
Za dwa tygodnie sąd w Poznaniu wyda prawomocny wyrok w głośnej sprawie lekarza i położnej z Polnej, którzy w pierwszej instancji zostali skazani na karę bezwzględnego więzienia.
Tamtej drogi z Poznania do domu pod Czarnkowem pan Przemysławw nie zapomni nigdy. W ostatnim dniu października 2009 r. wracał ze szpitala, gdzie jego żona miała urodzić ich drugie dziecko. W domu czekała na nich starsza córka, która nie mogła doczekać się narodzin wyczekiwanej siostry.
- Jechałem wtedy i
zastanawiałem się, jak przekazać dziewięciolatce, że jej mama nie żyje
- mówi pan Przemysław. - Nie pamiętam, jak to powiedziałem.
Kolejne tragiczne wiadomości nadeszły po dwóch dniach. W szpitalu zmarła też nowo narodzona Jagódka.
- Tak bardzo czekaliśmy na drugie dziecko - pan Przemysław nie może powstrzymać łez. - Dzisiaj chciałbym tylko dowiedzieć się prawdy.
Kto odpowiada za śmierć mojej żony i córeczki?
Zaraz po tragicznych wydarzeniach w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym UMP przy ul. Polnej w Poznaniu pan Przemysław zgłosił sprawę do prokuratury. Akt oskarżenia trafił do sądu 28 grudnia 2012 r. Kolejne dwa lata toczył się proces . Było w nim dwóch oskarżonych: lekarz oraz położna. To oni mieli dopuścić się niedozwolonych czynności podczas porodu, w wyniku których doszło do pęknięcia macicy i wykrwawienia się pacjentki. Jej dziecko zmarło po 90 godzinach walki o życie.
Prokurator żądał wtedy dla lekarza 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Sad jednak zdecydował inaczej. Zmienił kwalifikację czynu na umyślne spowodowanie śmierci i skazał go na 3 lata bezwzględnego więzienia, a położną na 2 lata pozbawienia wolności.
Sąd uznał bowiem, że lekarz z położną zastosowali niedozwolony chwyt Kristellera, który polega na silnym ucisku dna macicy w celu „wypchnięcia” dziecka. To właśnie w wyniku tego manewru miało dojść do pęknięcia macicy i w konsekwencji do śmierci pacjentki.
Obrońcy oskarżonych twierdzą, że te zbyt daleko posunięte wnioski to tylko hipotezy, a nie twarde dowody, na podstawie których można posłać człowieka do więzienia.
- Mam świadomość, że sprawa dotyczy ogromnych ludzkich tragedii, ale mamy tu wiele wątpliwości - mówiła mecenas Urszula Nowaczyk, obrońca oskarżonego lekarza. - Pierwszą jest pytanie, czy był to chwyt Kristellera, a drugą, czy nazwane tak działanie było rzeczywiście przyczyną pęknięcia macicy.
Obrońcy cytowali opinie biegłych, których w trakcie procesu powoływał sąd. Na ten sam materiał powoływała się prokurator.
-
Oskarżeni dopuścili się błędu w sztuce, o czym świadczą opinie biegłych.
Stwierdzili oni, że jakiekolwiek uciskanie na brzuch podczas porodu nie było uzasadnione medycznie.
Obrońcy wskazywali też inne osoby, które przebywały w sali porodowej i miały mieć większy wpływ na jego przebieg niż oskarżeni.
- Z punktu widzenia mojego klienta nie ma znaczenia, jak nazwie się ten manewr - mówiła mec. Katarzyna Golusińska. - Jego żona powierzyła oskarżonym to, co miała najcenniejsze: życie swoje i swojego dziecka. Oskarżeni tego zaufania nadużyli. Zastosowali czynności, dla których w tamtym momencie nie było żadnego uzasadnienia.
Obrońcy lekarza domagają się zmiany kary lub unieważnienia wyroku.
Prokurator wnioskowała o zachowanie wyroku, czyli bezwzględne więzienie.
- Jest mi niezmiernie przykro z powodu tego, co się stało. Każdego dnia, od siedmiu lat o tym myślę - mówił oskarżony lekarz. - Szczerze współczuję poszkodowanemu.