S jak satanistyczny mord sprzed 15 lat w rudzkim lesie [LINIA CZASU]

Czytaj dalej
Fot. arc.
Aldona Minorczyk

S jak satanistyczny mord sprzed 15 lat w rudzkim lesie [LINIA CZASU]

Aldona Minorczyk

15 lat temu tą zbrodnią żył cały region. 2 marca 1999 roku w bunkrze w rudzkim lesie 20-letni Tomasz S. i 19-letni Robert K. w satanistycznym rytuale zabili dwójkę przyjaciół Karinę M. i Kamila W. Mieli popełnić samobójstwo, ale zabrakło im odwagi.

Dożywocie dla jednego i 25 lat więzienia dla drugiego sprawcy rytualnego mordu. Taki usłyszeli wyrok. – Zabójstwo człowieka w imię jakiejkolwiek ideologii zasługuje na szczególne potępienie. Tomasz S. i Robert K. precyzyjnie zaplanowali zbrodnię, a ich czyn został popełniony z niskich pobudek. Chcieli złożyć ofiarę szatanowi – mówił uzasadniając wyrok przewodniczący składu orzekającego sędzia Henryk Wach.

Ofiary i mordercy mieszkali na spokojnym górniczym osiedlu w Halembie, dzielnicy Rudy Śląskiej. Blokowisko jakich wiele. Dzieci przyjaźniły się, rodzice utrzymywali sąsiedzkie relacje. Dlaczego doszło do tak niebywałej tragedii? Fakty, jakie odkryli śledczy są porażające.

Biblia Szatana
Z sądowych akt wynika, że Tomasz i Robert zaplanowali morderstwo pół roku wcześniej. Byli satanistami. Twórcą współczesnego satanizmu jest Anton Szandor LaVey, emigrant węgierski, który w 1966 r. założył w San Francisco światowy "Kościół Szatana". Doktrynę zawarł w książce pt. "Biblia Szatana" (zwanej "Czarną Biblią"). Mianował się też "Czarnym papieżem". To jemu uwierzyli młodzi rudzianie. Sataniści są uznawani za jeden z najbardziej destrukcyjnych ruchów wyznaniowych. Oddawanie kultu szatanowi, "czystemu Złu", kojarzy się głównie z czarnymi mszami, orgiami czy składaniem ofiar ze zwierząt i ludzi. Młodzi rudzianie w leśnym bunkrze z grupą znajomych odprawiali rytuały od kilku lat. Trzymali się za ręce, czytali na głos biblię LaVeya, palili kartki i świece. Czasami uprawiali rytualny seks. Nazywali to wywoływaniem duchów. Nie przeszkadzało to niektórym w niedziele grzecznie klęczeć w kościelnych ławkach. Dziecinada? Z tego się wyrasta? Być może, ale nie w tym wypadku.

27 lutego 1999 roku Tomasz z Robertem pojechali na zakupy do Katowic. Kupili dwa noże. Jeden w kształcie małego miecza z czarną rękojeścią, drugi z podobizną głowy konia. Robert dla siebie dokupił znak pentagramu. Tego dnia do Polski przyjechała z Londynu ich znajoma Karina. Uczyła się tam. Po cichu kochała się w Tomku. On traktował ją jak znajomą. Za to życia bez niej nie wyobrażał sobie Robert.

Pięć dni później w czwórkę (z Kariną i Kamilem) poszli do bunkra. Około 20 Robert i Tomasz namalowali na ścianie jednego z pomieszczeń bunkra czerwoną farbą odwrócony krzyż, trzy cyfry 6, trzy litery F (to symbol Bestii), krzyż Konfucjusza i symbole egipskich bóstw Amona i Ra. Do tego duży napis „Dies Mies Jeschet boenedoesef douvena enithemaus", czyli „Ta podwójna ofiara dobra jest dla miejsca dwóch żyć”. Rozpalili czarne świece...

Na drugą stronę...
Kamil i Karina czekali w tym czasie na zewnątrz. Niczego nie podejrzewali. Ustalenia były takie: Tomasz miał zabić Karinę. Robert nie potrafiłby tego zrobić. Dziewczyna mu się podobała. Dlaczego wybrali właśnie Karinę? Robert zeznał: „Chciałem zabrać ją na drugą stronę. W życie po śmierci”. Ofiarą mordu rytualnego miała być też Anna, dziewczyna Tomasza. Była z nim w ciąży. On nie wyobrażał sobie, by w przyszłości ktoś wychowywał jego dziecko. Anna dowiedziała się o tym wszystkim z gazet. Chciała usunąć dziecko. Nie zrobiła tego. Wychowuje syna.

O tym, co stało się nocą, 2 marca, z wtorku na środę, Robert opowiadał szczegółowo w prokuraturze. Karina i Kamil uklękli odwróceni do siebie plecami, pochylili głowy. „Mieliśmy przy sobie świeczki. Ja trzymałem ją w lewej ręce. W tej samej ręce miałem kartkę z formułką. W połowie odczytywania formułek wyciągnęliśmy noże, unieśliśmy je nad ich głowami. Ja dźgnąłem Kamila w okolice pleców, boków. Po pierwszym pchnięciu Kamil na mnie spojrzał. (...) Zacząłem zadawać kolejne uderzenia wszędzie, gdzie się odsłonił. W końcu znieruchomiał, więc przestałem. (...) Widziałem, że Tomek szamoce się z Kariną. Błagała o życie: „Ratuj mnie, Robert”. Nie zareagowałem. (...) Chciałem zdobyć przychylność zła, zabijając Kamila. Jestem zdrajcą, bo nie wypełniłem rytuału, nie popełniłem samobójstwa."

W śledztwie Tomasz przyznał także, że myślał, że do zabicia człowieka wystarczy jeden cios. „Takie filmy cały czas lecą w telewizji” – mówił. Karina dostała sześć uderzeń nożem w głowę, następne w brzuch, klatkę piersiową, Kamil - osiem w plecy, potem w głowę. W sumie kilkadziesiąt. Tomasz ocenił później: „Nie zdawałem sobie sprawy, że tak trudno zabić człowieka”. Następnego dnia ktoś próbował zatrzeć ślady zbrodni. Nad ranem przyszedł do bunkra, ułożył zwłoki na materacu i usiłował je spalić. Pozostały po nim tylko zardzewiałe sprężyny, polane żółtą cieczą. Obaj sprawcy morderstwa się do tego nie przyznali.

Ostatnia droga z Jezusem
Karina miała katolicki pogrzeb. Podobno jej ostatnie słowa były skierowane do Jezusa. Kamil nie był ochrzczony, ale jego rodzina poprosiła, by w drodze na cmentarz towarzyszył jej kapłan. Podczas procesu prokuratura ujawniła, że Tomasz S. zlecił swoje odbicie z aresztu, a potem zabójstwo siostry współoskarżonego Roberta K. Oferował za to 100 tys. zł. Udało się też przechwycić jego greps, w którym prosił brata Jacka S. o zorganizowanie odbicia. Akcję miał przeprowadzić ich znajomy Jacek K. Jak ten jednak zeznał w śledztwie doszło do jego spotkania z Jackiem S., podczas którego ten zaproponował za odbicie Tomasza początkowo 20, a następnie 100 tys. zł. Przy okazji wyszło na jaw, że Tomasz S. szukał poprzez znajomych w areszcie człowieka, który by zamordował siostrę Roberta K. Chciał zmusić Roberta K. do wzięcia całej winy na siebie.

Psychologowie uznali, że Tomasz był w pełni poczytalny. Miał za to dwoistą naturę. Z zewnątrz ogłada, spokój. Wewnątrz tłumiona agresja, zaburzona uczuciowość wyższa. Gwałtowny, czasem fanatyczny. Kilka lat przed zabójstwem stał się głową rodziny. Jego ojciec zmarł na raka. Sąd orzekł mu dożywocie.

Robert pochodził z rozbitej rodziny. Miał żal do ojca. Z opinii psychologicznej: „zainteresowanie filozofią zła było odpowiedzią na fałsz i kłamstwa ojca”. Ale jest też inne zdanie: „Resocjalizacja może w jego przypadku przynieść efekty”. Na wolność wyjdzie w 2024 roku, czyli za 10 lat. Będzie w sile wieku, 44 lata.
***
Obecnie w Polsce mamy około 300 sekt. Szacunkowo mają 300 000 członków, ale przeszło milion osób znajduje się pod ich wpływem.

Aldona Minorczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.