Kamnica - Miastko: Seria zgonów w gminie Miastko. W szpitalu zmarł pielęgniarz, a w Kamnicy w nocy znaleziono zwłoki 38-letniego mężczyzny.
Zakrwawionego i martwego Mariusza Dwornika znaleziono w pobliżu remizy strażackiej w Kamnicy, na bruku, przy magazynie zbożowym. Zmarł kilkanaście metrów od domu swojej babci i kilkadziesiąt metrów od rodzinnego bloku, w którym mieszka jego mama z konkubentem. Oboje zachodzą w głowę co spowodowało śmierć 38-latka. Może wylew? Może upadek na poniemiecki bruk? A może ktoś go potrącił? Prokuratura zakłada też ostatnią wersję i dlatego zabezpieczono samochód należący do kolegi Mariusza Dwornika, u którego w ten środowy wieczór spożywał alkohol. Impreza była w pobliskim Toczeniu, 2 km z Kamnicy przez las.
- O pierwszej w nocy ze środy na czwartek 17 listopada zapukała do nas policja. Była z nimi nasza sołtys. Powiedzieli, że Mariusz nie żyje. Jego ciało znaleziono przy magazynie zbożowym. W ciemności. Nie wiadomo jak długo tam leżał - mówi Anna Napierała, mama Mariusza.
Mariusz był jej synem z pierwszego małżeństwa. Mieszkał razem z nią i konkubentem. Sprawiał kłopoty, bo nadużywał alkoholu. Miał też długi. Nie raz dochodziło do kłótni. Tego dnia (środa 16.11.) Mariusz z konkubentem mamy wypił dwa piwa. Było to w południe.
- Powiedział, że idzie do Toczenia, bo dorabiał w tamtejszej owczarni. Podobno miał się zgłosić po 200 zł. W Toczeniu ma też kolegę, Łukasza W. Poszedł i już nie wrócił. Policja zapukała do nas dokładnie o godz. 00.45 w nocy - mówi Anna Napierała.
Co się działo przez ostatnie godziny życia? Swoją wersję ma tu Łukasz W., który spędził z nim ten dzień. Policja ma go w kręgu podejrzeń. Dlatego zabrano mu samochód. Audi a4 zabezpieczono w policyjnym garażu, bo jedną z hipotez jest potrącenie. Być może nieszczęśliwy wypadek, ale Łukasz W. kategorycznie zaprzecza. Zapewnia, że nie przyczynił się do śmierci Mariusza.
- Jak tego dnia do mnie przyszedł, to pojechaliśmy do Słupska. Gdy wróciliśmy coś tam wypiliśmy i wtedy odwiozłem go do domu. Zostawiłem go tam i wróciłem do Toczenia. Widziałem jak raz się przewrócił, ale podniósł się. Był tak pijany, że na nogach nie mógł ustać - opowiada Łukasz W.
Jak zeznaje wysadził go właśnie w pobliżu magazynu zbożowego, tam gdzie znaleziono później zwłoki. Było to w środę 16.11 po godz. 22.00.
- On szybko upajał się alkoholem. Wystarczyły dwa piwa, aby był kompletnie pijany - dodaje partnerka Łukasza W.
Zapewnia on, że niesłusznie podejrzewa się go o potrącenie Mariusza. Mówi, że zostawił go i odjechał. Sądzi, że Mariusz mógł się po prostu na poniemieckim bruku przewrócić uderzając głową w kamień.
- Mariusz, jak był trzeźwy, to był bardzo w porządku facet. Jak już sobie wypił, to stawał się zrzędliwy - dodaje Łukasz W., który znał go od urodzenia.
Matka Mariusza też wskazania na potrącenie nie traktuje poważnie. Jej zdaniem Mariusz zmarł z powodu choroby, np. wylewu, albo pijany potknął się na bruku, uderzył głową w kamień i zmarł.
- Jak go znaleziono, to krew z nosa i uszu leciała. To albo wylew, albo rozbił sobie głowę na tych kamieniach - mówi Napierała. - Nie wiadomo jak długo tam leżał, bo to zaciemnione miejsce. Nikt tamtędy nie chodzi. Na ciało natrafiła jakaś przypadkowa osoba przejeżdżająca tamtędy. Chciał chyba zapalić, bo leżały koło niego papierosy i zapalniczka.
Chociaż o zmarłych źle się nie mówi, to dla wyjaśnienia sprawy matka Mariusza opowiada dokładnie jak było. Mariusz nie był grzecznym synem. Sprawiał jej problemy. Od dawna, a można powiedzieć nawet, że od zawsze.
- Pracował dorywczo, tydzień, miesiąc, a później wyjeżdżał do Sopotu, bo tam jakąś dziewuchę miał. Dwa tygodnie temu wrócił z Sopotu. Miał też syna. Znalazł go po czasie, bo syn miał 3 latka jak jego ówczesna dziewczyna wyjechała z dzieckiem. Po 10 latach zlokalizował go w internecie. Chciał odnowić z nim kontakty i były jakieś zatargi z byłą dziewczyną o to dziecko - opowiada Napierała, która ma 4 dzieci, ale 3 z nich mieszka w Miastku, w Słupsku i w Anglii.
Mariusz urodzony był jako drugi. Jako jedyny mieszkał z mamą, ale rzadko z nią rozmawiał. Często był pijany.
Matkę Mariusza denerwuje, że ludzie zaczynają opowiadać „głupoty”. Pojawiły się nawet sugestie „dorwania” mordercy Mariusza, a tymczasem jej zdaniem o zabójstwie nie ma tu raczej mowy. Powtarza, że to albo choroba, albo nieszczęśliwy wypadek pod wpływem alkoholu.
- Mógł też ktoś go pobić, ale te dwie pierwsze wersje uważam za bardziej wiarygodne - zaznacza.
Dlaczego? Otóż jej syn nie cieszył się dobrym zdrowiem, ale do lekarza nie chodził. Czasami narzekał na kłopoty z krążeniem. Moczył wtedy nogi w ciepłej wodzie.
- Często leciała mu krew z nosa. Miał też głowę mocno poobijaną. Może jakiegoś krwiaka miał, a on pękł? 3 lata temu u sąsiadów pił i sąsiadka głowę rozbiła mu pogrzebaczem - opowiada Anna Napierała. - Pił alkohol i był niedokarmiony. Mało jadł, a dużo pił. Może coś mu w głowie pękło? Ja jakbym jego śmierć wykrakała, bo dzień przed znalezieniem ciała moczył nogi w ciepłej wodzie. Mówił, że mu marzną, a ja zaśmiałam się, że tak jest krótko przed śmiercią. Skąd wtedy miałam wiedzieć co się stanie? Prędzej spodziewałabym się, że trafi do więzienia za długi, bo ścigali go za niespłacone kredyty, za alimenty i za grzywnę po odebraniu prawa jazdy. Dokładnych sum nie znam, bo nie mówił mi tego, a w papierach grzebać nie chciałam, bo wtedy na mnie krzyczał.
Do lekarzy nie chodził również dlatego, że z powodu odmowy podjęcia pracy był wykreślony z rejestru bezrobotnych, a więc nie był ubezpieczony. Zarejestrował się ponownie kilka dni przed śmiercią.
- Nie chciało mu się iść do stałej pracy. Dorabiał, a jak coś zarobił, to od razu wszystko przepił. Miał też wszywkę, ale i ją przepił - mówi mama Mariusza. - Jak wracał pijany to nie szedł spać, tylko chodził całą noc. Gadał przez telefon, krzyczał, bo miał jakieś zwidy.
Prokuratura nie wyklucza na razie żadnego scenariusza. Czeka na wyniki sekcji zwłok, które dziś mają być znane.
- Prowadzone są wstępne czynności w celu ustalenia przyczyny zgonu - mówi Oskar Krzyżanowski, zastępca prokuratora rejonowego w Miastku.
Więcej szczegółów nie chce zdradzać, z uwagi na dobro postępowania. Policja zabezpieczyła samochód Łukasza W., aby sprawdzić czy nie ma na nich śladów potrącenia.
Seria zgonów
Śledczy od ubiegłej soboty mieli mnóstwo pracy, bo zarejestrowano aż pięć zgonów do wyjaśnienia. Oprócz opisanego na str. 4-5 wypadku na polu w Suchorzu, była śmierć Mariusza Dwornika, zgon dwóch kolejnych osób, do których wzywano policję, a także śmierć pracownika Szpitala Miejskiego w Miastku. Przy tych trzech ostatnich sprawach udział osób trzecich jest mało prawdopodobny. Na przykład w podmiasteckim Węglewie zmarł młody mężczyzna, prawdopodobnie z przyczyn zdrowotnych. Podobnie mogło być w przypadku śmierci pracownika szpitala. Zmarł tam 45-letni pielęgniarz. Co ciekawe, ciało odkryto w zamkniętym od wewnątrz pokoju socjalnym.
- To straszna tragedia dla personelu i lekarzy. Jesteśmy wstrząśnięci tą sprawą. Pracował u nas jako pielęgniarz od długiego czasu i nie miał problemów ze zdrowiem. Wszystkie możliwe badania miał zawsze w normie. Ze względu na ochronę danych pacjenta, nie mogę powiedzieć, na jaką chorobę zmarł, ale jedno nie ulega wątpliwości, że osoby trzecie nie miały wpływu na ten zgon - mówi Renata Kiempa, prezes Szpitala Miejskiego w Miastku. - Zaznaczam, że dyżury pielęgniarzy są 12-godzinne i wszyscy myśleli, że nie było go wtedy w pracy. Po jakimś czasie okazało się, że nie odbiera telefonów i w żaden sposób nie można się z nim skontaktować. Był zamknięty w pomieszczeniu socjalnym. Nie można było się do niego dostać, więc musieliśmy wyważyć drzwi - opowiada.
Prokuratura wyjaśnia dokładne okoliczności tej tragedii. Są już pierwsze ustalenia.
- Nie stwierdzono, aby zgon nastąpił z udziałem osób trzecich dlatego nie było konieczności przeprowadzenia sekcji zwłok. Ta śmierć wynika wyłącznie z jego choroby. Bezpośrednią przyczyną zgonu była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa - mówi prokurator Krzyżanowski. - Pan został znaleziony w zamkniętym od wewnątrz pomieszczeniu socjalnym na terenie Szpitala Miejskiego w Miastku. Z tego co zostało tam ustalone wynika, że rzeczywiście dużo pracował.