Seksbiznes w małym mieszkanku. Policjanci rozbili na Podkarpaciu sieć agencji towarzyskich
W tym systemie każdy miał swoją rolę. I twórcy sieci agencji towarzyskich, i pracujące dla nich prostytutki, i pośredniczki pomiędzy jednymi a drugimi. Seksbiznes działał sprawnie w wielu miejscowościach województwa podkarpackiego, dopóki nie wkroczyło CBŚP.
Ogłuszające eksplozje granatów hukowych przed rzeszowskim dworcem PKP. Uzbrojeni po zęby policjanci. Ich celem jest jeden z pojazdów przed budynkiem dworca. W aucie - Andrzej N. i Agnieszka P.
Dla postronnych wyglądało to jak akcja zatrzymania zbrodniarzy, którzy mają na koncie przestępstwa najcięższego kalibru. Tymczasem obiektami natarcia sił policyjnych byli tylko (?) sutener i jego pomocnica.
- Zdecydowaliśmy o takim miejscu i formie zatrzymania tych dwojga z obawy, że gdyby doszło do ich zatrzymania w miejscach zamieszkania, mogłyby zajść nieprzewidziane okoliczności, w których próbowaliby zniszczyć dowody swojej winy
- tłumaczy prok. Rafał Teluk, naczelnik Podkarpackiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Rzeszowie Prokuratury Krajowej.
CZYTAJ TEŻ: CBŚP uderzyło w agencje towarzyskie tzw. „mieszkaniówki" na terenie Podkarpacia i 4 innych województw
Sieć małych domów publicznych była dopracowana w szczegółach. Jej pomysłodawcy niczego nie pozostawili przypadkowi. Na okoliczność wpadki mogli mieć swój plan awaryjny.
Sex - franczyza
Andrzeja N., 48-latka ze Śląska, ale mieszkającego w Rzeszowie, z dębiczaninem Pawłem W. (28 l.) połączyła najpierw kobieta, a potem nielegalne interesy. Obecną konkubiną Pawła W. jest była żona Andrzeja N.
- Andrzej N. to osoba wielokrotnie w przeszłości karana - mówi prok. Teluk. - Głównie za przestępstwa przeciwko mieniu: kradzieże, kradzieże z włamaniem, rozboje, zabór pojazdów w celu krótkotrwałego użycia. Natomiast Paweł W. miał dotychczas czystą kartotekę.
Wspólnie wpadli na pomysł, by z indywidualnie funkcjonujących prostytutek stworzyć w kilku województwach południa kraju sieć „punktów usługowych”, w której obaj panowie sprawować będą rolę organizatorów i nadzorców.
Pań chętnych do świadczenia usług seksualnych szukali na erotyczno-randkowym portalu i szybko okazało się, że ich nie brakuje. Przez rok na portalu „wisiała” ich oferta pracy. W najbardziej obiecujących biznesowo (w tej branży) miastach podkarpackiego, małopolskiego, świętokrzyskiego i na Śląsku szukali mieszkań do wynajęcia, najchętniej dwupokojowych, w których mogliby umieścić zwerbowane panie.
- Zaskakujące w tym systemie było to, że panie mogły same wskazywać lokalizacje i miasta, w których chciałyby operować, i jak długo, a nawet z kim. Taki pobyt nie musiał trwać kilka tygodni, czasem to było kilka dni
- mówi prokurator Teluk.
I dodaje, że w tej współpracy zaskakujące było także i to, że zainteresowanym współpracą kobietom starali się pomóc. Jeśli pani przyjeżdżała na przykład do Rzeszowa ze Zwolenia, to na miejscu miała już wszystko zorganizowane.
CZYTAJ TEŻ: Tajemnicza akcja CBŚP przed rzeszowskim dworcem PKP. Padły strzały? [ZDJĘCIA INTERNAUTY]
Ustalali konkurencyjne stawki
Do biznesu podchodzili strategicznie. W wytypowanych lokalizacjach przeprowadzili rozpoznanie co do kosztów wynajęcia mieszkań, także cen seks-usług, by na tle miejscowej konkurencji określić… konkurencyjne stawki.
To miało decydujące znaczenie dla szacowania przychodów, bo obaj panowie nie pobierali od pań udziału w ich zyskach, a jedynie opłatę za udostępnienia lokalu.
Każda z nich musiała płacić szefom średnio 150 zł za dobę korzystania z pokoju. W interesie prostytutek leżało więc, by w ciągu doby przyjąć jak najwięcej klientów. Średnio, bo ostateczna cena zależała od lokalizacji miasta, mieszkania i jego standardu.
Tyle że owe 150 zł na dobę od każdej nie były czystym zyskiem obu panów. W ramach tej kwoty panie mogły zajmować pokój, ale też miały opłacane ogłoszenia towarzyskie, uzyskiwały środki czystości, prezerwatywy i ochronę.
Nadzorcy całego tego przedsięwzięcia nie kontaktowali się bezpośrednio z „podwładnymi”, pośrednictwa podjęło się pięć wyznaczonych przez nich kobiet.
- Dokonywały wzajemnych rozliczeń między organizatorami a pracującymi dla nich kobietami. Dbały, by mieszkania miały „pełne obłożenie”, więc żeby w każdym pokoju wynajętego mieszkania umieścić świadczącą usługi kobietę. Zapewniały środki czystości, pościel, ręczniki
- precyzuje prokurator Teluk.
I odbierały należność dla obu organizatorów. Jeśli nie dało się „z ręki do ręki”, to gotówkę znajdowały schowaną w umówionym miejscu, np. w lodówce, w piekarniku, w kubku stojącym na stole.
Z tych pięciu opiekunek niektóre wciąż były czynnymi prostytutkami, wynagradzanymi za dodatkowe zadania znacznymi ulgami za zajmowanie pokoju. Pozostałe uznały, że pieniądze za opiekę nad mieszkaniami i prostytutkami są dla nich wystarczające, toteż zrezygnowały ze świadczenia usług erotycznych.
Właściciele mieszkań na ogół nie mieli pojęcia, że w ich lokalach tętni odpłatne życie seksualne. Jeśli, dzięki życzliwości sąsiadów, dowiadywali się, to niektórym to nie przeszkadzało.
Inni decydowali się zerwać umowy najmu. Andrzej N. i Paweł W. postarali się, by przynajmniej ta część biznesu była zgodna z prawem, toteż na każde z wynajętych mieszkań podpisywali z właścicielami oficjalne umowy. Później, w prokuratorskim śledztwie, dokumenty te trafiły do puli dowodów w sprawie.
Koniec „mieszkaniówki”
Akcja CBŚP przed rzeszowskim dworcem to nie był ani początek, ani koniec operacji. Obserwacje działalności obu panów i podlegających im pań policjanci prowadzili od lutego 2019 r. I to w pięciu województwach, bo organizatorzy grupy wynajmowali dla prostytutek mieszkania na Podkarpaciu (w Rzeszowie, Krośnie, Dębicy, Stalowej Woli, Jarosławiu, Łańcucie, Mielcu, Tarnobrzegu, Sanoku, Jaśle), w lubelskim (Zamość, Biłgoraj, Chełm), świętokrzyskim (Sandomierz, Busko Zdrój, Kielce, Starachowice), w Małopolsce (Brzesko, Gorlice, Oświęcim, Nowy Sącz), także na Śląsku (Cieszyn, Czechowice Dziedzice).
W chwili zatrzymania Andrzeja N. i Agnieszki P. śledczy już mieli udokumentowane, że przynajmniej w 19 z 24 wynajętych mieszkań prowadzone były usługi erotyczne. W przypadku pozostałych pięciu prokuratura ustala, czy były domami publicznymi, czy też właściciele lokali wypowiedzieli umowy najmu, a może na tamtą chwilę nie było chętnych pań do prostytuowania się w tych miejscach.
Dotychczas zebrany materiał dowodowy wskazuje, że pomysłodawcy tego interesu wciągnęli do współpracy co najmniej 111 kobiet, w tej liczbie także cudzoziemki. Przy pełnej ich dobrowolności.
- Na ten moment nie znaleźliśmy żadnej informacji, która wskazywałaby na to, że w stosunku do którejkolwiek kobiety była stosowana przemoc w celu zmuszenia jej do prostytucji - zapewnia prok. Teluk.
Na polecenie prokuratury policja zatrzymała siedem osób. Andrzeja N. i Pawła W. pod zarzutem czerpania korzyści majątkowych z cudzego nierządu, organizacji i prowadzenie zorganizowanej grupy przestępczej.
Pięć pomagającym im kobiet: Agnieszka P. (41 lat), Beata L. (37 lat), Kinga B. (37 lat), Liliana Ł. (36 lat) oraz Michalina C. (29 lat) miały uczestniczyć w działalności zorganizowanej grupy przestępczej i również korzystać materialnie na cudzym nierządzie.
Akcja zatrzymań była skoordynowana w czasie w trzech województwach. Policja przechwyciła dwie osoby w Rzeszowie, dwie w Dębicy, po jednej zatrzymano w Busku Zdroju, Starachowicach i Bielsku Białej.
Z szacunków śledczych wynika, że za dzień cudzego prostytuowania się cała siódemka łącznie mogła zarobić ok. 3 tys. zł dziennie, więc około miliona rocznie.
Oczywiście gros tej sumy mieli zgarniać panowie Andrzej N. i Paweł W. Dla obu prokuratura natychmiast wnioskowała do sądu o trzymiesięczny areszt tymczasowy i zgodę na to dostała. Panie pozostają na wolności za poręczeniem majątkowym 30 tys. zł, nie wolno im opuszczać kraju i mają regularnie meldować swoją obecność policji.
I być może nie jest to koniec dochodzenia - sugeruje prok. Teluk.
- Stawiając zarzuty opieraliśmy się na poprzedzających to działaniach operacyjnych policji, obejmujących czas od lutego 2019 roku - tłumaczy. - Tymczasem z zeznań podejrzanych wynika, że swoją aktywność rozpoczęli z początkiem 2018 roku.
Zeznania podejrzanych dostarczyły śledczym kolejnych powodów do dalszego drążenia sprawy. Wprawdzie nie przyznawali się do winy, ale jednocześnie składali bardzo obszerne wyjaśnienia, które w rzeczywistości zarzuty potwierdzały: że uczestniczyli w procederze, jaka była ich rola w grupie przestępczej, jakie z tego tytułu odnosili korzyści.
Bogactwo informacji śledczy znaleźli w notesie jednej z zatrzymanych. W nim - dość precyzyjne zapiski z księgowości seks-interesu.
Prokuratura potwierdza, że dane z notesu to dopiero punkt wyjścia do dalszych ustaleń o skali, czasie, zasięgu i uczestnikach tej nielegalnej działalności.