się, że ktoś się na mnie zawiedzie. W przerwie obiadowej usiadłam na ławce i zalałam się wielkimi jak groch łzami. Przyszedł do mnie Jurek Bogajewicz, reżyser projektu. Powiedział: Joasia, jesteś jedyną osobą na planecie, która może to zrobić i zrobisz to najlepiej. Pomyślałam, że skoro on jest tak o tym przekonany, to może właśnie jestem na właściwej drodze.
O granych postaciach
Aktorka zdradziła, że role serialowe, z którymi siłą rzeczy wiąże się na dłużej, wybiera tak, by były mniej więcej tożsame z miejscem, w którym sama jest w życiu. - Wtedy mogę dać postaci dużo ze swojej autentyczności. Na przykład postać Małgosi z „Domu nad rozlewiskiem” zbiegła się z momentem, w którym potrzebowałam się na nowo dookreślić - jako kobieta, nie jako dziewczyna. Z kolei Magda z serialu „Magda M.” była momentem, kiedy ja kontestowałam Warszawę i siebie 30-letnią wobec swojego spełniającego się marzenia dziewczynki, która wyjechała z Lubska do stolicy z plecakiem po marzenia. W tej wspólnej tożsamości znajduję siłę postaci - wyjaśniła.
Teatr i kino
- To różne dyscypliny sportu i obszary, które wymagają różnego skupienia - zaznaczyła Joanna Brodzik. - W filmie potrzebuję wiele razy skoncentrować się na krótki moment, żeby móc zagrać jakąś emocję, pilnując tego, co mam w głowie na temat kontynuacji emocjonalnego przebiegu postaci. To krótkie flesze, między którymi głównie się czeka. Natomiast teatr to rodzaj umowy z publicznością, gdzie na określony przez długość spektaklu czas, wyprowadzam się z siebie. Oczywiście, kontroluję, czy widzowie są zadowoleni, czy wszyscy są bezpieczni, ale w części jestem wypełniona postacią, którą gram. I to jest bardzo przyjemna podróż. Poza tym, jak robi się spektakl z przyjaciółkami, to można w domu powiedzieć, że jedzie się do roboty, a tak naprawdę to jedzie się... na kolonię!
O popularności
Zdarza się, że widzowie mieszają rzeczywistość z rolami, które gra Joanna Brodzik. I tak w poważnym urzędzie państwowym o złożenie podpisu na dokumencie urzędniczka poprosiła Magdę Brodzik. - Mam też soczystą anegdotkę! Była godzina 2 w nocy, byłam mniej więcej w czwartym sezonie „Magdy M”. Był taki moment, kiedy aktor Małaszyński oddelegował się do serialu „Oficer”. W „Magdzie M.” Magda opłakiwała Piotra, który zniknął. Miałam wtedy telefon stacjonarny, a niewiele osób miało ten numer. Odbieram i słyszę: „Magda, nie martw się, on żyje!” Kamień z serca. Wierny widz.