Sąsiad i nauczyciel muszą mieć otwarte oczy
Aż 358 mężczyzn z Zielonej Góry i jeden nieletni zostało w zeszłym roku zarejestrowanych przez policję jako sprawcy przemocy domowej.
Kobiety są w tej statystyce znacznie rzadziej reprezentowane. W 2015 r. tylko 33 zielonogórzanki były obwinione o przemoc domową. W tym wypadku rozumianą nie tylko jako przemoc fizyczną, ale i psychiczną.
Do 27 lutego trwa w Polsce tydzień pomocy ofiarom przestępstw. W jego ramach wczoraj w urzędzie marszałkowskim w Zielonej Górze zorganizowano konferencję na temat metod przeciwdziałania przemocy w rodzinie w powiecie zielonogórskim. Tzw. lubuska niebieska tarcza, mająca na celu usprawnienie współdziałania różnych służb (od policji i sądu, przez pomoc społeczną, lekarzy i pielęgniarki, po szkoły i nauczycieli) w walce z przemocą w rodzinie ma już 5-letnią historię.
Co jest przyczyną tego, że wydawałoby się najbliższy członek rodziny staje się katem?
Jak tłumaczą psychologowie, bardzo rzadko jest to efekt przypadkowy, jednorazowego napadu szału, czy kłótni małżonków, którzy wcześniej żyli zgodnie. Rak toczący rodzinę rozwija się najczęściej latami. I często niemymi tego świadkami są sąsiedzi, nauczyciele, lekarze i pielęgniarki.
- Główną przyczyną przemocy jest alkohol i narkotyki, ale nie tylko - mówi Weronika Gil, sędzia Sądu Rejonowego w Zielonej Górze. - Dlatego tak ważna jest wrażliwość na krzywdę i informowanie o niej właściwych służb. Dzielnicowy czy pracownik pomocy społecznej nie może być na co dzień z rodziną, w której dochodzi do przemocy. Każdy sygnał od sąsiadów jest bardzo pomocny dla sądu, który może np. podjąć decyzję o odwieszeniu kary dla sprawcy przemocy. To może uratować ofierze życie.
Przykładem jest morderstwo w Płotach, gdzie mąż uciął żonie głowę. Gdyby trafił szybciej za kratki, pewnie nie doszłoby do zbrodni. A wiadomo było, że nie stosuje się do zaleceń sądu i pije alkohol, nadal terroryzując rodzinę.
Ze statystyki wynika, że tzw. niebieskie karty zakładają policjanci i pracownicy pomocy społecznej. Nadal mało jest sygnałów o przemocy od nauczycieli i lekarzy.
- Warto przypomnieć, że dyrektor szkoły ma kierować nią tak, żeby uczulić swoją kadrę na sygnały przemocy w rodzinie - mówiła na konferencji prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego Grażyna Miłkowska. - Ponosi też odpowiedzialność karną, jeśli nie zawiadomi odpowiednich służb w przypadku podejrzenia, że dziecko jest taką ofiarą.
Rok temu pracownicy UZ zrobili ankiety wśród ponad 250 nauczycieli 16 zielonogórskich szkół podstawowych. Okazało się, że niewiele ponad 5 proc. z nich złożyło wniosek o założenie niebieskiej karty.
W całym woj. lubuskim w ub.r. założono 2.427 takich kart.