Iwona Krzywda

Są pacjenci, którzy od razu walczą. To ci, którzy mają dojrzałą głowę

Niektórzy pacjenci nigdy nie godzą się z trudną diagnozę, a mechanizm zaprzeczenia bardzo utrudnia skuteczną terapię choroby Fot. 123rf Niektórzy pacjenci nigdy nie godzą się z trudną diagnozę, a mechanizm zaprzeczenia bardzo utrudnia skuteczną terapię choroby
Iwona Krzywda

Nawet z najtrudniejszą diagnozą da się pogodzić. W obliczu ciężkiej choroby, nie każdy znajduje jednak motywację potrzebną do leczenia. To, czy podejmie wyzwanie zależy głównie od jego osobowości - mówi psychiatra prof. dr hab. med. Krzysztof Rutkowski.

- Młody chłopak, który stracił nogę i od kilku lat musi żyć z protezą, przekonywał mnie niedawno, że gdyby miał szansę cofnąć czas, musiałby się dwa razy zastanowić, czy chciałby tego uniknąć. Kłamał?

- Nie, dlaczego? Trudno mi analizować kogoś na odległość, wolałbym tego uniknąć. Nie odnosząc się do tego konkretnego przykładu, jest oczywiste, że utrata kończyny jest bardzo poważnym urazem fizycznym i psychicznym, jednak - zwłaszcza z perspektywy mijających lat - pogodzenie się z tego rodzaju stratą jest jak najbardziej możliwe.

- Co dzieje się w głowie pacjenta, kiedy słyszy druzgocącą diagnozę i dowiaduje się na przykład, że stracił nogę albo będzie musiał zmierzyć się z chorobą nowotworową?

- Wachlarz reakcji w tego typu sytuacjach jest bardzo szeroki. Zdarzają się pacjenci, którzy już na wstępie są nastawieni aktywnie i zmotywowani do walki z chorobą. Jedną z reakcji obronnych psychiki jest również zaprzeczenie. Na taki mechanizm zwraca się dużo większą uwagę i częściej się o nim mówi, bo niestety może mieć on druzgocące skutki. Jeżeli chory nie chce pogodzić się z sytuacją, w jakiej się znalazł i zwleka z podjęciem koniecznego leczenia, jego terapia po upływie czasu jest dużo trudniejsza. Reakcje na chorobę lub uraz mogą być także krańcowe, z myślami samobójczymi włącznie.

- Od czego zależy to, jak szybko udaje nam się pogodzić z nową sytuacją i stanąć do walki?

- Decydująca jest osobowość, jaką każdy z nas wypracował w trakcie swojego dotychczasowego życia. Z kolei jej cechy w dużej mierze zależą od sposobu wychowania. Jeżeli dana osoba była wychowywana w sposób unikający i lękowy, ponieważ jej rodzice mieli tego rodzaju osobowość i niechętnie podejmowali różnego rodzaju aktywności, sama będzie te schematy powielać. A reakcja na chorobę, nie różni się od naszego sposobu działania w przypadku innego rodzaju trudności, które napotykamy w codziennym życiu. Dlatego też nie każdy pacjent dochodzi w ogóle do etapu pogodzenia z chorobą. Jeżeli ktoś na co dzień posługuję się mechanizmem zaprzeczania, nie należy zakładać, że gdy zachoruje na nowotwór, jego osobowość gruntownie się zmieni. Może się tak stać, ale wcale nie musi.

- Czy to oznacza, że na zmierzenie się z trudną diagnozą można się przygotować?

- Zdecydowanie tak. Być może mówienie o „przygotowaniach” w kontekście zachorowania na nowotwór nie jest najwłaściwsze, ale w praktyce rzeczywiście tak to wygląda. Jeżeli ktoś wypracował ogólne mechanizmy radzenia sobie ze stresem, jest to swego rodzaju inwestycja, która w przyszłości sprawi, że w reakcji na diagnozę nie pojawią się różnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Wymaga to jednak dojrzałości. Właśnie dlatego tak istotne jest, żeby już na początku rodzice byli wobec swojego dziecka „wystarczającą dobrzy”, jak określają to psychiatrzy, czyli nie nadopiekuńczy. Dziecko należy wspierać, ale warto mu pozwolić, żeby ze swoimi problemami uporało się samodzielnie.

- Jaki wpływ na efekty leczenia ma forma psychiczna pacjenta?

- Ogromny, przede wszystkim ze względu na mobilizację do podjęcia leczenia. Zdarza się, że chorym nie udaje się pomóc, nie dlatego, że brakuje opcji terapeutycznych, ale właśnie ze względu na to, że w ogóle nie chcą oni podjąć terapii albo w jej trakcie tracą potrzebną motywację. Odpowiednie zasoby psychiczne bardzo ułatwiają zdrowienie, zwiększają również odporność na zachorowania - chociaż to już dużo bardziej skomplikowany mechanizm. Bardzo dobre efekty daje oczywiście wsparcie społeczne. Dobrze, jeżeli w takiej sytuacji chory może liczyć na rodzinę, ale równie cennym oparciem może być grupa przyjaciół.

- Lekarze potrafią rozmawiać z pacjentami i informować ich o trudnych diagnozach?

- Mam taką nadzieję. Uczymy tego. Na studiach medycznych prowadzonych przez Uniwersytet Jagielloński Collegium Medicum zajęcia z tego zakresu są elementem programu nauczania. To bardzo istotne, w jaki sposób pacjent dowiaduje się o swojej chorobie. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie informacje da się przekazać tak, jak chory chciałby je usłyszeć. Pacjent patrzy na to z innej strony, zwraca uwagę przede wszystkim na to, jak poczuł się po tym, co powiedział lekarz. Jeżeli w trakcie rozmowy pojawia się lęk czy niepokój, chory w ogóle może „nie usłyszeć” informacji, które próbuje przekazać lekarz.

- A może lepiej nie mówić choremu całej prawdy i liczyć, że zadziała tzw. efekt placebo?

- Pacjent ma prawo do pełnej informacji na temat swojego stanu zdrowia. To zresztą zostało sformalizowane. W niektórych przypadkach niewiedza może być jednak dopuszczalna. Chory może bowiem wskazać, że nie chce być informowany o szczegółach swojego leczenia w tym o rokowaniach. Taką decyzję musi jednak podjąć samodzielnie, nie powinna ona leżeć po stronie innych osób. Lekarz owszem jest fachowcem w swojej dziedzinie, nie upoważnia go to jednak do tego, żeby wybierał, jakie informacje przekazać, a które zataić.

- Czy z punktu widzenia pacjenta nie byłoby optymalnym rozwiązaniem, gdyby w tego rodzaju trudnych rozmowach brał udział również psycholog czy psychiatra?

- Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, obecność specjalistów mogłaby z góry wskazywać, że reakcja pacjenta - jakakolwiek by ona nie była - jest patologiczna i potrzebny jest ktoś, kto będzie ją leczył. Ostatnio bardzo dużo mówi się o epidemii depresji wśród Polaków. W efekcie pokutuje stereotyp, że nie dobrze być smutnym. Nie dobrze napisać na Facebooku, że jest nam przykro, lepiej pochwalić się, jak wspaniale nam się układa. Tymczasem reakcja lękiem, smutkiem czy rozpaczą, w niektórych sytuacjach bywa bardzo zdrowa i wcale nie wymaga interwencji specjalisty z zakresu psychiatrii.

- Gdzie w takim razie jest granica? Kiedy należy sięgnąć po tego rodzaju pomoc?

- To musi już ocenić sam pacjent. Żaden psycholog czy psychiatria obecny przy stawianiu diagnozy o chorobie nowotworowej nie jest w stanie zmienić tego, z czym będzie musiał zmierzyć się chory. Jeżeli jednak w efekcie tego co usłyszał, pojawiają się trudności psychiczne, które dezorganizują jego codzienne życie, wówczas warto zgłosić się po profesjonalną pomoc.

WIDEO: Barometr Bartusia - mały ZUS - (odc. 4)

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Iwona Krzywda

Do redakcji Dziennika Polskiego dołączyłam w sierpniu 2015 r. Zajmuję się głównie ogólnopolskimi i lokalnymi tematami związanymi z systemem ochrony zdrowia oraz szkolnictwem wyższym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.