Sekundy nieuwagi i łzy całej rodziny
Pod domem, na oczach dorosłych, doszło do nieszczęśliwego wypadku. Na dwulatka najechało auto. Chłopiec z licznymi obrażeniami trafił do szpitala w Białymstoku. Za kierownicą siedziała jego starsza siostra.
- To straszna tragedia - komentują sąsiedzi. Słyszeli nadjeżdżającą karetkę, nie sądzili jednak, że tak poważny wypadek zdarzył się na sąsiednim podwórku. - To tacy dobrzy ludzie. Szkoda ich i tych dzieciaków - mówią sąsiedzi.
- To, co człowiek przeżył tego dnia, to się nawet nie da opisać słowami proszę pani - mówi wzruszona ciocia dzieci, które uczestniczyły w nieszczęśliwym wypadku.
- Nie jestem w stanie nawet o tym rozmawiać. Choć to syn mojego brata, przeżywam równie mocno, jakby to było moje dziecko. Nie umiem sobie z tym poradzić, miejsca nie mogę sobie znaleźć - dodaje roztrzęsiona.
Nic nie wskazywało na to, że dzień zakończy się tak tragicznie. W sobotę wieczorem cała rodzina przygotowywała się do kolacji. W dużym, piętrowym domu nie mieszkają sami. Na dole mieszka siostra z rodziną. Tego wieczoru mieli wspólnie grilować. Na podwórku znajdowało się dużo osób. Właśnie rozpalali grilla. Zaparkowane z boku podwórka auto miało być zaraz myte, więc kluczyli zostały w środku. Wystarczył jednak ułamek sekundy...
- Brat miał już myć auto, ale tego grilla chciał rozpalić... - wspomina siostra.
- Byliśmy na podwórku w siedem osób. Widzieliśmy, że dziewczynka biegnie do auta, a za nią młodszy braciszek. Zresztą cały dzień biegaliśmy wszędzie za tym dwulatkiem. Ale tym razem nie zdążyliśmy dobiec do auta... - mówi siostra ojca chłopca, który trafił do szpitala.
Nie chce opowiadać o tym co się stało - To był ułamek sekundy. To wszystko na naszych oczach się stało. Rozumie Pani? Na oczach siedmiu osób. Nikt nie rozumie tego, co my rodzice przeżyliśmy - mówi kobieta, a oczy zachodzą jej łzami.
- To wszystko działo się tak szybko. Zobaczyliśmy, że dziewczynka zbiega do auta i od razu ruszyliśmy za nią. Nie zdążyliśmy jednak zapobiec tragedii - żali się kobieta.
To my dorośli musimy przewidywać i zapobiegać podobnym sytuacjom. Odpowiadamy za bezpieczeństwo najmłodszych. Nie zostawiajmy kluczy w aucie.
asp. Ewelina Szlesińska
rzecznik prasowy KMP w Łomży
Tego nieszczęsnego wieczoru 8 latka wskoczyła do auta. Prawdopodobnie przekręciła kluczyki, które znajdowały się w stacyjce i auto ruszyło. Prosto na dwuletniego brata. Dziewczynka jest niepełnosprawna i nie rozumie co się stało.
- Ona go nie rozjechała, jak piszą portale, tylko potrąciła. Przycisnęła do ściany, która znajdowała się kilkadziesiąt centymetrów przed zaparkowanym autem - tłumaczy kobieta.
Auto stało zaparkowane blisko zabudowań. Jak tłumaczy ciocia, tam było ledwie miejsca, aby przejść.
Mimo to, dwuletni chłopiec z licznymi obrażeniami w ciężkim stanie trafił do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Z tego, co udało nam się dowiedzieć, nie przebywa na OJOM-ie. Są przy nim oboje rodzice i stanowczo nie chcą, by o stanie jego zdrowia kogokolwiek informować.
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że już jest naprawdę lepiej - mówi ciocia dwulatka.
Sprawą zajęła się policja.
- Policjanci wyjaśniają wszystkie okoliczności tego zdarzenia - mówi asp. Ewelina Szlesińska, rzecznik KMP w Łomży. I przypomina jednocześnie dorosłym, że to oni muszą przewidywać i zapobiegać podobnym sytuacjom.
Jak mówi rzecznik prasowy trudno winić tu dziecko. Pozostawienie kluczyków w stacyjce pojazdu nie jest dobrym zwyczajem. Trzeba wyjmować klucz, nawet jeśli auto opuszczamy tylko na chwilę.
- Wtedy nie ma szans, by doszło do podobnego wypadku - apeluje policja.
- Czytam te wszystkie portale, które zarzucają bezmyślność dorosłych. i serce pęka - żali się ciocia dwulatka, który za chwilę nieuwagi przypłacił zdrowiem.
- Te dzieci naprawdę były przypilnowane. Cały dzień za nimi biegaliśmy. To nie bezmyślność dorosłych, ale nieszczęśliwy wypadek. To tak naprawdę tragedia dla całej naszej rodziny. Wszyscy jesteśmy mocno roztrzęsieni - wyjaśnia kobieta.