Sejmowa zadyma zwarła elektoraty
Nie ma dotąd wyników badań biur opinii publicznej, na ile demonstracje i sejmowe przepychanki wpływają na poparcie najważniejszych partii.
Oto jest pytanie: jak trwający kryzys parlamentarny wpłynie na poparcie dla poszczególnych partii zasiadających w Sejmie? Największe biura badania opinii społecznej nie przedstawiły jeszcze wyników sondaży prowadzonych po kilkudniowej awanturze w Sejmie.
Zdania są podzielone - jedni specjaliści twierdzą, że PiS nie straci na działaniu marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, inni - że marszałek zaczyna być dla partii balastem.
Przypomnijmy - PiS wygrało wybory z wynikiem 37,6 proc. głosów; a Platforma uzyskała prawie 25 procent. Nowoczesna zaś (7,6 proc.) znalazła się za ugrupowaniem Kukiza, którą poparło 8,8 proc. wyborców. Równo rok po wyborach, w październiku tego roku, son-dażownia Ibris opublikowała zaskakujące wyniki - PiS zdobyło tylko 30 proc.; Nowoczesna aż 20 proc., natomiast PO jedynie 16 proc.
W tym samym czasie CBOS opublikował wyniki swoich badań (przeprowadzonych w tych samych dniach) i były one zaskakujące: PiS 38 proc., Nowoczesna 16, a Platforma 15 proc.
Takie rozbieżności wynikają z różnych metod badania - czy stawia się np. pytania otwarte czy zamknięte, przez telefon, czy osobiście, kto zamawia badania itd.
Z kolei z sondażu poparcia przeprowadzonego przez TNS w październiku wynika jeszcze coś innego. Otóż PiS utrzymało prowadzenie (34 proc.), PO ma 15 proc, a Nowoczesna tylko 11.
Chaos wywołany „okupacją” sali plenarnej przez PO i Nowoczesną Sejmu może jednak sporo w sondażach namieszać. Posłowie mają i tak już fatalne notowania, a wyborcy nie akceptują siłowych rozwiązań w polityce.
Nie zgadza się z tym socjolog Michał Cichoracki:
Nie sądzę, by zaszły jakieś zdecydowane zmiany. Pamiętajmy, że tej sytuacji dotąd nie rozwiązano i trudno przewidzieć, jak się zakończy. A to będzie niezwykle ważne w ocenach.
Dr Cichoracki dodaje jednak, iż nie wierzy w to, by któraś z partii zyskała, bądź straciła z tego powodu wielu wyborców. - Ale pamiętajmy, że elektorat Platformy jest bardziej niestabilny, aniżeli PiS.
Jedno można powiedzieć na pewno: obie strony konfliktu radykalizują swoje działania. Stąd można wysnuć wniosek, że istotnie żadnej z obu największych partii nie ubędzie zwolenników. Ale z ostatecznymi wnioskami trzeba poczekać do publikacji wyników.
Tyle że ich odczytywanie nie jest sprawą prostą. Stalin mawiał, że nieważne kto głosuje w wyborach, ważne kto liczy. Podobnie rzecz się ma z sondażami - ważne, kto je przeprowadza. Jest kilka firm badania opinii społecznej i wielu klientów - partie, media, rządy, agencje PR, korporacje itd.
Nie należy zatem szczególnie przywiązywać się do jednorazowych wyników badań. Należy je analizować w dłuższym okresie czasu i określać tendencje: spadkowe lub wznoszące. I właśnie trendy są najważniejsze - jeśli którejś z partii systematycznie ubywa wyborców, oznacza to że jej szanse na reelekcję maleją. Wyniki PiS najczęściej powyżej 30 proc. są symptomatyczne.
Istotny jest również moment, w którym przeprowadzane są badania. I tak najtrafniejsza prognozę po telewizyjnej debacie w 2015 roku sporządziła agencja badawcza TNS. Z jednym wyjątkiem: koalicja Zjednoczona Lewica nie dostała się do parlamentu, mimo prognoz, że otrzyma 8,9 proc. Tymczasem koalicja nie weszła do Sejmu, ponieważ nie przekroczyła 8-procentowego progu (dla pojedynczych partii próg wynosi 5 proc.). Gdyby SLD kandydował bez „przystawek”, zapewne miałby większe szanse na osiągnięcie 5-procentowego progu.
Ostatnie, grudniowe sondaże CBOS nadal dają dużą przewagę partii Jarosława Kaczyńskiego - 36 proc. Platforma zdobyła 16 proc, a Nowoczesna tylko 14. Z kolei według sondażowni Ibris PiS ma 30 proc. zwolenników, Nowoczesna 20, a Platforma tylko 15 proc.
W skali całego roku można zaobserwować, że demonstracje i opór liberalnej części społeczeństwa nie mają wpływu na bardzo wysokie notowania PiS. Można natomiast zaobserwować duże zmiany w przepływie zwolenników między Platformą, a Nowoczesną. I to największy problem opozycji.