Ściągają. Nie (tylko) na maturze
Kto nie ściągał, niech pierwszy rzuci kamieniem. Kto nie uśmiechnął się na wspomnienie - również. Ale dziś metodą nie są już małe skrawki papieru sprytnie chowane w rękawie ani harmonijki przypominające miniaturowe książeczki. Dziś do akcji wkracza Google Translator i mikrosłuchawki. Sposoby się zmieniają, jednak ściąganie w szkole wciąż ma się dobrze. To powód do dumy czy wstydu?
Uczniowie zbroją się na potęgę. Szkoły nie zostają w tyle i aktywnie biorą udział w walce. Montują monitoring, zakłócają zasięg sieci komórkowych, poszukują plagiatów w sieci. Między nauczycielami i uczniami toczy się prawdziwa batalia o ściąganie z użyciem nowoczesnych technologii.
Bo robią tak wszyscy
Dla wielu ściąganie, odpisywanie czy kopiowanie prac z sieci to oznaka sprytu i umiejętności radzenia sobie w szkole.
- Uczniowie ściągają bez przerwy - mówi Ewa Serafin, nauczycielka języka angielskiego w XX LO w Krakowie. - Najprościej byłoby powiedzieć, że z lenistwa, i to oczywiście prawda. Ale chodzi również o przyzwolenie społeczne. W krajach anglosaskich odpisywacz traktowany jest jak każdy inny przestępca. A u nas co? Nie ma żadnych narzędzi karania. Złapanemu wpisuje się jedynkę i tyle. Nauczyciel nie jest w stanie upilnować 25 osób, więc wielu się udaje.
Ściągam, bo ściągam. No i co?
- Ściągam i nie widzę w tym nic złego. Po co mam się uczyć tego, co mnie nie interesuje? Wolę ten czas wykorzystać inaczej - mówi Marek Janik, uczeń II klasy liceum.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień