Salon na peronie numer 3 [kanapa polityczna]
Prof. Roman Bäcker i Adam Willma komentują sytuacje polityczną w kraju i na świecie.
Donald Tusk pojawił się w Warszawie. Gość w dom, Bóg w dom.
Przewodniczący Rady Europejskiej winien być wszędzie w Europie jak u siebie, tym bardziej ta zasada dotyczy Polaka przybywającego do swojej stolicy. Warto też przypomnieć zasady rządzące światową dyplomacją. Najwyższy przedstawiciel jakiegokolwiek państwa, czy tym bardziej Unii Europejskiej, jak już przyjeżdża do jakiejkolwiek stolicy, to winien być witany przez prezydenta w obecności kompanii honorowej i prowadzony na czerwonym dywanie. Tym bardziej nie jest możliwe do pomyślenia, by taką osobę wzywano do prokuratury i przesłuchiwano przez kilka godzin zapisując każde słowo kaligraficznie na papierze. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby prokuratorzy francuscy wzywali prezydenta Andrzeja Dudę na przesłuchanie do budynku prokuratury choćby w związku ze spodziewanym procesem w sprawie Caracali.
A to nam się porobiło - salon zbiera się dziś na dworcach.
A gdzie ma się zbierać - na czerwonym dywanie? Na znany wszystkim jeżdżącym z naszego regionu do Warszawy peron trzeci przyszli ci, którzy nie popierają obecnego rządu. Zmieścili się również przeciwnicy. Tym samym ten znany peron przez chwilę stał się miniaturą polskiej sceny politycznej.
Jak przyjazd Paderewskiego. Prawie jak Paderewski.
Ignacy Paderewski, gdy przyjechał do Poznania pod koniec 1918 roku, to następnego dnia wybuchło powstanie wielkopolskie. Gdy z Magdeburga do Warszawy też pociągiem przyjechał Józef Piłsudski w listopadzie tego samego roku, to następnego dnia wybuchła niepodległa Polska. Nie sądzę by cokolwiek się akurat dzisiaj wydarzyło. Jednakże jedna sprawa została wyjaśniona aż do bólu.
Jedynym politykiem zdolnym do zjednoczenia całej opozycji w konfrontacji z partią rządząca jest dzisiaj jedynie Donald Tusk. Nikt więcej.
Jak się panu podobał Mateusz Kijowski w orszaku powitalnym?
Politolog patrzy na polityków dokładnie tak samo jak biolog na myszki doświadczalne, a kryminolog na kryminalistów. On mi się ani podoba, ani nie podoba. Niezależnie od tego ilu ma swoich fanów i jak oryginalne ma on pomysły, jeśli będzie dalej w KOD-zie, to osoby chcące protestować przeciwko PiS-owi znajdą inne formy organizacyjne. Myślenie zaś o tym, że skompromitowanie lidera jednej z opozycyjnych organizacji spowoduje, że wszyscy będą kochali patię rządzącą, jest myśleniem dość naiwnym.
Nie było Grzegorza Schetyny - to raczej spodziewana choroba dyplomatyczna.
Nie było szefa PO, bo on nie byłby w tym tłumie najważniejszy. Byli jednak inni politycy tej partii. Widać było najbardziej Ewę Kopacz. W polityce bardzo często funkcjonują stada przewodzone przez samców alfa. Każdy z tych ostatnich musi za wszelką cenę zaznaczać, kim jest.
Roman Giertych jako pełnomocnik Donalda Tuska to cudowne dopełnienie Polskiego zoo.
W tym zoo coraz wyraźniej widać, że poglądy, ideologie i stare przynależności partyjne przestają być ważne. Najważniejszy i coraz bardziej stający się jedynym, to podział na rządzącą partię i opozycję. Im bardziej PiS staje się nieokreśloną ideologicznie „oblężoną fortecą”, tym bardziej możliwa staje się współpraca wszystkich, którzy się z rządzącymi nie zgadzają. Jeśli w Rosji mogli ze sobą współpracować nacjonal-bolszewicy z demokratami, to co się dziwić, że w Polsce Giertych pomaga Tuskowi.
Jeśli Donald Tusk kalkulował start w wyborach prezydenckich, to chyba właśnie przestał.
Wręcz odwrotnie. Tusk może liczyć po ostatnich sondażach nie tylko na wsparcie przeważającej części opozycji, ale również na głosy ogromnej części tych wyborców, którzy nie popierają PiS-u. Tym samym w 2020 roku, kilka miesięcy po zakończeniu swojej kadencji może być zmuszony do wystartowania w wyborach prezydenckich jako najważniejszy kandydat opozycji.
PiS ewidentnie próbuje grać na osłabienie Tuska, ale czy ta gra jest mu potrzebna i czy ma szanse okazać się skuteczna?
Tu nie chodzi tylko o osobistą (powiedzmy łagodnie) niechęć Jarosława Kaczyńskiego do Tuska. Nie chodzi też o falę nienawiści owocującą hasłami zaciągnięcia szefa Rady Europejskiej pod szubienicę. Jest to w dużej mierze wyraz obawy, że to on właśnie doprowadzi PiS do katastrofy w postaci przegranej wyborczej. A przecież jeszcze tyle prawdy i to nie tylko smoleńskiej pozostanie do odkrycia...