Grodno - jedno z największych miast współczesnej Białorusi - dość długo w swej historii odgrywało ważną rolę w dziejach Polski. Wchodziło na karty polskiej historii najczęściej w chwilach, gdy państwo polskie było karcone przez kapryśną Fortunę - muzę szczęścia i nieszczęścia, powodzenia i klęski, fortuna bowiem kołem się toczy.
Sławomir Koper - jeden z najpłodniejszych popularyzatorów historii Polski (kilkadziesiąt książek) - stwierdził, że gdyby sporządzono ranking najważniejszych miast, które w wyniku układów jałtańskich zostały poza granicami państwa polskiego, to Grodno na pewno znalazłoby się w pierwszej trójce - po Lwowie i Wilnie. Twierdzenie to ma mocne uzasadnienie faktograficzne, gdyż Grodno od czasów jagiellońskich uważane było za trzecią stolicę Rzeczypospolitej - po Krakowie i Wilnie. Dzięki swemu położeniu oraz architekturze należało do miast, do którego ściągali nie tylko politycy, ale też artyści. Tam, na zamku, na wysokim brzegu Niemna, jeden z najwybitniejszych polskich królów Stefan Batory urządził główną bazę dla swych wypraw przeciwko carowi Rosji Iwanowi Groźnemu i tam zmarł dość niespodziewanie w grudniu 1586 roku po polowaniu w pobliskiej puszczy.
W 1673 roku przyjęto uchwałę zgłoszoną przez posłów Wielkiego Księstwa Litewskiego, że co trzecie posiedzenie sejmu Rzeczypospolitej Obojga Narodów powinno odbywać się w Grodnie. Tam też, niestety, odbył się ostatni sejm, który położył kres istnieniu I Rzeczypospolitej. Sejm, który pod wpływem targowiczan zalegalizował rozbiory Polski. I tam właśnie abdykował ostatni polski król - Stanisław August Poniatowski, legalizując tym samym likwidację państwa polskiego, które odrodzi się dopiero po 123 latach.
W Grodnie od wieków mieszkała wielotysięczna społeczność polska. Ogromna jej większość nie zostawiła po sobie najmniejszego śladu. Po niektórych zostały jedynie jakieś strzępy informacji: pojedynczy dokument, który nie spłonął w czasie wojen, czy jakaś nadwątlona biegiem zdarzeń fotografia, częstokroć niezidentyfikowana personalnie. Ale są też rodziny, które dbały o pamięć o przodkach i nie bacząc na niesprzyjające warunki, gromadziły wspomnienia, zdjęcia i różnego rodzaju dokumenty rodzinne.
Taką polską grodzieńską rodziną są Gaponikowie, których historia rozciągnięta jest na przestrzeni od Grodna po Zabrze na Śląsku, od Petersburga w Rosji po Dortmund w Niemczech. Za protoplastów tej rodziny, mieszkającej obecnie w Zabrzu, uważani są Antonina z Kuncewiczów (1875-1962) i Antoni (1860-1927) Gaponikowie, mieszkający kilkadziesiąt lat w Grodnie przy ulicy Podolnej. Mieli siedmioro dzieci. Pierworodny syn, Władysław, był absolwentem Carskiej Oficerskiej Szkoły Artylerii w Petersburgu. Po rewolucji październikowej został wcielony do bolszewickiej kawalerii. Czuł się jednak Polakiem i gdy tylko nadarzyła się okazja, zbiegł w rodzinne strony. Przywdział polski mundur i wykazał się bohaterstwem, walcząc o granice odradzającej się Polski. Po wojnie z bolszewikami zamieszkał na stałe w Wilnie, a gdy po 20 latach Polska straciła to miasto, wyjechał na Pomorze i osiadł w Słupsku.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień