Seks i pogrzeb millenialsa: "Hejka, wyciągnąłem zawleczkę z granatu! Czy da się ją włożyć z powrotem? Proszę o szybką odpo"
W czasie mszy żałobnej młody człowiek w przedsionku kościoła w Brzeszczach (tak, tego, do którego chodzi Beata Szydło) spytał szeptem minimalnie starszego parafianina: „Hejka, jakie tu jest hasło do wi-fi?” - Chryste, człowieku! – oburzył się parafianin. - A ze spacją czy bez? – dopytał nastolatek.
My wszyscy – sieciowi abstynenci, niedzielni internauci, usieciowieni w pracy, fejsbuki i instazależni – żegnaliśmy 90-letniego Włodzimierza Senkowskiego, który w czasie II wojny zanosił chleb i lekarstwa więźniom Auschwitz, a potem został znanym społecznikiem. Wychował pokolenia zuchów i harcerzy. Kościół był przez to pełen ludzi wdzięcznych i pamiętających. Samo odczytywanie listy osób i organizacji, które zamówiły msze za duszę zmarłego, zajęło wzruszonemu proboszczowi ładnych 20 minut.
Spojrzałem wtedy na wpatrzonego w ekran nastolatka i – proszę wybaczyć - zacząłem się zastanawiać, jak będzie wyglądał jego pogrzeb. Kumple z Instagramu, między fotkami kotków i biośniadania, zamieszczą epickie ujęcia wieńców i nagrobków okraszone jakże poręcznymi wikicytatami spisanymi niegdyś z już-nieczytanych-przez-nikogo-dzieł-poetów-lub-myślicieli? Ktoś zatwittuje źle dobranym (choć świetnym) aforyzmem Leca: „Niektórym z życiem nie do twarzy” - i zostanie za to zbanowany?
I co z łapkami? Śmierć to w końcu „smuteczek” (tu emotikon, może nawet gif), więc raczej w dół. Z drugiej strony: gość był spoko (czy jak tam będzie się mówiło w 2104 roku) - to może w górę?
Dzięki Internetowi świat miał się stać globalną wioską, a stał się globalną wiochą. Niektórzy sadzą, że można w nią wdepnąć wyłącznie odpalając internet. A to nieprawda. Dwa światy, realny i wirtualny, od pewnego czasu mocno się przenikają. Może jeszcze nie tak brutalnie, jak w wizjonerskim „Nosedive” z 3. sezonu „Czarnego lustra” (od ocen uzyskanych w smartfonowej aplikacji zależy tam, gdzie możesz mieszkać, kim być i dokąd wejść), ale też już nie tak poczciwie, jak w czasach stacjonarnego internetu: - Piszemy do siebie od tygodni. Może spotkamy się w realu? – proponuje internauta internautce, a ta na to: - U nas nie ma Reala, to może w Lidlu?!
Nową przypadłością jest mylenie realu z wirtualem. Przyjaciółki w butiku. Jedna, pulchniutka, chce przymierzyć kieckę. Ekspedientka pyta o wymiary. – 170 cm wzrostu, 50 kilo wagi, coś między S a XS. Na co koleżanka: - Baśka, heloł! Nie jesteś na fejsie!
Niektórzy żyją bardziej w wirtualu niż w realu. Kumpel do kumpla w pracy. – I jak? - Super, tylko palce potwornie bolą. – Czemu? – Aaaa, imprę mieliśmy szampańską. Na czacie. Całą noc śpiewaliśmy!
To z kolei prowadzi do problemów egzystencjalnych na miarę Rachael z „Łowcy androidów”: - Trzeci raz z rzędu wpisałem nieprawidłowe captcha. Może faktycznie jestem botem?!
Oraz do dramatów realnych. Wpis na fanpejdżu „Militaria”: „Hejka, wyciągnąłem zawleczkę z granatu! Czy da się ją włożyć z powrotem? Proszę o szybką odpo”
Na koniec zdanie-pułapka mego kolegi programisty, który w podaniu o dowód wyznał, że jego językiem ojczystym jest Pascal, a jako kolor oczu podał „#4040FF”: „Na świecie jest 10 rodzajów ludzi: ci, którzy rozumieją system binarny i ci, którzy regularnie uprawiają seks”.