Sądowe awantury czas już zacząć. Teraz absolutorium
O honor, sprawiedliwość, wizerunek, pieniądze. Nie widać końca sądowych sporów między prezydentem Białegostoku, a radnymi PiS. Czy zyskują na tym mieszkańcy?
Taki scenariusz był do przewidzenia już trzy lata temu, gdy wybory do rady miasta wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Słowne utarczki między prezydentem a radnymi największego klubu szybko przerodziły się w otwarty konflikt. Obydwie strony uparcie zaczęły bronić swoich racji. Sąd był tylko kwestią czasu. Białostocka polityka przeniosła się na wokandę.
Pierwsze procesy już za nami, w tym batalia o prezydencką pensję, którą radni PiS obniżyli o ok. 3 tys. zł. Jednak sąd pracy, powołując się m.in. na zakaz dyskryminacji, przywrócił poprzednie wynagrodzenie. Prezydent wygrał, ale to sprawy nie zakończyło. Na 23 listopada została wyznaczona apelacja. Wnioskowali o nią radni PiS
- Rada miasta ma prawo do oceny pracy prezydenta. O dyskryminacji nie może być mowy. Radni w żaden sposób nie ograniczają prezydenta. Bez przeszkód pełni on swoją funkcję - mówi Marek Chojnowski, radny PiS, który reprezentuje radę miasta w sporze o pensję.
Takich sporów jest więcej. Po raz drugi na wokandę trafia sprawa o absolutorium za wykonanie budżetu miasta za 2015 rok. Radni nie udzielili go prezydentowi, a ich decyzję wsparła Regionalna Izba Obrachunkowa. Proces rusza jutro na wniosek Tadeusza Truskolaskiego. Czy ma sens, tym bardziej, że dotyczy sprawy sprzed dwóch lat? - Ma sens. RIO w swoim stanowisku z jednej strony nie znalazła podstaw, by uchwałę radnych unieważnić. Z drugiej strony w bardzo obszernym uzasadnieniu dowodzi, że nie było merytorycznych podstaw, by absolutorium nie udzielić. Że budżet został wykonany prawidłowo. Nie można tworzyć stanu prawnego, który ma się nijak do rzeczywistości - podkreśla Urszula Mirończuk, rzeczniczka prezydenta Białystok.
- Ze zdziwieniem przyglądamy się działaniom prezydenta. Zamiast sprawnie działać na rzecz lokalnej społeczności, koncentruje się na procesach sądowych - komentuje z kolei Henryk Dębowski szef klubu PiS w radzie miasta.
Ale ten zarzut może działać w dwie strony. Radni PiS zastanawiają się bowiem, czy nie skierować do sądu absolutorium za 2016 rok. Też go nie udzielili prezydentowi, ale tym razem RIO ich uchwałę uchyliła. - Widzimy brak konsekwencji w działaniu RIO, początkowo wydaje pozytywne uchwały, po czym wyraża zdanie odmienne. Oczywiście sprawy mieszkańców są dla nas priorytetem, ale nie wykluczamy podjęcia dalszych kroków prawnych - dodaje Henryk Dębowski.
Konsekwencjami prawnymi może zakończyć się za to sprawa kontrowersyjnej wypowiedzi innego radnego PiS Krzysztofa Stawnickiego. To on określił pracę Tadeusza Truskolaskiego na uczelni „chałturzeniem”. Zrobił to podczas uzasadniania obniżki prezydenckiej pensji. Proces może rozpocząć się w październiku. Chyba, że wcześniej dojdzie do ugody. Ta ponoć nadal jest możliwa.
- Być może niefortunnie dobrałem słowa, ale nie uważam, że pomówiłem, czy zniesławiłem pana prezydenta - podkreśla radny Krzysztof Stawnicki. Dodaje, że w debacie publicznej, często używa się ostrych sformułowań.
- Liczę, że dojdziemy do porozumienia z panem prezydentem - podkreśla Krzysztof Stawnicki.
- Można byłoby powiedzieć: nie przenoście nam polityki do sądów. Niestety, obserwując to co się dzieje lokalnie i w całym kraju, tych sporów politycznych na sali rozpraw jest coraz więcej - podkreśla białostocki adwokat Bartosz Wojda.
- Z jednej strony każdy ma prawo walczyć w sądzie o sprawiedliwość. Żyjemy w wolnym kraju. Czy zyskują na tym mieszkańcy Białegostoku? Wątpię - mówi nam anonimowo jeden z białostockich radnych.